Cierpieć czy zapomnieć?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Marzena
Posty: 24
Rejestracja: 10 sie 2017, 14:18
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Marzena »

Jestem tu nowa i zbyt niecierpliwa, żeby czytać poprzednie wątki, ale jeśli ktoś mógłby mi wskazać jakieś konkretne, chętnie przeczytam. Mój problem banalny - zdrada. Oczywiście nie bez powodu. Zaczęłam stawiać wymagania, zupełnie różniliśmy się jeśli chodzi o wychowanie dzieci (kwestia podziału obowiązków domowych i zakupów), jestem wybuchowa a czasem nawet agresywna. Ostatecznie i tak poszło o wspólną firmę. Mąż chciał kierować nią po swojemu, lekceważąc zasady prowadzenia biznesu. Pogrążaliśmy się w długach, ale jakoś dawaliśmy radę kosztem pracowników i podatków. Gdy próbowałam coś zmienić, narzucić mu swój punkt widzenia, szantażował mnie, że odejdzie z firmy i mogę sobie wszystko robić sama. Ostatecznie tak się stało, ale nie miałam odwagi zwolnić pracowników i wprowadzić program naprawczy. Ostatecznie po dwóch latach mojego borykania się z coraz gorszym stanem finansów komornik zajął konto firmy, a ja czym prędzej założyłam spółkę z pracownikami, żeby uratować firmę i jakieś dochody (mieliśmy na utrzymaniu dwoje nastolatków). Mąż nie zgadzał się na spółkę. Założyłam ją bez niego i wbrew jego woli. Znienawidził mnie. Ja też miałam okresy, kiedy go nienawidziłam, gdy okazało się że wyprowadzał pieniądze z upadającej spółki, bo nie rozliczał się z pieniędzy od klientów. Piszę o tym dużo, bo to ważna sprawa. Druga niemniej ważna to romans. Flirt rozpoczął się jakieś pięć lat temu. Mąż zakochał się (?) w kobiecie, która pomagała nam w utrzymaniu czystości w domu. Dzieci zauważyły, że łączy ich niewłaściwa relacja. Gdy tylko nadarzył się odpowiedni moment, zwolniłam tą panią i wyraźnie jej i mężowi wyjaśniłam dlaczego to robię, i że nie akceptuję takiej relacji. Mąż nie zakończył jednak tej relacji, ale zatrudnił panią w swojej firmie. Mniej więcej po pół roku w końcu sprawdziłam jego telefon i zadałam mu wprost pytanie, czy ma romans z tą kobietą. Przyznał się. Powiedziałam, że jestem skłonna mu wybaczyć. Minęły trzy lata, podczas których walczyłam (tak mi się przynajmniej wydaje) o to małżeństwo. Bez skutku, choć miałam już nadzieję, że jest lepiej. Bez skutku dlatego, że mój mąż NIGDY na ten temat ze mną poważnie nie porozmawiał. Przyparty do muru odpowiadał tylko, że zastanawia się czy się wyprowadzić. W końcu dwa lata temu, gdy byłam w szpitalu i ewidentnie mnie lekceważył, pod wpływem koleżanki znów podjęłam temat tej kobiety, bo dowiedziałam się, że się z nią prowadza po mieście i chodzi z nią na imprezy. Zażądałam, żeby zakończył kontakty. Stwierdził, że nie będę mu mówić z kim ma pracować. Zatem podsumowałam, że musimy zadecydować, kto zostaje w domu a kto się wyprowadza. Dodam, że na moją decyzję wpłynął fakt, że dzieci już z nami wtedy nie mieszkały, a córka założyła rodzinę. Tak zakończyło się nasze 27- letnie małżeństwo. Bez rozmowy, wyjaśnień, zarzutów i przeprosin. Teraz spotykamy się dość często, czasem zjemy śniadanie w niedzielę, czasem pojedziemy na święta do córki. To był wstęp. Teraz pytanie. Mój mąż prowadzi ciągle podwójne życie. Przede mną udaje, że jest sam, że mieszka sam. Ostatnio niespodziewanie wyjechał na weekend. Zapytałam z kim. Powiedział, że sam. To oczywiście w czasach Facebooka łatwo było sprawdzić. Nie był sam. Był ze swoją nowa "rodziną". Czy powiedzieć mu że wiem o tym, czy udawać, że o niczym nie wiem? Czy ograniczyć jeszcze bardziej kontakty z nim? Boli mnie to co on robi. Chciałbym zamknąć to małżeństwo jak przeczytaną książkę, i zacząć nowe szczęśliwe życie. Jestem osobą po dwukrotnym nowotworze. Nie mam czasu. Często dopada mnie depresja. Chciałabym przestać do tego wracać i przestać się łudzić. Przez wiele lat byliśmy kochającym się małżeństwem. Ale mój mąż się nie zmieni, a ja nie chcę wracać do tego co było. Przede wszystkim straciłam do niego zaufanie. Wydaje mi się, że utrzymując ze mną kontakty on tylko leczy swoje wyrzuty sumienia. Potrzebna mi wasza pomoc.
jacek-sychar

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: jacek-sychar »

Witaj Marzeno na naszym forum.
Na początek chciałem Ci przypomnieć, że internet, nasze forum, tak jak FB ;) nie jest anonimowy.
Dlatego pisząc staraj się nie podawać szczegółów, które umożliwiłyby identyfikację Ciebie.

Co Ci polecić? Mimo, że jesteś niecierpliwa, polecam jednak nasze forum. Przejrzyj je. Szukaj wątków, w których pojawia się zdrada, chociaż ja polecałbym wszystkie. Zdrada pojawia się w nich nieoczekiwanie po pewnym czasie.
Polecam nasze ogniska. Ich lista jest tutaj:
http://sychar.org/ogniska/
Teraz są wakacje i nie we wszystkich są spotkania, ale już we wrześniu na pewno tak.
Polecam Ci różne książki. Ja, na Twoim miejscu, zacząłbym od:
Dobson James C. "Miłość potrzebuje stanowczości".
Po co Ty spotykasz się ze swoim mężem, jeżeli on ciągle utrzymuje kontakt z kochanką? Moim zdaniem Ty utwierdzasz go w przekonaniu, że akceptujesz to. Może się mylę i kontakt coś daje, ale mając duże dzieci, nie musisz nawet nic w tym temacie ustalać.
Marzena pisze: 11 sie 2017, 3:52 Chciałbym zamknąć to małżeństwo jak przeczytaną książkę, i zacząć nowe szczęśliwe życie. Jestem osobą po dwukrotnym nowotworze. Nie mam czasu.
W naszej wspólnocie uważamy małżeństwo za nierozerwalne. Do czasu śmierci współmałżonka, nie można więc zamknąć małżeństwa jak książki. Nie rozumiem też stwierdzenia o braku czasu. A któż z nas ma go w nadmiarze? To co było, jest już za nami. Przyszłość jest przed nami i też nie zawsze możemy na nią wpływać. Mamy wpływ tylko na to, co dzieje się dzisiaj. Spróbuj więc żyć zgodnie ze swoim sumieniem. Wtedy Twoje życie nie będzie tak depresyjne. Oczywiście zdarzają się takie okresy, ale będzie ich coraz mniej i będą coraz krótsze. Taki jest los zdradzonych małżonków. :?
Jeżeli jesteś chrześcijanką (tak zakładam), to polecam również zwrócenie się do Boga. Przekaż mu swoje trudności i zmartwienia. On Ci je pomoże nieść.
To tyle na szybko.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Nirwanna »

Witaj, Marzeno u nas na forum :-) Podobnie jak Jacek, polecę Ci jednak całe forum do przejrzenia :-) Włącznie z archiwalnym www.archiwum.kryzys.org 8-) Dlaczego? Właśnie ze względu na to, co sama zauważasz - niecierpliwość. Widzisz, w kryzysach dopiero często zauważamy, że choć do tej pory uważaliśmy że wszystko gra, to okazuje się, że sporo lub całkiem - nie gra nic, a życie zwłaszcza. Pan Bóg w ten sposób zaprasza nas do tego, żeby przystopować i przyjrzeć się - sobie, swojemu życiu, swoim relacjom, w tym relacji z Panem Bogiem, miejscu Jego w życiu ludzkim.... Uwierz, jak zaczyna naprawdę ostro boleć, to nawet raptusy i niecierpliwcy zatrzymują się pytając "O co chodzi". I warto ten proces zacząć wcześniej, kiedy boli trochę, zanim zacznie się na ostro.
Domyślam się, że szukasz czegoś na szybko, jakiejś "pigułki" na rozwiązanie tej sytuacji. Ja też z podobnym myśleniem kiedyś weszłam na forum, i teraz wiem, że takiej pigułki nie ma. Jest za to porządne przyjrzenie się sobie i ostre "zajęcie się sobą" - w długotrwałym procesie. I to - działa, a Pan Bóg w tym prowadzi, jeśli Go zaprosimy. :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Marzena
Posty: 24
Rejestracja: 10 sie 2017, 14:18
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Marzena »

Kiedy zagłębiam się w psychologię relacji małżeńskich to dla mnie rozdrapywanie ran. Kontaktuję się z mężem z dwóch powodów. Po pierwsze mieszkam u niego w domu, sama. Z wieloma rzeczami nadal sobie nie radzę na przykład z paleniem w piecu i zakupem węgla. Kiedy pierwszy raz dowiedziałam się o zdradzie, od razu, niemal automatycznie, powiedziałam, że skłonna jestem mu wybaczyć. Dla mnie wybaczenie jest sprawą oczywistą. Zawsze staram się postępować tak, jak wydaje mi się, że postępuje ze mną Bóg - Jezus. On tez zawsze bezwarunkowo mi wybacza. Potem przez trzy lata łudziłam się, że to zakończył. Mieszkałam z nim również ze względu na dzieci, żeby miały rodzinny dom. Teraz zdecydowałam się rozpocząć ten watek, bo uświadamiam sobie, ile mnie to kosztuje. Jak ta sytuacja wysysa ze mnie całą energię. Dlatego napisałam o zakończeniu. Zaczęłam zastanawiać się nad separacją kościelną. Nie myślę o innym związku, choć odkrywam w sobie wielką zależność od drugiego człowieka, potrzebę życia w relacji i potrzebę miłości - tym większą, że nie mam żadnej rodziny. Rodzice nie żyją, nie mam też rodzeństwa. Mieszkam w mieście, w którym nie mam przyjaciół. Rodzina, małżeństwo zawsze było dla nas najważniejsze. Napisałam, że chcę zamknąć ten rozdział, bo taka też mam filozofię życiową. Przeszłość dla mnie nie istnieje. Nie mam też planów. Nie mam lęków o przyszłość, choć moja sytuacja wydaje się beznadziejna. Po napisaniu posta poruszyłam sprawę w sms-owym dialogu z mężem. Konkretna sytuacja była taka, że on cały czas udaje, że jest sam i mieszka sam. Podczas mojego wyjazdu do córki nagle wyjechał na wycieczkę. Domyśliłam się że z kochanką i jej rodziną. Zadałam mu pytanie z kim wyjechał. Stwierdził, że jest sam. Potem znalazłam potwierdzenie, że było tak jak się domyślałam. Napisałam mu, że oszukując mnie rani mnie tak samo jak zranił mnie zdradą. Wyparł się wszystkiego i zaatakował mnie obwiniając o wszystkie swoje niepowodzenia i złą relację z dziećmi. Teraz znów jest miły. I tak jest na okrągło. To jakiś koszmar. Ja tak bardzo chcę, żeby było z nami dobrze, że ciągle wydaje mi się, że on się zmienił. Tymczasem on się nie zmienił i nadal żyje w kłamstwie. Jestem jedynaczką. Bardzo potrzebuję akceptacji i bliskości. Rodzina była dla mnie najważniejsza. Ta sytuacja wpływa na moją relację z Bogiem, bo obwiniam siebie, że to ja "skapitulowałam" i kazałam mu się wyprowadzić. Od blisko 10 lat jestem w neokatechumenacie, ale przyznam, liczyłam, ze ta formacja uzdrowi relację w moim małżeństwie. Teraz nie wiem, czy pójdę do nieba. W końcu ja też odpowiadam za ten kryzys.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Nirwanna »

Marzeno, w sumie po otrząśnięciu się z najostrzejszego kryzysu, dzięki pomocy i "lustru" ludzi z Sycharu większość z nas dochodzi do wniosku, że za kryzys współodpowiada. Znasz na pewno warunki dobrej spowiedzi - po rachunku sumienia, żalu za grzechy i wyznaniu ich, przychodzi kolej na pokutę i zadośćuczynienie. Z grzechami małżeńskimi jest podobnie. Rachunek sumienia już za Tobą? OK. W trakcie pracy nad sobą wyjdzie jeszcze parę spraw ;-) Wyznałaś te grzechy? Co najmniej na Spowiedzi Św.? Bo współmałżonkowi na pewnym etapie kryzysu roztropniej jest nie wyznawać (jeszcze). Jeśli tak, to teraz kolej na zadośćuczynienie. Po prostu - jeśli coś robiłam źle, zaczynam naprawiać, co jest do naprawienia, tj. zaczynam to samo robić dobrze, i powtarzam to tak często, aż będę to już robić automatycznie, dokona się trwała zmiana we mnie, zmiana w charakterze. A Pan Bóg pokaże wtedy, co następne do obróbki czeka w kolejce ;-)
Skoro nie jesteś gotowa na teraz na zagłębianie się w psychologię relacji małżeńskich, zacznij od tych międzyludzkich. Przyjrzyj im się. Czy Twoje są piękne, Boże, satysfakcjonujące wszystkie? z każdym człowiekiem postawionym Ci na drodze? jeśli nie - do roboty :-D a po jakimś czasie zapewne dojrzejesz do tych małżeńskich :-)
Myślałaś może o 12 Krokach?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Marzena
Posty: 24
Rejestracja: 10 sie 2017, 14:18
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Marzena »

Dzięki, jestem z jednej strony człowiekiem od lat pracującym nad sobą (doświadczenia dobrej formacji w Oazie, Ruchu Rodzin Nazaretańskich, Ruchu Wiara i Światło w kocu blisko 10 lat w neo), poza tym teolog biblista, katechetka (przez 5 lat), a indywidualna pracę nad swoją duchowością realizuję też na rekolekcjach karmelitańskich (od 19 lat), ignacjańskich (fundament), pielgrzymce WAPM. Wysłałam zgłoszenie na 12 kroków w Warszawie i 2 raz w Krakowie. Tam tylko są miejsca, ale moje plany na dłuższy pobyt w Krakowie okazały się nieaktualne. Dodam jeszcze w odpowiedzi na stwierdzenie, ze jestem niecierpliwa, że o romansie i zdradzie dowiedziałam się w maju 2013 roku. Trzy lata próbowałam pracować nad poprawą relacji w małżeństwie, odpuściłam presję i wydaje mi się bardzo się zmieniłam. Miałam nadzieję, że mąż zakończył tę relację i dałam nam na odbudowanie naszej relacji. Tymczasem on zaczął prowadzić podwójne życie. Teraz mijają dwa lata od naszego rozstania. Czy można naprawdę mówić, ze brakuje mi cierpliwości? Ale to nadal mnie rani, spotykanie się z nim, jego kłamstwa, i dlatego zaczęłam ten wątek.
MareS
Posty: 232
Rejestracja: 05 lut 2017, 22:22
Jestem: po orzeczonej nieważności małżeństa
Płeć: Mężczyzna

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: MareS »

Marzena spróbuj spojrzeć na swoje życie. Może pomoże Ci świadectwo helenast
viewtopic.php?f=5&t=263#unread
Marzena
Posty: 24
Rejestracja: 10 sie 2017, 14:18
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Marzena »

Bardzo fajne. Ja zrozumiałam to kilka lat temu, ale co z tego? Było już za późno. I właśnie dlatego nie do końca rozumiem motto, że każde małżeństwo jest do uratowania. Ludzka wola to rafa, na której rozbija się nawet wszechmoc Boga. Ja też nie wiem, czy to nie moja wola stawia przeszkody Bogu w uratowaniu mojego małżeństwa, czy tylko wybór mojego męża. Chciałabym usłyszeć świadectwa osób, które były w takiej sytuacji i odnowiły małżeństwo lub znalazły sposób, by już nie cierpieć. Dla mnie małżeństwo było i krzyżem i drogą do świętości. Miałam dużą motywację, aby bezwarunkowo przebaczyć mężowi, ale on nawet ze mną nie porozmawiał. Obwinia mnie o swoją decyzję. Jego zdaniem doprowadziłam do tego, że mnie znienawidził i kiedy tylko próbuję poruszyć temat naszego małżeństwa znów staje się agresywny (w słowach oczywiście). Nie wiem, czy moją decyzją o rozstaniu nie przekreśliłam swojej świętości i czy tolerując go przez ostatnie lata bez zrobienia mu awantury też nie przyczyniłam się do jego podwójnego życia. Ewidentnie potrzebuję wsparcia, dlatego tu jestem. Nie potrafię też cieszyć się z mojej samotności czy niezależności. Cały czas czuję się skazana na jego obecność i pomoc. Wraz z rozstaniem umarła kolejne moje marzenia. Tym razem o wspólnej starości
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Nirwanna »

Marzena pisze: 11 sie 2017, 3:52 Jestem tu nowa i zbyt niecierpliwa, żeby czytać poprzednie wątki,
Marzena pisze: 21 sie 2017, 16:32 Dodam jeszcze w odpowiedzi na stwierdzenie, ze jestem niecierpliwa, że o romansie i zdradzie dowiedziałam się w maju 2013 roku. Trzy lata próbowałam pracować nad poprawą relacji w małżeństwie, odpuściłam presję i wydaje mi się bardzo się zmieniłam. Miałam nadzieję, że mąż zakończył tę relację i dałam nam na odbudowanie naszej relacji. Tymczasem on zaczął prowadzić podwójne życie. Teraz mijają dwa lata od naszego rozstania. Czy można naprawdę mówić, ze brakuje mi cierpliwości?
Marzenko, jeden i drugi cytat to Twoje słowa. Rozważ je, proszę, jaka jesteś? Nie chodzi o to, że chcemy Ci sprawić ból, ale czasem taki "palec w oko" bywa leczniczy.
Ja od kryzysu i rozstania czekam na męża 9 lat. I pewnie jeszcze trochę poczekam ;-) Nie chcę się licytować, pokazuję jedynie, że długie i cierpliwe oczekiwanie jest możliwe, pod warunkiem, że się zastosuje zasadę "czekam nie czekając".

Piszesz, że Ty to już wszystko zrozumiałaś. Zrozumieć a zastosować, to są dwie zupełnie różne rzeczy. Dobrze, że wysłałaś zgłoszenie na Kroki, bardzo pomagają zrozumieć na czym polega różnica, a potem zastosować w praktyce to, co już się rozumem pojęło. Czeka się długo, ale warto; liczę że wkrótce zaczniesz kroczyć :-)

Jeśli chcesz poznać ludzi, którzy mimo trudnej sytuacji, czasem podobnej do Twojej - są radośni i nie cierpią, zachęcam Cię do wybrania się na nasze rekolekcje. Wkrótce we wrześniu zostaną ogłoszone zapisy, same rekolekcje odbędą się w październiku. A w Ognisku jakimś sycharowskim już byłaś? Bo widzisz - jeśli masz wątpliwości co do swojej drogi ku świętości, to najlepiej o tym porozmawiać z kapłanem, idealnie z takim, który zna sycharki i ich sytuacje, będzie Ci wtedy w stanie precyzyjniej niż my na forum mógł zakreślić granice Twojej odpowiedzialności. I za przeszłe grzechy wyspowiadane od razu rozgrzeszyć.
I dlatego warto zawędrować na spotkanie Ogniska lub na rekolekcje :-D
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Niezapominajka »

Marzenko co to znaczy że jesteś wybuchowa i agresywna? Mogłabyś doprecyzować? I kolejne pytanie - masz tyle formacji za sobą czy mąż był w nich z Tobą? W neo byliście razem?
Marzena
Posty: 24
Rejestracja: 10 sie 2017, 14:18
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Marzena »

Jestem cholerykiem, ale od lat staram się pracować nad poprawą komunikacji z ludźmi. To co napisałam o agresji dotyczy męża, oczywiście to tylko słowa, ale potrafi wyrazić się wulgarnie np o moich współpracownikach. We wszystkich wspólnotach byliśmy razem. Mąż odszedł z neo po zdradzie. Byliśmy jeszcze razem na pierwszym skrutynium, potem już tylko ja sama. Dzięki, że ze mną piszecie. Miałam od kliku lat zamiar pojechać na Skaryszewską, ale mieszkam w Mińsku - 40 km od Warszawy. Poza tym od roku na prawdę nie mam siły po pracy jeszcze gdzieś jeździć. Jestem po prostu zmęczona. Dlatego zaczęłam tu pisać. To mogę robić zawsze. Zobaczymy jak będzie, szukam pracy, czekają mnie duże zmiany. Chciałabym jeszcze dowiedzieć się, co sadzicie o mojej relacji z mężem. Czy dzwonić? Czy zapraszać go do siebie? Czy jak najbardziej się odseparować? Co mówić dorosłym dzieciom o naszych problemach? Dodam, że jestem zupełnie sama. Zero przyjaciół, zero rodzeństwa, rodzice nie żyją. Rodzina była dla mnie wszystkim. Cały czas opłakuję (w sensie przenośnym) stratę, czuję, że straciłam bardzo wiele. Oczywiście nie stało się to teraz ani dwa lata temu. Gdy wbrew decyzji męża zakładałam spółkę, wiedziałam, że gorzej między nami już być nie może. Zamykałam się w łazience i płakałam. Pół roku później dowiedziałam się o zdradzie.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Nirwanna »

Marzenka, a na Skaryszewską nie mogłabyś się wybrać w urlop jakiś? Trzy razy w miesiącu są spotkania. A wiesz, że na Kroki będziesz musiała dojeżdżać tydzień w tydzień przez jakieś dwa lata? I jeszcze poza spotkaniami ostro popracować?
A wiesz, że bez tego popracowania (czy na Krokach czy inaczej) niewiele się zmieni? Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu....
Wiesz, jako choleryczka, to Ty powinnaś śmigać, energia powinna Cię rozpierać, cóś o tym wiem ;-) No dobra, praca potrafi wypruć człowieka, ale wiesz, jest obietnica Pana taka: "Lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą" (Iz 40, 31)
Chcesz tak zaufać...?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Unicorn2
Posty: 373
Rejestracja: 05 mar 2017, 14:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Unicorn2 »

Nirwana pisze.

Lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą" (Iz 40, 31)
Chcesz tak zaufać...?

Bardzo to mocne i trafia w sam cel .Chciałbym potrafić tak zaufać.
Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Faustyna »

Chciałbym potrafić tak zaufać.

A cóż stoi na przeszkodzie?
Wiedźmin

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Wiedźmin »

Faustyna pisze: 25 sie 2017, 23:34 A cóż stoi na przeszkodzie?
Umysł? Rozsądek? Doświadczenia swoje i innych?
ODPOWIEDZ