Cierpieć czy zapomnieć?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: lustro »

Unicorn

Potrafisz dawać prezenty?
Na pewno potrafisz.

To daj Bogu w prezencie to, co dla Ciebie jest za trudne.
Powiedz Mu - daje Ci to, bo ja nie radzę sobie. Ty sobie z tym poradzisz. Więc daje Ci to w prezencie.
Tak po prostu.
Ja Co mówię, Bóg lubi dostawać takie prezenty. Tylko nie trzymaj już końca wstazeczki na tym prezencie...po prostu daj
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: lustro »

Marzeno

A ja mysle, że nie pracowalas tak na prawdę nas sobą.
Popatrz co sama o sobie piszesz...tyle lat pracy, formacji, niby świadomości...i co?

Twój mąż pewnie miałby tu sporo do dodania.
Czy wiesz jak z jego strony wyglądało wasze małżeństwo?
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Niezapominajka »

Marzenko czyli właściwie sama przez te formacje szałas? Mąż gdzieś tam? Jak on się czuł przy Tobie? Nie próbowałaś go przerobić i przeszkolić na Twoją modlę za bardzo? Mógł oddychać swoim powietrzem? Być szczęśliwy? Niezła masz zaprawę tyle wspólnot. Ja byłam jakiś czas w Neo ale odeszłam. Nie spodobało mi się narzucanie wszystkiego od góry do dołu, brak dialogu przede wszystkim. No i ta dziesięcina i potem chodzenie po domach i nauczanie....ale fajny był kiko i carmen, przekaz, duch i piosenki🤗no i ludzie, szybko się zżyliśmy.
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: lena50 »


Cierpieć,czy zapomnieć?

Osobiście mam wrażenie,że Ty od lat cierpisz i nie zapomniałaś.....ale to tak na marginesie.

Marzenko.......wspułczuję i rozumię Twój stan,żal i pretensje,bo sama zdrady przeżyłam,ale coś mi tu w tej Twojej historii nie pasuje,czegos nie do końca rozumię.

Koleżanki wyżej już coś sugerowały.....pozwól ,że rozwinę.
Kilka Twoich słów....
- zbyt niecierpliwa
- jestem wybuchowa a czasem nawet agresywna
- Gdy próbowałam coś zmienić, narzucić mu swój punkt widzenia
- Założyłam ją bez niego i wbrew jego woli


Ni będę komentować,choć mnie kusi, przeczytaj,przeanalizuj i sama wyciagnij wnioski.

Trudno mi pisać,bo musiałabym odnieść się po kolei do każdego Twojego postu,wklejać cytaty,odpowiadać........ byłoby łatwiej,ale zajęło by to zbyt duzo czasu i zbyt wiele treści na raz. Spróbuję to jakoś wszystko poukładać.

Mieliście wspólną firmę,mąż chciał po swojemu,Ty po swojemu,nie dogadywaliście się,firma upadła założyłas drugą wbrew woli męża.
W miedzy czasie wyszła sprawa z "gosposią",Ty ją zwolniłaś,po czym mąż zatrudnił ją w swojej firmie.
.....i tu już zaczynam się gubić.
To ile Wy tych firm macie?
Małżeństwo to jedność ,a tu.....firma wspólna,Twoja,Jego???
..ale ok...
Wyczaiłaś,że mąż ma romans do którego się przyznał,przez trzy lata walczyłaś o to małżeństwo,byłaś skłonna wybaczyć,ale bez skutku bo mąż nigdy na ten temat poważnie z Tobą nie porozmawiał.
Powinien,ale tak sobie myślę ....czy Ty mu na to pozwoliłaś?
Może najzwyczajniej w świecie się bał,skoro Ty taka wybuchowa,agresywna,decydujaca o wszystkim,może uznał,że to nic nie da,bo i tak go przekrzyczysz,zdominujesz?
Przepraszam na wstepie,nie chce Cie urazić,ale do takich refleksji skłania mnie Twoje pisanie.

Ponadto...wybaczam bo chcę.

Wiesz ,mój mąż też zdradzał,ale jak pytałam wyspowiadał wszystko jak na spowiedzi.
Bolesne było,ale nie przerywałam,sluchałam........doceniłam.
Potem się pochrzaniło(ale nie z powodu tego co usłyszałam) i wieki trwała naprawa,ale w końcu się naprawiło.

Nie wiem,ale piszesz dosyć chaotycznie,może w emocjach?
Nie muszę mieć racji,ale tak na te chwilę odbieram Twoje posty.

Zatem podsumowałam, że musimy zadecydować, kto zostaje w domu a kto się wyprowadza.

Rozumię,że mąż się wyprowadził.
Z jednej strony dobrze zrobiłaś,bo albo kochanka,albo żona i rodzina.......tylko chyba nic z tego nie wynikło skoro dalej czytam,że wspólne śniadania,wyjazdy....

Dalej......

Wybacz,ale tego to juz kompletnie nie rozumię.....
Piszesz...
[i]. Chciałbym zamknąć to małżeństwo jak przeczytaną książkę, i zacząć nowe szczęśliwe życie. ........

Zaczęłam zastanawiać się nad separacją kościelną. Nie myślę o innym związku, choć odkrywam w sobie wielką zależność od drugiego człowieka, potrzebę życia w relacji i potrzebę miłości - tym większą, że nie mam żadnej rodziny. Rodzice nie żyją, nie mam też rodzeństwa. Mieszkam w mieście, w którym nie mam przyjaciół. Rodzina, małżeństwo zawsze było dla nas najważniejsze. Napisałam, że chcę zamknąć ten rozdział, bo taka też mam filozofię życiową. Przeszłość dla mnie nie istnieje. Nie mam też planów. Nie mam lęków o przyszłość, choć moja sytuacja wydaje się beznadziejna[/i]

Zacytowałam tylko częśc Twoich wypowiedzi.....
Marzenko......Twoja filozofia nijak ma się do rzeczywistości.
Deklarujesz ,że przeszłość nie istnieje,że nie masz planów,nie masz lęków....
Zaprzeczasz sama sobie.
Wciąz żyjesz przeszłością,chciałabyś być z mężem,mieć rodzinę(plany) ,boisz sie samotności.

Zaczęłam zastanawiać się nad separacją kościelną. Nie myślę o innym związku, choć odkrywam w sobie wielką zależność od drugiego człowieka, potrzebę życia w relacji i potrzebę miłości - tym większą, że nie mam żadnej rodziny. Rodzice nie żyją, nie mam też rodzeństwa. Mieszkam w mieście, w którym nie mam przyjaciół. Rodzina, małżeństwo zawsze było dla nas najważniejsze

Twój mąż dał ciała...narobił długów,zrujnował rodzinę,zdradził....fakt bezsprzeczny.
Wiele przeżyłaś,wycierpiałaś,masz prawo do separacji,tylko.......nie jestem przekonana,że tego naprawdę chcesz.Czy to czasem nie tylko emocje,złość i....żeby Ci mężu dopiec.
Bardzo możliwe ,że po nim spłynie jak po kaczce,a Ty jeszcze bardziej cierpieć będziesz.
Niewiem,zastanawiam się,Twoja decyzja,Twoje życie.

Nie wiem, czy moją decyzją o rozstaniu nie przekreśliłam swojej świętości i czy tolerując go przez ostatnie lata bez zrobienia mu awantury też nie przyczyniłam się do jego podwójnego życia.
Awanturą i tak byś nic nie wskurała,postawieniem granic i konsekwencją....byż może.

Jestem cholerykiem, ale od lat staram się pracować nad poprawą komunikacji z ludźmi. To co napisałam o agresji dotyczy męża, oczywiście to tylko słowa, ale potrafi wyrazić się wulgarnie np o moich współpracownikach.

To co pisałaś o agresji dotyczyło Ciebie.....jestem wybuchowa a czasem nawet agresywna.
Od lat sie starasz pracować nad komunikacją......i jak myślisz? wychodzi?

Sory....ale może za dużo tych wszystkich formacji....Oaza,jeden Ruch,drugi,rekolekcje tu i tam,neo.......
Może skup się na jednym.
lena50....dawniej lena
Marzena
Posty: 24
Rejestracja: 10 sie 2017, 14:18
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Marzena »

Myślę, że mój brak energii, zmęczenie i wycofanie to skutek hashimoto. Wybiorę się jak najszybciej do endokrynologa, bo mam chyba źle ustawione hormony. Do tej pory wszyscy podziwiali moją energię. Potrafiłam pracować do 16 a o 16.10 być już w autobusie do Warszawy i wracać ostatnim autobusem i tak 3 razy w tygodniu. Do 2014 roku. Potem nawrót nowotworu, depresja itd. Teraz jest lepiej, wróciłam do pracy, ale ten rok - jakby mi ktoś dodał 10 lat. Stąd moje podejrzenia. Zazwyczaj sobie dobrze radzę. Spowiednicy tylko potwierdzają, moje oceny i rozwiązania. To forum pozwala mi zwerbalizować moje problemy w kontaktach z mężem i ułatwia potem rozmowę z nim. Zaczęłam nazywać sprawy po imieniu, mówić, jak ja odczuwam jego postawę, zachowania, niekonsekwencję, lekceważenie, kłamstwa. I potrafię mówić o tym bez emocji, spokojnie, konkretnie. Do tej pory unikałam od kilku lat takich trudnych tematów. Najpierw, bo liczyłam na rozmowę i dawałam mu czas na ogarnięcie się, potem, bo chciałam dać komunikat, że nadal jestem jego żona i zawsze możemy do siebie wrócić. Teraz zamierzam go punktować, ale tak jak powiedziałam. Będę prosić i dziękować za pomoc, ale szczerze pokazywać mu, jak na prawdę lekceważąco mnie traktuje.
Marzena
Posty: 24
Rejestracja: 10 sie 2017, 14:18
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Marzena »

Aleksander pisze: 26 sie 2017, 0:12
Faustyna pisze: 25 sie 2017, 23:34 A cóż stoi na przeszkodzie?
Umysł? Rozsądek? Doświadczenia swoje i innych?
U mnie właśnie doświadczenie przemawia za zaufaniem. Gdy miałam 16 lat oddaliłam się od Boga przez romans. Szybko ogarnęłam się i zaczęłam szukać drogi powrotu. Znalazłam się w Oazie. Trafiłam na rekolekcje ewangelizacyjne, posłuchałam świadectw ludzi w moim wieku. Zobaczyłam i uwierzyłam, że Bóg działa także tu, na ziemi, że można liczyć na Jego pomoc. Zaczęłam się modlić, zaczęłam dostrzegać ten subtelny sposób, w jaki ze mną się komunikuje przez wydarzenia mojego życia. Przez wiele lat czułam się noszona przez Niego na rękach. Wszystko mi się udawało. Potem, gdy dojrzałam, zaczęły się doświadczenia. Choroby (nowotwór 8-letniego syna, rok potem mój, depresja córki, która rok nie chodziła do liceum - nie wiem co gorsze), śmierć najbliższych (rok po roku odeszli moi rodzice), potem problemy finansowe i małżeńskie. Przeżyłam bankructwo mojej firmy, sprzedanie mieszkania przez komornika, ciągłe zajęcia konta, nawrót nowotworu, zdradę i rozstanie z mężem. Moje dzieci nie żyją w wartościach, których uczyłam ich przez całe życie, co jest dla mnie bardzo trudne (choć i tak jestem z nich dumna :) ) Przeżyłam TO. Sama nie dałabym rady. Moje życie to wspaniała historia Jego obecności. Wiem, że już nie pozwoli mi odejść. Choć ciągle mam lepsze i gorsze okresy, modlę się lub prawie wcale, ale On JEST. Moja historia to już 35 lat obserwowania na co dzień małych cudów. Kiedy sytuacja wydawała się bez wyjścia czasem chciało mi się śmiać, co teraz wymyśli i jak rozwiąże mój problem. Aktualnie pytam Go o moją przyszłą pracę, sprawę wyjazdu za granicę, lub zmiany miasta, pracy intensywnej lub właśnie przystopowania. Czekam.
Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Faustyna »

Marzena pisze: 11 sie 2017, 3:52 Ale mój mąż się nie zmieni, a ja nie chcę wracać do tego co było.
Marzenko,
Całkiem możliwe, ze twój mąż sie nie zmieni. Na to wpływu nie masz
Jednak Ty mozesz zmienić siebie
Zawsze jest cos do przerobienia 😀
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13320
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Nirwanna »

Marzenko,
Dawno temu na forum funkcjonowało takie powiedzenie:
"Zmień siebie, a zmieni się świat wokół Ciebie. A nawet jeśli się nie zmieni, to zmieni się Twoje postrzeganie tego świata" :-)

No czyli chyba warto, tak czy inaczej ;-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Marzena
Posty: 24
Rejestracja: 10 sie 2017, 14:18
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Marzena »

lustro pisze: 26 sie 2017, 11:36 Marzeno

A ja mysle, że nie pracowalas tak na prawdę nas sobą.
Popatrz co sama o sobie piszesz...tyle lat pracy, formacji, niby świadomości...i co?

Twój mąż pewnie miałby tu sporo do dodania.
Czy wiesz jak z jego strony wyglądało wasze małżeństwo?
Wyglądałoby lepiej, gdyby mówił o swoich oczekiwaniach. Gdy zrobiłam coś nie tak potrafił dwa dni się nie odzywać, aż z płaczem zmusiłam go do rozmowy i dowiedziałam się, że np n jakimś spotkaniu prosiłam, żeby się bardziej zaangażował i coś od siebie powiedział :) Nie mam wyrzutów sumienia. Jestem pewna, że gdyby nie ja, moje zaangażowanie, moja codzienna walka o dom, o atmosferę, jego małżeństwo nie przetrwało by kilku lat. Zobaczyłam to dzięki znajomemu, który mieszkał u nas kilka miesięcy i otworzył mi oczy. Taka prawda!
Marzena
Posty: 24
Rejestracja: 10 sie 2017, 14:18
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Marzena »

lena50 pisze: 28 sie 2017, 1:52
Cierpieć,czy zapomnieć?

To ile Wy tych firm macie?
Małżeństwo to jedność ,a tu.....firma wspólna,Twoja,Jego???

No właśnie. Pisałam. Mąż przez wiele lat zajmował się sam finansami. Potem okazało się, że mu nie wychodzi. Pracownicy przychodzili do mnie na skargę. Gdy próbowałam z nim rozmawiać, zaczynał się wkurzać i straszyć mnie, że wszystko zostawi, że zostawi mnie z tym od jutra samą. Ostatecznie założył konkurencyjną działalność, zanim upadła moja/nasza firma. Próbowałam przekonać go do spółki, bo to było jedyne wyjście (za radą prawnika) by uratować działalność. A mieliśmy wtedy jeszcze na utrzymaniu dwoje nastoletnich dzieci. Decyzja musiała zapaść "na wczoraj", żeby nie przerwać działalności, podczas gdy komornik zablokował konto firmy. Musiałam dokonać wyboru. Rozsądek mówił, że to jedyny i dobry wybór, ale mój mąż poczuł się tym zdradzony i mi tego nigdy nie wybaczy. Zagwarantowałam mu miejsce pracy i pieniądze w spółce, ale obraził się i prowadzi działalność konkurencyjną.

Wyczaiłaś,że mąż ma romans do którego się przyznał,przez trzy lata walczyłaś o to małżeństwo,byłaś skłonna wybaczyć,ale bez skutku bo mąż nigdy na ten temat poważnie z Tobą nie porozmawiał.
Powinien,ale tak sobie myślę ....czy Ty mu na to pozwoliłaś?

Wiele razy prosiłam męża o rozmowę, Ostatni raz dwa tygodnie temu. Uważam, że po 27 latach razem, ludzie nie powinni rozstać się bez słowa. Powiedziałam, że skłonna jestem mu wybaczyć, ale oczekiwałam, że oprócz tego, że przyznał się do romansu i zdrady, zwyczajnie przeprosi mnie za to, że mnie skrzywdził. Do tej pory na to się nie doczekałam. Od kilku lat nie podniosłam na niego głosu. Próbuję przemówić mu do rozsądku na spokojnie.

Rozumię,że mąż się wyprowadził.
Z jednej strony dobrze zrobiłaś,bo albo kochanka,albo żona i rodzina.......tylko chyba nic z tego nie wynikło skoro dalej czytam,że wspólne śniadania,wyjazdy....

Mąż odwiedza mnie czasem w niedzielę, często proszę go o pomoc, na początku często dzwoniłam. Czemu? Uważałam, że jest w ciężkim kryzysie, bliski załamania (również ma długi, zajęcia komornicze i jego firma mu nie idzie, nadal się zadłuża). Chciałam, żeby wiedział, że zawsze możemy do siebie wrócić (oczywiście nie bezwarunkowo), Poza tym uważam, że ma wobec mnie zobowiązania. Ja nie mam rodziny, jestem ( i często bywam) chora, i on jest jedyną osobą, do której mogę zwrócić się o pomoc. Poza tym ostatni mieszkał ze mną syn i chciał spotykać ojca. Tak samo z wyjazdami do córki. Pomimo całej sytuacji chyba można zachowywać się jak cywilizowani ludzie i normalnie ze sobą rozmawiać, albo wypić kawę?


Zaprzeczasz sama sobie.
Wciąz żyjesz przeszłością,chciałabyś być z mężem,mieć rodzinę(plany) ,boisz sie samotności.

Nie mam planów, bo jestem osobą onkologiczną, a my nie robimy planów. Nie myślę za dużo ani o przeszłości ani o przyszłości. Koncentruję się na dziś. Właśnie dzięki temu nie czuję nienawiści czy żalu do męża (czasem tylko mnie dopadają jakieś negatywne emocje). Na początku starałam się cieszyć sytuacją (poprzednio nasze wspólne życie to było emocjonalne piekło, ten dystans, te spojrzenia), zaczęłam remontować, sprzątać, ustawiać meble. W tym roku dopadła mnie znów depresja (być może ma podłoże fizjologiczne) i zaczęłam się czuć samotna, tym bardziej, że nie mam siły na wyjazdy do Warszawy i spotkania ze znajomymi.


Sory....ale może za dużo tych wszystkich formacji....Oaza,jeden Ruch,drugi,rekolekcje tu i tam,neo.......
Może skup się na jednym.
Weź pod uwagę, że opisałam 30 lat mojego życia i formacji. Po kolei. Teraz od prawie 10 lat jestem w neo i od czasu do czasu jeżdżę na rekolekcje ( co każdemu polecam!). Niestety, nie udało mi się związać z moją wspólnotą, bo decyzją katechistów jestem już chyba w piątej. Bardzo mi to przeszkadza. Brakuje mi przyjaciół.
Wiesz, trudno o obiektywizm, kiedy w kilkunasty zdaniach streszcza się całe życie i to w oczywisty sposób, jednostronnie. Mieszkasz daleko? Może się spotkamy :)
Marzena
Posty: 24
Rejestracja: 10 sie 2017, 14:18
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: Marzena »

Nirwanna pisze: 30 sie 2017, 20:51 Marzenko,
Dawno temu na forum funkcjonowało takie powiedzenie:
"Zmień siebie, a zmieni się świat wokół Ciebie. A nawet jeśli się nie zmieni, to zmieni się Twoje postrzeganie tego świata" :-)

No czyli chyba warto, tak czy inaczej ;-)
Ja kiedyś mówiłam: nie musimy się zmieniać, i tak zmieni nas czas. To znaczy, że dorastamy, dojrzewamy i zdobywamy nowe doświadczenia. Moje motto to: codziennie w drodze. Każdego dnia jestem tym samym ale już innym człowiekiem :)
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: lustro »

Marzena pisze: 30 sie 2017, 21:51
lustro pisze: 26 sie 2017, 11:36 Marzeno

A ja mysle, że nie pracowalas tak na prawdę nas sobą.
Popatrz co sama o sobie piszesz...tyle lat pracy, formacji, niby świadomości...i co?

Twój mąż pewnie miałby tu sporo do dodania.
Czy wiesz jak z jego strony wyglądało wasze małżeństwo?
Wyglądałoby lepiej, gdyby mówił o swoich oczekiwaniach. Gdy zrobiłam coś nie tak potrafił dwa dni się nie odzywać, aż z płaczem zmusiłam go do rozmowy i dowiedziałam się, że np n jakimś spotkaniu prosiłam, żeby się bardziej zaangażował i coś od siebie powiedział :) Nie mam wyrzutów sumienia. Jestem pewna, że gdyby nie ja, moje zaangażowanie, moja codzienna walka o dom, o atmosferę, jego małżeństwo nie przetrwało by kilku lat. Zobaczyłam to dzięki znajomemu, który mieszkał u nas kilka miesięcy i otworzył mi oczy. Taka prawda!
Popatrz co napisałaś - placzem zmuszalas to do rozmowy. ( to efekt pracy nad sobą?)
Gdyby nie ty ( i tu lista twoich zaslug) to jego małżeństwo nie przetrwalo by tyle lat.
Jego? Nie wasze?
Nie masz wyrzutów sumienia (???)
Czyli jesteś święta bez żadnej winy, nie masz żadnego udziału w tym, co się stało i dzieje.

Znajomy otworzył Ci oczy
No to już brzmi co najmniej dziwnie.
Tu tacy znajomi noszą miano kowalskich.
Otworzył Ci oczy na to, jaka jesteś dobra i biedna, a jaki twoj mąż zły.

Tyle lat pracy nad sobą, formacji, różnych grup...i potrzebowalas znajomego?
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: lena50 »

Marzena pisze: 29 sie 2017, 23:21 Myślę, że mój brak energii, zmęczenie i wycofanie to skutek hashimoto.

Być może,sama sie z hashi zmagam,ale wydaje mi się,że to najmniejszy z Twoich problemów.
Tym niemniej wizyta u endokrynologa jak najbardziej wskazana,będziesz miała jasność,albo hormony szaleja,albo to sytuacja w jakiej się znalazłaś.
Nie wykluczam hormonów,jednak osobiście obstaję przy drugiej obcji.....ale to moje zdanie.
Marzenko ....wiele przeżyłaś,doświadczyłaś,zbyt wiele jak na jednego człowieka.
Sama piszesz,że obecna sytuacja wysysa z Ciebie całą energię,że czujesz się osamotniona,doskwiera ci brak rodziny,przyjaciół.
Masz wiele powodów do tego,aby czuć sie tak jak sie czujesz...masz do tego prawo.
Masz prawo do żalu,rozgoryczenia,pretensji,złości.... itp.
Wszystko ma swój czas........ale...... i swój koniec.
Marzena pisze: 29 sie 2017, 23:21 Zaczęłam nazywać sprawy po imieniu, mówić, jak ja odczuwam jego postawę, zachowania, niekonsekwencję, lekceważenie, kłamstwa. I potrafię mówić o tym bez emocji, spokojnie, konkretnie. Do tej pory unikałam od kilku lat takich trudnych tematów. Najpierw, bo liczyłam na rozmowę i dawałam mu czas na ogarnięcie się, potem, bo chciałam dać komunikat, że nadal jestem jego żona i zawsze możemy do siebie wrócić. Teraz zamierzam go punktować, ale tak jak powiedziałam. Będę prosić i dziękować za pomoc, ale szczerze pokazywać mu, jak na prawdę lekceważąco mnie traktuje.
...i słusznie.
Dodałabym jeszcze do tego....postawienie granic.

Niepokoi mnie jednak twoja agresja i wybuchowość o której wspomniałaś....problem z komunikacją?
Może nie kolejna religijna formacja ,ale porządny psycholog by się przydał?........co o tym myślisz?


Miałam już wysyłać,ale widzę,że kolejny post się pojawił.....
Lustro coś zauważyła,zasugerowała,a Ty....kompletnie od tematu odbiegłaś.

Wiesz....mój mąż nie dwa dni,ale miesiąc potrafił się nie odzywać ,też nie mówiąc o swoich oczekiwaniach.....a sprawa nie jakiegoś spotkania dotyczyła ale nas,naszej rodziny,małżeństwa........i bądź tu mądry.
lustro pisze: 30 sie 2017, 22:33 Jestem pewna, że gdyby nie ja, moje zaangażowanie, moja codzienna walka o dom, o atmosferę, jego małżeństwo nie przetrwało by kilku lat. Zobaczyłam to dzięki znajomemu, który mieszkał u nas kilka miesięcy i otworzył mi oczy. Taka prawda!
Jego małżeństwo....czyje ,bo nie rozumię?....i co to za znajomy,który mieszkał u Was kilka miesięcy???
lena50....dawniej lena
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: renta11 »

No dziewczyny, nie dajmy się zwariować.
1. Mąż źle prowadził działalność (ma długi). Drugą prowadzi tak samo (komornik, długi). Więc wniosek, że niczego się nie nauczył, nie wyciągnął wniosków. Przy pierwszej groził żonie, że zostawi ją z tym samą. Więc żona, za radą prawnika, wzięła sprawy w swoje ręce. A co miała zrobić? Życie pokazało, że miała rację, bo mąż w nowej działalności ma również długi. U mojej koleżanki tak było: działalność na nią, długi, mąż nie pozwalał się wtrącać. On oczywiście otworzył potem nową działalność na siebie, ona została z firmą, odpowiedzialnością i z długami. Też była kowalska i porzucenie rodziny. Teraz sprzedali wspólny dom i po odjęciu hipoteki podzielili po połowie. Bo długi firmy są oczywiście przy niej, ale aktywa dzieli się po połowie. Czasami jest tak, że kiedy jest równia pochyła, a mąż nadal w głupocie i ważności, należy wręcz podjąć tak trudną decyzję. Brawo Marzenko, przynajmniej próbowałaś i to z pracownikami. A piszę to z wieloletniego doświadczenia zawodowego, bo jestem prawnikiem.
2. Mąż ma romans. Powodów mogło być wiele, częściowo wynikające z kryzysu małżeńskiego, częściowo z czynników zewnętrznych, najwięcej z braków tkwiących w zdradzającym. Żonę oszukuje, manipuluje nią, traktuje ogólnie ludzi jak przedmioty w supermarkecie. Marzenka ma z nim poprawne stosunki (brawo za człowieczeństwo Marzenko) mimo, że on nawet nie przeprosił, nawet rozmawiać nie zamierza, bo z przedmiotem się nie rozmawia, nie wyjaśnia, bo na to nie zasługuje?
A co na to dziewczyny? Bo to Twoja wina Marzenko, bo nie umiałaś go zachęcić nawet do rozmowy, nie namówiłaś na elementarne przeprosiny, nie wyłożyłaś czerwonego dywanu, po którym książę raczyłby do Ciebie przejść, by potraktować Cię jak człowieka. A gdzie zrozumienie do tego, że ona nie potraktowała go tak, jak on jej. Bo też mogła go po prostu skreślić, wykopać, nie rozmawiać, no mogła go nawet zabić w amoku. A nie zrobiła tego. Traktuje go, z tego co pisze, dobrze a nawet cudownie, jak na jego przewinienia.
3. Znowu Lustro każe brać zdradzonemu odpowiedzialność za zdradę. A odpowiedzialności takiej nie ma. Mąż zawalił na linii zawodowej, rodzina straciła zabezpieczenie, w swoim zadufaniu zamiast ratować firmę, pracowników,zrobić to co radził prawnik, wypiął się i założył nową, tylko swoją. Co więcej, znalazł sobie pocieszycielkę i prowadził, i nadal prowadzi podwójne życie. Poczucie winy zmniejsza sobie pomagając żonie, a Marzenka pomagasz mu udawać przed dziećmi i ludźmi, że "Polacy nic się nie stało". Dlaczego Marzenka nie zafundowałaś sobie romansu? Bo Marzenko jesteś prawym człowiekiem, masz wartości moralne i zgodnie z nimi postępujesz.Odwrotnie niż jej mąż, skądinąd biedny człowiek.
4. Marzenko ponosisz odpowiedzialność (przynajmniej w 50 %) za kryzys w małżeństwie. I tutaj warto pochylić się nad sobą, zrobić rachunek sumienia, wyciągnąć wnioski. Psycholog jak najbardziej wskazany. Na razie jeszcze Marzenko skupiona jesteś na mężu, nawet zafiksowana, co jest normalne w tej sytuacji. Ale warto zostawić męża na boku i zająć się sobą, bez zafiksowania, ale ze spokojem i konsekwencją.
5. Przed Bogiem nie staniemy parami, ale zawsze pojedynczo. I poniesiemy odpowiedzialność za swoje i tylko swoje wybory. Bierzmy więc na siebie to, co rzeczywiście należy do nas. A mężowi zostawmy to, co należy do niego, tutaj zdradzającemu i porzucającemu rodzinę w 100 % odpowiedzialność za zdradę.
6. I jeszcze na koniec o czymś, o czym mało dyskutujemy. O oczekiwaniu zdradzanych na zwykłe słowo przepraszam. Zdrada, oszustwo, rozwalenie porzucenie rodziny jest najgorszym świństwem, jakie można zrobić żonie/mężowi i dzieciom. Oczekiwanie na przepraszam to zwykły elementarz, ale często nawet tego nie dostajemy.Przykre to bardzo.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: Cierpieć czy zapomnieć?

Post autor: lena50 »

Marzena pisze: 30 sie 2017, 22:27 Weź pod uwagę, że opisałam 30 lat mojego życia i formacji. Po kolei. Teraz od prawie 10 lat jestem w neo i od czasu do czasu jeżdżę na rekolekcje ( co każdemu polecam!). Niestety, nie udało mi się związać z moją wspólnotą, bo decyzją katechistów jestem już chyba w piątej. Bardzo mi to przeszkadza. Brakuje mi przyjaciół.
Wiesz, trudno o obiektywizm, kiedy w kilkunasty zdaniach streszcza się całe życie i to w oczywisty sposób, jednostronnie. Mieszkasz daleko? Może się spotkamy :)
Marzenko......dziekuję za wyczerpująca odpowiedź i od razu przepraszam,że nie uwzględniłam jej w swoim poście......zwyczajnie mi umknęła.

Tak....masz rację.....trudno streścić kawał życia w kilku zdaniach,ale równie trudno jest odnieść się do takiego streszczenia,dlatego są pytania i odpowiedzi.

Co do firmy....zrozumiałam...zrobiłaś co mogłaś i co na ten moment było najlepsze.
Co do formacji.....ograniczyłaś się do neo i chyba dobrze,bo co za dużo to nie zdrowo.
Jednak neo......to nie moja bajka i nie będę się wypowiadać w tym temacie.Myślę że są tu osoby bardziej kompetentne odemnie.
Zastanawiam się tylko......czemu aż tyle.....i w jakim celu.

Nie gniewaj się,ale trochę przypomina mi to takie błądzenie po omacku,takie ciągłe niezdecydowanie i poszukiwanie swojego miejsca,a może tu,albo tam...............
Podobnie jak z młodymi.....siatkówka,albo nie......koszykówka,a może jednak piłka nożna?

Brak przyjaciół?......czy to nie jest czasem tak,że to ich głównie w tych formacjach szukałaś?

Czy mieszkam daleko?......no raczej....jestem z Katowic, bliżej Ci do Warszawy i tamtejszego Sycharowego Ogniska.

Marzenko......naprawdę nie chcę Cię urazić,staram się na ile umię przedstawić swoje przemyślenia.
Moderator albo utnie,albo przepuści dalej.
...a tak poza tematem....
Kurcze ...moderatorzy...fajno ,że czuwacie(brakowało tego na dawnym forum) ale.....to chyba nie do końca się sprawdza.Trochę tu brak życia......
Marzena pisze: 30 sie 2017, 22:27 Wiele razy prosiłam męża o rozmowę, Ostatni raz dwa tygodnie temu. Uważam, że po 27 latach razem, ludzie nie powinni rozstać się bez słowa. Powiedziałam, że skłonna jestem mu wybaczyć, ale oczekiwałam, że oprócz tego, że przyznał się do romansu i zdrady, zwyczajnie przeprosi mnie za to, że mnie skrzywdził. Do tej pory na to się nie doczekałam. Od kilku lat nie podniosłam na niego głosu. Próbuję przemówić mu do rozsądku na spokojnie.
Jeszcze raz powtórzę....wybaczenie to nasza decyzja,trudna niezmiernie,ale nasza,niezależna od postawy krzywdziciela.
Wybaczenie=wyzwolenie=wolność.Twoja wolność.
To czy powiesz mu,że wybaczasz ,jemu na ten czas najprawdopodobniej wisi i powiewa,jak chorągiewka na wietrze.
Może kiedyś otrzeźwieje,zechce wrócić...wtedy najprawdopodobniej błagał będzie,dziś jest mu to obojętne.
Przeprosiny ......forma wyrażenia żalu za wyrządzoną krzywdę,przyznanie się do błędu i pierwszy krok do naprawienia relacji....ważne i owszem,ale w sytuacji w jakiej jesteście.........czy najważniejsze???
Po co Ci puste przepraszam? Czyny nie słowa.
Marzena pisze: 30 sie 2017, 22:31 Pomimo całej sytuacji chyba można zachowywać się jak cywilizowani ludzie i normalnie ze sobą rozmawiać, albo wypić kawę?
Jeśli tylko o to chodzi to tak.

renta11 pisze: 31 sie 2017, 9:55 2. Mąż ma romans. Powodów mogło być wiele, częściowo wynikające z kryzysu małżeńskiego, częściowo z czynników zewnętrznych, najwięcej z braków tkwiących w zdradzającym. Żonę oszukuje, manipuluje nią, traktuje ogólnie ludzi jak przedmioty w supermarkecie. Marzenka ma z nim poprawne stosunki (brawo za człowieczeństwo Marzenko) mimo, że on nawet nie przeprosił, nawet rozmawiać nie zamierza, bo z przedmiotem się nie rozmawia, nie wyjaśnia, bo na to nie zasługuje?
A co na to dziewczyny? Bo to Twoja wina Marzenko, bo nie umiałaś go zachęcić nawet do rozmowy, nie namówiłaś na elementarne przeprosiny, nie wyłożyłaś czerwonego dywanu, po którym książę raczyłby do Ciebie przejść, by potraktować Cię jak człowieka. A gdzie zrozumienie do tego, że ona nie potraktowała go tak, jak on jej. Bo też mogła go po prostu skreślić, wykopać, nie rozmawiać, no mogła go nawet zabić w amoku. A nie zrobiła tego. Traktuje go, z tego co pisze, dobrze a nawet cudownie, jak na jego przewinienia.
renta11....wyluzuj
Nikt nie powiedział...to Twoja wina,jeśli już to zwracamy jedynie uwagę na to,nad czym być może powinna popracować Marzena.
Popłynęłaś nieco w swoich dalszych wywodach.
renta11 pisze: 31 sie 2017, 9:55 Znowu Lustro każe brać zdradzonemu odpowiedzialność za zdradę. A odpowiedzialności takiej nie ma.
Oczywiście,że takowej niema....za zdradę odpowiada tylko i wyłącznie zdradzający,za kryzys oboje.
Nie widzę też ,aby lustro obwiniała zdradzonego,w tym przypadku Marzeny.....moim zdaniem,stara się pokazać co do zdrady może doprowadzić i nad czym warto by popracować, a to chyba dobrze na takim forum...co nie?
W końcu w jakimś celu tu trafiliśmy.
Niekoniecznie musi to dotyczyć nas samych,bo sytuacje są różne,można stawać na uszach,a i tak nic z tego, ale też nie trzeba się od razu tak burzyć.Zainteresowany przemyśli,zwerefikuje i sam zdecyduje co najbardziej do niego pasuje i co dla niego najlepsze.
renta11 pisze: 31 sie 2017, 9:55 I jeszcze na koniec o czymś, o czym mało dyskutujemy. O oczekiwaniu zdradzanych na zwykłe słowo przepraszam. Zdrada, oszustwo, rozwalenie porzucenie rodziny jest najgorszym świństwem, jakie można zrobić żonie/mężowi i dzieciom. Oczekiwanie na przepraszam to zwykły elementarz, ale często nawet tego nie dostajemy.Przykre to bardzo.
Jak już wyżej pisałam....
Ważniejsze czyny,nie słowa.
Osobiście przepraszam miałam na porządku dziennym.....i co z tego...puste nic nie znaczące słowo.
lena50....dawniej lena
ODPOWIEDZ