Sytuacja beznadziejna

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Lenka
Posty: 89
Rejestracja: 27 lip 2017, 11:12
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: Lenka »

Dziękuję bosa-i proszę o jeszcze 😘

Czary-mary - dobre to :) Ciezko jest, nawet bardzo. Boję się, że popadam w jakąś depresję. Wszystko zaczyna mnie boleć. Ajjjj...

Nie rozumiem takiego zachowania. Gość jeździ, zdradza, chociaż wcześniej zapewniał, ze tamta jest zła, bo się nie może określić, a potem chce przenocować w domu. Czy oni nie mają za grosz honoru? Chcę być tam, to zabieram swoje zabawki i znikam, a nie pokazuję sie ciągle żonie, którą ranię samą obecnością i mówieniem "matka dziecka jest mi bliska". Albo zostaję i naprawiam. Ostatnio jak mówię kochanka, to mnie poprawia na "matka mojego dziecka" :lol: .
Napisałam mu dzisiaj, że jeśli chce utrzymywać relacje seksualne z kochanką, to ja nie chcę mieć z nim żadnego kontaktu. I żeby się zastanowił, bo jeszcze chcę ratować nasze małżeństwo, ale to się może zmienić. Odpisał, że on nie ma co ratować, bo ciągle ma przed oczami dziecko i ono go do nich ciągnie. Ono tak bardzo ich scala. Odpisałam, że to raczej nie dziecko tak scala. Nie rozumie też, że mówiąc o tym dziecku rani mnie jeszcze bardziej.

Czytałam dzisiaj post Dotki i chyba myślę podobnie jak Ona. Wiem, że musimy pracować nad sobą, ale wg mnie, to bardziej ma służyć nam. Bo dla mojego męża zadbana, radząca sobie żona, to tylko potwierdzenie, że może spokojnie odejść. W końcu nie jest źle - żona sobie radzi, pogodziła się z sytuacją i jest dobrze. Więc on swoje szczęście może spokojnie budować gdzie indziej. Ja bardzo często słyszałam, żebym wyszła, pokazała się ludziom, że nie ma co płakać, jeszcze wszystko sobie poukładam, będzie mi lepiej bez niego, jeszcze będę szczęśliwa, może nawet będę miała dzieci. No chyba, ze chcę wszystkim pokazać, jak jest mi źle, aby wszyscy pomyśleli, jaki to on zły, jak zniszczył swoją żonę. I co mam myśleć?

Wracają do mnie myśli o adopcji i od razu uprzedzam-to nie jest lekarstwo na kryzys. Od dawna już o tym myślę. Tylko jako osoba samotna jestem raczej bez szans. Orientuje się ktoś w tym temacie?
"Jezu, ufam Tobie - Ty się tym zajmij"
Wiedźmin

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: Wiedźmin »

Lenka pisze: 21 sie 2017, 21:57 [...]
Wracają do mnie myśli o adopcji [...] Tylko jako osoba samotna jestem raczej bez szans. Orientuje się ktoś w tym temacie?
Ja sie nie specjalnie orientuje... i będzie nieco z uśmiechem ;) ... ale:

wg. mnie i wg prawa, to nie jesteś samotna. Masz męża i wszystkie papiery, które to potwierdzają.

Pewnie nawet raczej nie zdążył sie przemeldować - więc... od strony papierowej zdrowa komórka społeczna :)
Lenka
Posty: 89
Rejestracja: 27 lip 2017, 11:12
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: Lenka »

:D
I jeszcze dobry sąsiad na wywiady środowiskowe-myślisz, że się uda?
"Jezu, ufam Tobie - Ty się tym zajmij"
Lenka
Posty: 89
Rejestracja: 27 lip 2017, 11:12
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: Lenka »

Mąż po wczorajszym sms-ie przenocował u kolegi. Zapytał wieczorem, czy ma tam zostać na noc, a ja zapytałam: skoro nie ma co ratować, to po co chce przyjechać. Odpisał "spać". Nie odpowiedziałam, nie przyjechał. Źle się z tym czuję, jakbym go wyrzuciła.
Rano był w magazynie, zabrał trochę rzeczy, do mieszkania nie wszedł. Chyba się wyprowadza powoli :( .
Mam wrażenie, że źle to załatwiłam. On jest bardzo wrażliwy, może powinnam pokazać, że mi na nim bardziej zależy. Pokazać jakoś, że mamy szanse, bo on ciągle nie wierzy, że da się tutaj cokolwiek zmienić. Ale jak, skoro bardziej słucha tego, co mówi kochanka niż żona.
Nie docierają do niego argumenty ani religijne ani ludzkie. Ostatnio zresztą bardzo oddalił się od Boga, krytykuje kościół, różaniec, co się wcześniej nie zdarzało. Czy to się kiedykolwiek zmieni?
Sama zaczynam się zastanawiać, czy nasze małżeństwo ma jakiekolwiek szanse.
Proszę Was Kochani o modlitwę.
"Jezu, ufam Tobie - Ty się tym zajmij"
katalotka72
Posty: 155
Rejestracja: 16 mar 2017, 18:52
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: katalotka72 »

pozwól mu się poparzyć, niech leci jak ćma w środek ognia, miodu tam nie będzie miał, bo nigdzie go nie ma, do tego obowiązki rodzicielskie
dobrze, że stawiasz granice, nie pozwól traktować swojego domu jak przechowalni dla niewiernego, albo wraca i buduje, albo znika - nie ma nic po środku, nie ma nic pół na pół
dbaj o siebie i nie daj wbijać się w poczucie winy
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: inga »

Ja też się bałam, że może nie widzieć, że mi jeszcze zależy.. Ze powinnam może podjąć z nim rozmowę o naszym małżeństwie. Ale wtedy tu na forum otrzymałam bardzo bardzo ważne rady.. Wszyscy byli jednogłośni, że on i tak nie jest na to gotowy. I odpuscilam, a to daje efekty.. To jest takie banalne.. Jak zdrada.. Ze kiedy odchodzący widzi, że porzucony małżonek jest silny, a mają jeszcze jakieś rozterki (o których nie muszą mówić), to zaczyna ich taka postawa 'ruszać'. Jak mi mąż powiedział, że nie wie czy mnie jeszcze kocha.. To nagle poczułam jak ja go kocham, chociaż od dłuższego czasu czułam jałowość moich uczuć..
Bądź silna.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: lustro »

A ja tak czytając pomyślałam - wraca sobie do domu, bo w domu spokój i cisza. Nie ma placzacego w nocy dziecka, zmęczonej i zdenerwowanej mamy, która oczekuje pomocy...fajnie się ma, mając takie zacisze.

Do tego zawsze może powiedzieć - to mój dom.

Zastanów sie, co daje Ci poczucie godności I własnej wartości?
Czy to, ze on jest w domu jak w hotelu?
Czy to, ze zostawisz wyraźnie granice?
Lenka
Posty: 89
Rejestracja: 27 lip 2017, 11:12
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: Lenka »

Dziękuję Wam Kochani za słowa wsparcia :D. Nie zdawałam sobie sprawy, że będzie tak ciężko.

Inga, ja niestety trafiłam tutaj rok po zdradzie, czyli trochę późno. Chociaż ze względu na dziecko nie wiem, czy cokolwiek byłoby inaczej i ze względu na nie jakoś czarno to wszystko u nas widzę. Chociaż od początku mam wrażenie, że nie odejdzie - nie wiem dlaczego.
Mój mąż nie może nie wiedzieć, że mi zależy na ratowaniu naszego małżeństwa, bo o tym ciągle mówię. Aż sama jestem już na siebie zła. Na każde moje stwierdzenie, że małżeństwo jest najważniejsze słyszę: "Ale tam jest takie małe 56 cm i ono jest dla mnie najważniejsze, a jej matka jest mi bliska". W kółko powtarza to zdanie, jak nawiedzony. Facet ma 47 lat, a zachowuje się jak szczeniak. Więc stwierdziłam ostatnio, że mam dość. Sama już źle się czuję ze sobą, że ciągle go przekonuję, a on tak jakby się z tego śmiał.

Katalotka72, Lustro - kiedyś, gdy powiedziałam, że tam ma spokój, bo nikt się go nie czepia, kochankę, która jest milutka, seksu pod dostatkiem, dziecko, a raczej od razu dwójkę oraz psa, to stwierdził, że spokój to ma tutaj. Może spać do południa i robić co chce. A w innej rozmowie powiedział, że tutaj cicho, pusto, zimno, żona, która się czepia, a tam dom pełen ludzi, hałas, cały czas coś się dzieje - to bardziej przyciąga.
Kochanka mieszka ponad 200 km od naszego miejsca zamieszkania, a mąż do pracy wyjeżdża stąd. Gdyby nie to, pewnie by nie wracał.

Wtedy, kiedy okazało się, że tamta jest w ciąży ja panikowałam, że zostawia mnie samą, z wszystkimi opłatami i kredytem mieszkaniowym we frankach :D (powiedział, że skoro nie będzie mieszkał, to nie musi się dokładać) i w razie, gdyby mu się coś stało, to będę miała ogromne problemy finansowe. Nie wyobrażam sobie spłaty dziecka, a ona nie odpuści na pewno. Zresztą dalej się tego obawiam. Gdy postanowił zostać zdecydowaliśmy zrobić rozdzielność majątkową z podziałem majątku i przepisaniem mieszkania na mnie, ale tak jakoś zeszło i nie zrobiliśmy tego. Oczywiście stwierdził również, że skoro mieszkanie będzie na mnie, to on nie będzie go spłacał. Kilka dni temu temat powrócił. Wczoraj próbowałam się dowiedzieć, czy umówił się z notariuszem, ale nie raczy odpisać. Zachowuje się tak, jakbym nie istniała dla niego. Może się obraził. Stwierdził, że jak nie chcę z nim kontaktu, to ma to gdzieś? Od tamtej pory się nie odezwał. Nie wiem, czy drążyć temat, czy na razie lepiej nie.
Siedzę dzisiaj sama w pustym mieszkaniu i piszę do Was. Straszne to wszystko. Trzymałam się cały dzień, a teraz się rozkładam.
"Jezu, ufam Tobie - Ty się tym zajmij"
annate
Posty: 14
Rejestracja: 09 sie 2017, 13:04
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: annate »

Witaj Leno.
Twój wątek zachęcił mnie to założenia konta na forum, bo mam nadzieję, że będę w stanie Ci pomóc.

Po pierwsze:
Nie wyobrażam sobie spłaty dziecka, a ona nie odpuści na pewno.
Twój mąż będzie płacił na utrzymanie tego dziecka do czasu, aż nie skończy 18 lat lub nie będzie się ono uczyć. Czyli możliwe, że przez najbliższe 25 lat. To dziecko będzie z Wami już do końca Waszego życia. Nawet, jak mąż wróci. Nawet, jak będziecie mieli własne dzieci. Co więcej, jak będziecie mieli własne dzieci, to zobowiązania finansowe/ emocjonalne/ czasowe wobec dziecka kochanki są tak samo ważne jak wobec waszych 'małżeńskich' dzieci.
Nie tej dziewczynki wina, że nie urodziła się w prawowitym związku. Ona jedna pośród waszej czwórki jest całkowicie niewinna i potrzebuje ojca, żeby móc wyrosnąć na szczęśliwego, pewnego siebie człowieka.

Po drugie zastanów się proszę nad własnym wkładem w kryzys. Przecież są szczęśliwe, bezdzietne małżeństwa. Z jakiegoś powodu Twój mąż wylądował w łóżku z inną kobietą. Jak wyglądało Wasze wspólne życie, na co uskarżał się mąż?
Wydajesz się być bardzo skupiona na Waszych staraniach o potomstwo, piszesz o dzieciach w każdym prawie poście. Czy nie traktowałaś męża tylko jako 'rozpłodownika'? Jak wyglądało Wasze życie seksualne? Czy nie zabrakło w nim czułości, spontaniczności, skupienia na drugim, bliskim człowieku, a nie tylko marzeniu o potomstwu?

Ponadto zastanów się nad własną hierarchią wartości. Tutaj mówimy :
1. Bóg
2. MAŁŻONEK
3. Dzieci

Wydaje mi się, o czym sama z resztą pisałaś, że dla was na pierwszym miejscu były dzieci. Ważniejsze od małżeństwa, co poniekąd tłumaczy pozamałżeńskie dziecko Twojego męża. Warto to poukładać, będzie Ci łatwiej w życiu.

I już na sam koniec powiem, że nie wiem, czy Twój mąż wróci. Może tak. Nie wiem, czy będziecie mieli dzieci. Może.
Ale chyba warto się zastanowić, co zrobić z resztą swojego czasu, jeśli tych dzieci nie będzie. Przecież można przeżyć szczęśliwe, wartościowe życie bez potomstwa.

I uwierz mi, wszystkie punkty (oprócz pierwszego) piszę do Ciebie i do siebie, bo też się staramy, a nie wychodzi.
Pozdrawiam!
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: Nirwanna »

potrzebuje ojca, żeby móc wyrosnąć na szczęśliwego, pewnego siebie człowieka.
Annate, podpisuję się łapkami obiema pod całym Twoim postem, za wyjątkiem tych słów.
Jasnym jest, że dziecko do dobrego rozwoju potrzebuje obojga rodziców. Jednak czasem się zdarza, że jednego rodzica zabraknie, np. w przypadku śmierci, długiego wyjazdu, ba - nawet separacji czy rozwodu. Nie jest tak, że jest ono z definicji skazane na kalectwo emocjonalne czy społeczne. Kluczową jest tu hierarchia wartości środowiska rodzinnego, które pozostaje, i w którym się dziecko wychowuje - i którą Ty też przywołałaś :-)
Sama znam osobiście osoby które całe życie wychowywały się bez ojca (śmierć, kiedy one były malutkie), a wyrosły na piękne i mądre osoby, tworzące teraz pełne, szczęśliwe, katolickie rodziny ze stadem dzieci. Przykładem może też być św. Jan Paweł, który wychowywał się bez matki. Ale gdzie Bóg na pierwszym miejscu... :-)
No i może warto posłuchać ks. Dziewieckiego, który mówiąc o przysiędze małżeńskiej przywołał sytuacje najtrudniejsze. Do takich ta należy.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: lustro »

Tylko nie ksiądz Dziewiecki. Błagam.
To on radził by dzieci pozamalzenskie oddawać do domu dziecka. Dobrze pamiętam...?

Te słowa o wspólnym czasie spedzanymm ze współmałżonkiem bez dzieci, gdy ich nie ma, albo wcale, albo już...należało by skierować do wszystkich na forum.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: Nirwanna »

To on radził by dzieci pozamalzenskie oddawać do domu dziecka. Dobrze pamiętam...?
Trochę to wyrwane z kontekstu, ale podobne słowa tam padły. Tym niemniej ważny jest kontekst, dlatego ja zachęcam do samodzielnego wysłuchania, samodzielnego pomyślenia i samodzielnego podjęcia decyzji w osobistej i szczególnej sytuacji każdego, komu z taką sytuacją zmierzyć się przyszło.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Lenka
Posty: 89
Rejestracja: 27 lip 2017, 11:12
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: Lenka »

Witajcie,
Ja nie spotkałam się nigdzie z takimi słowami ks. Dziewieckiego jak piszecie. Natomiast w "Sytuacjach najtrudniejszych..." słyszałam takie słowa - oczywiście mniej więcej, bo dokładnie już nie pamiętam. "Najlepszą sytuacją dla dziecka jest taka, w której ojciec zostawia je, ale płaci uczciwe alimenty (ksiądz tłumaczył to tym, aby dochodzący ojciec nie rozpieszczał dziecka, bo o wychowaniu raczej nie będzie mowy, a żona i dzieci małżeńskie nie cierpieli z powodu kontaktów męża z kochanką, które mogą przybrać różny kierunek - nawet podaje przykład konkretnej rodziny). Kochanka decydując się na współżycie z żonatym mężczyzną powinna liczyć się z tym, że może zostać matką samotnie wychowującą dziecko."
I moim zdaniem, stawiając Pana Boga na I miejscu tak powinno być. No chyba, że relacje ojciec-matka dziecka będą czyste :?: .

Annate, mam wrażenie, że źle mnie zrozumiałaś. Napisałam, że w "razie gdyby mu się coś stało" ... nie wyobrażam sobie spłaty dziecka przy obciążeniach finansowych takich, jakie bym miała. Mam świadomość tego, że mąż będzie odpowiedzialny za nie do końca życia i nie mam problemu z tym, żeby łożył na jego utrzymanie. Nie namawiałam go też, aby zostawił dziecko. Oczekuję tylko, że wizyty u dziecka będą pozbawione relacji intymnych z jego matką (o ile mąż będzie ze mną). Więc niech mąż pracuje, oszczędza i zabezpiecza dziecko na przyszłość.
A czy jego córka będzie szczęśliwa i pewna siebie to nie wiem - czas pokaże.
Tylko jak rodzice wpoją dziecku prawdziwą wiarę, skoro sami żyją w grzechu?
Czy taki wzorzec rodziny będzie dobry dla jej rozwoju duchowego? Wg mnie, raczej nie.
Czy tak wygląda stawianie Pana Boga na I miejscu?

Odnośnie mojego wkładu w kryzys, to ja naprawdę mam świadomość tego, czym raniłam męża. Nawet go za to przeprosiłam.
Pytasz, czy Pan Bóg był u mnie na I miejscu? - było Go dużo, ale na pewno nie tyle, ile teraz :D

To prawda, że dużo piszę o dziecku, bo do zdrady doszło w momencie, w którym odkryliśmy przyczynę problemu z zajściem w ciążę. Istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że mąż teraz tuliłby nasze dziecko. I tylko dlatego tak trudno jest mi się z tym pogodzić. A czy byłam skupiona tylko na staraniach, to nie wiem. Miałam bardzo dużo wolnego czasu, bardzo często męża nie było w domu, więc mogłam ten czas poświęcić na szukanie. Wiem natomiast, że nie sprowadzałam naszego życia tylko do prokreacji. To nigdy nie był główny temat naszych rozmów, a nawet bardzo niewiele ich było. Liczyliśmy się z tym, że możemy nie mieć dzieci i w sumie już się z tym pogodziliśmy. Postanowiliśmy po prostu wykorzystać wszelkie szanse, żeby kiedyś sobie nie wyrzucać, że mogliśmy jeszcze coś zrobić.
Oczywiście zgadzam się z Tobą, ze istnieją szczęśliwe, bezdzietne małżeństwa, ale myślę, że nikt w nich nie zdradza z myślą, że tam będzie miał dzieci. Natomiast nie zgadzam się z tym, że mąż/żona szuka przygód poza domem, gdy czegoś im brakuje w domu, jak to niektórzy tłumaczą. Uważam, że dorosła, odpowiedzialna osoba wie, co przysięgała i pomimo różnych trudności rozmawia, próbuje naprawiać, ostatecznie trwa w swoim dobrowolnym w końcu wyborze. Zdrada jest wg mnie pójściem na łatwiznę, szukaniem wymówek, że było mi źle, więc sobie poszukałem/am czegoś lepszego. Zgadzam się tutaj całkowicie z tym, co pisał kiedyś mare, że to kwestia osobowości - jedna osoba zdradza, a inna w takich samych okolicznościach nie. Tak jak w czasie wojny - jedni walczyli za Ojczyznę, a inni ją zdradzali. Nie pamiętam już, gdzie mare taki wpis zamieścił.
Gdybym chciała zdradzić męża, bo coś mi się nie podobało lub czegoś mi brakowało w małżeństwie, to musiałabym już dawno to zrobić, a jakoś nie przyszło mi to do głowy. Ja tutaj nie chcę robić z siebie świętej, bo nie zdradziłam, ale uważam, że usprawiedliwianie zdrady pewnymi brakami jest nie w porządku. Zdrada jest czymś, co najbardziej niszczy małżeństwo. Nie wiem, czy będę w stanie nadal być z mężem, zaufać mu, przytulić się, kochać - gdyby chciał wrócić. Każdy jest inny, każdy ma inne potrzeby, inny temperament, czasem choroby itd, więc czy brak czułości, czy seksu w takim wymiarze, w jakim oczekuje tego partner jest powodem do szukania przygód na boku?

A Wam życzę z całego serca, żeby się udało :D. Wiem, co to znaczy szukać, mieć nadzieję i ... dalej czekać.
Będę z modlitwą :)
"Jezu, ufam Tobie - Ty się tym zajmij"
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: renta11 »

Lenka

Kiedy dochodzi do zdrady i odejścia sytuacja staje się traumatyczna dla każdego uczestnika telenoweli. Zdradzający zmniejsza swoje poczucie winy zrzucając odpowiedzialność za zdradę na współmałżonka, zaś zdradzający uciekając także od poczucia winy za udział w kryzysie nadmiernie wpada w rolę ofiary. Czyli wszyscy reagują w nadmiarze emocjonalnym, a nasz umysł ratuje nas przed zwariowaniem z rozpaczy.
Nie analizuj zbytnio słów męża, bo budujesz zamki z piasku. On mówi to, co przychodzi mu do głowy w danym momencie, aby siebie wybielić. Nie znaczy to, że to o czym mówi nie jest częściowo prawdą, czy nieprawdą. Ty szukasz w tym logiki i chronologii. A jej nie ma. Jak zaczniesz się dopytywać, to usłyszysz np. że odchodzi, bo jesteś złym człowiekiem, czy nie nosiłaś korony, a powinnaś.Czy jakieś inne abstrakcje. Zdradził, bo chciał. Odchodzi, bo tak wybrał. Konsekwencje jego wyborów ponosisz niestety także Ty. To jest taki czas, kiedy trudno wyłączyć w głowie kołowrotek takich myśli. Najlepszym wyjściem jest znalezienie sobie jakichś działań, które będą w stanie zająć nie tylko ciało, ale i myśli. Dlatego najtrudniejszy jest " czas zawieszenia", kiedy zdradzany czeka na podjęcie decyzji przez zdradzającego. Kiedy ta decyzja zostaje podjęta, łatwiej jest wejść w działanie. Wtedy najczęściej sytuacja nas do tego zmusza, bo np. trzeba znaleźć sobie dodatkową pracę, by spłacić męża. Ale też z działania bierze się energia i siła, często także ze złości. W stanie zawieszenia tłumimy złość, bo łudzimy się, że jednak będziemy razem. Po odejściu złość, długo tłumiona, wybucha z dużą siłą. Wtedy dostajemy kopa i jesteśmy w stanie góry przenosić. Spróbuj przygotowywać się do tej sytuacji. Nie rozmawiaj z mężem, nie tłumacz, nie przekonuj, przecież on to wszystko wie. Ale nie jest to dla niego ważne. Twoja sytuacja należy niestety do tych najtrudniejszych, bo tam jest dziecko. I duża odpowiedzialność za dziecko, albo dobra wymówka. Jak zwal, tak zwał.
Skoncentruj się na sobie. Daj sobie czas na wypłakanie, przeżycie wszystkich emocji, nawet na złość. Ale w pewnym momencie spróbuj wstać i weź się do roboty, jakiejkolwiek. Potrzebne Ci działanie, energia do życia.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Lenka
Posty: 89
Rejestracja: 27 lip 2017, 11:12
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Sytuacja beznadziejna

Post autor: Lenka »

Tak renta11, staram się to sobie ciągle tłumaczyć, tylko już nie mam już siły ...

Ten tydzień spędziłam w pracy, wychodziłam rano i wracałam wieczorem - tak się złożyło. Cieszę się z tego, bo czas szybciej leciał i w towarzystwie innych osób musiałam się trzymać.
Mój mąż od poniedziałku nie odezwał się w ogóle. Żadnego telefonu, sms-a, pytania "czy jeszcze żyję". To smutne, tak odciąć się od kogoś, z kim się żyło 14 lat :( .
Jeszcze jedna koleżanka ciągle powtarza: "Lenka, on odejdzie. Takie dziecko robi się coraz fajniejsze, ono go przyciągnie. Po tym co ci mówi, to już nie ma szans. Będziesz mogła jeszcze z nim żyć?". Nie mam odwagi jej powiedzieć, żeby już mi tego nie mówiła.

Ale powinien się zjawić w najbliższych dniach. Bardzo Was proszę, doradźcie jak się zachować?
renta11 pisze: 25 sie 2017, 9:41 Nie rozmawiaj z mężem, nie tłumacz, nie przekonuj, przecież on to wszystko wie. Ale nie jest to dla niego ważne.
Ale tak w ogóle nie podejmować żadnych tematów, nie pytać co zamierza? Ta niepewność jest dobijająca.
Zastanawiam się też, czy wrócić do tematu rozdzielności majątkowej, czy na razie temat zupełnie odpuścić?
Żyjemy niestety na kredytach, więc pytać, czy zamierza jakoś pomagać, czy raczej myśleć o innych rozwiązaniach.
Nie wiem jak to ugryźć, a nie chciałabym pogorszyć całej sytuacji.
"Jezu, ufam Tobie - Ty się tym zajmij"
ODPOWIEDZ