Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Amica

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Amica »

Zeniu, we wszystkim masz rację i zgadzam się, poza jednym - nie napisałam nigdzie, że nie warto się zmieniać. Według mnie nie warto (na siłę) POKAZYWAĆ mężowi, że się zmienia (czyli przekonywać, udowadniać, robić coś "pod męża"). A zmieniać się oczywiście, że trzeba! W moich słowach, które zacytowałaś, jest dokładnie takie sformułowanie użyte: Wydaje mi się więc, że pokazywanie mężowi, który nas nie chce, zmian w nas - nie ma większego sensu.

I chodziło mi o to, że rzadko bywa tak (a może wcale), że mąż (czy żona) - kiedy już jest zdecydowany co do rozwodu i określi listę potrzeb - to kiedy opuszczany małżonek chce to szybko spełnić, naprawić, tak naprawdę niczego to nie zmienia, lista potrzeb rośnie i się przekształca. Mąż mojej koleżanki, odchodząc od niej do kochanki, zarzucił żonie, że tamta jest lepsza, bo chodzi mu co rano po bułeczki na śniadanie. A żona tego nie robiła. No nie kupowała, bo... sama piekła bułki w domu. Jak widać - każdy argument jest dobry, aby uzasadnić jakoś swoje odejście. Jak ktoś tu kiedyś napisał, że mąż woli kiszonego ogórka zamiast tortu czekoladowego, który mu się przejadł. Tak i tamten mąż przedłożył kupne bułki z żabki nad wypiekane bułki na zakwasie - w sensie dosłownym.
W końcu na liście potrzeb widnieje oczekiwanie: bądź kowalską/bądź jak kowalski. I to już jest nie do przejścia dla żadnego z nas. Słuchałam Szustaka uważnie i niczego w swojej wypowiedzi bym nie zmieniła, bo dokładnie tak rozumiem jego słowa i dokładnie taki obrałam sobie kierunek. I dokładnie tak - dla Boga chcę się zmieniać, być lepsza. Szczerze? To nawet nie wiedziałabym, co miałabym w sobie zmienić, żeby mąż chciał zostać, bo nie usłyszałam żadnych zarzutów, poza starymi sprawami, które dawno już przepracowałam. No chyba musiałabym zmienić przeszłość, cofnąć czas, nie wiem. Mało tego - moje silne przylgnięcie do Boga mojemu niewierzącemu mężowi-naukowcowi przeszkadza i jest to też argument różnicy między nami nie do pokonania.

Wiesz, to jest tak, że my chcemy zmieniać w sobie globalnie wszystko, byle na nowo zachwycić męża, podczas gdy on wcale się ani o to nie stara, ani sam nie przejmuje się tym, że ma jakieś wady i one nam też przeszkadzają. I co potem? Taki wymęczony, wyproszony, wyprzekonany powrót męża do domu i co - jak żyć dalej - w ciągłym stresie i strachu, a nuż coś powiem nie tak, źle spojrzę, zbyt krzywo się uśmiechnę?

Skoro my akceptujemy w naszych mężach te wszystkie krzywizny, to mamy prawo, a nawet obowiązek oczekiwać, że mąż nasze krzywizny też zaakceptuje. Tak rozumiem słowa: kochaj siebie samego, jak bliźniego swego.
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: zenia1780 »

Amico, jesteś bardzo mądrą kobietą :D
Amica pisze: 18 lip 2018, 11:23 zmieniać się oczywiście, że trzeba! W moich słowach, które zacytowałaś, jest dokładnie takie sformułowanie użyte: Wydaje mi się więc, że pokazywanie mężowi, który nas nie chce, zmian w nas - nie ma większego sensu.
To bardzo, ale to bardzo trafne spostrzeżenie i ja je w Twojej wypowiedzi widziała, ale zobaczyłam również, niejednoznaczność tej wypowiedzi, brak dopowiedzenia, że zmieniać się warto, ale nie tylko z powodu męża i nie tylko i wyłącznie dla i pod niego. A to ważne jest, myślę, aby to wybrzmiała, zważywszy na selektywność odbioru osoby w burzy kryzysu. :)
Amica pisze: 18 lip 2018, 11:23 Mało tego - moje silne przylgnięcie do Boga mojemu niewierzącemu mężowi-naukowcowi przeszkadza i jest to też argument różnicy między nami nie do pokonania.
Zdaję sobie z tego doskonale sprawę, chyba każdy z nas ten etap przeszedł. Myślę, że w tym miejscu potrzeba wiele delikatności z naszej strony. Mnie bardzo urzekają słowa i z ogromnym trudem, ale jednak staram się wcielać w życie:
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, ale żyj tak by pytać zaczęli." (Św. Jan Maria Vianney).
Bardzo trudno jet je realizować w małżeństwie zwłaszcza kryzysowym, gdy małżonek daleko jest od Boga...
Amica pisze: 18 lip 2018, 11:23 Wiesz, to jest tak, że my chcemy zmieniać w sobie globalnie wszystko, byle na nowo zachwycić męża
I to własnie chciałam aby wybrzmiał, moją zmianą staram się/mam zachwycić Boga, nie męża, wtedy te wszystkie inne kwestie, o których pisałaś znikają...
Amica pisze: 18 lip 2018, 11:23 mamy prawo, a nawet obowiązek oczekiwać
No nie wiem...
Mam prawo i obowiązek strzec siebie, własnej godności, piękna, dziecięctwa Bożego... ale prawo i obowiązek oczekiwać, że ktoś zrobi coś co ja chciałabym aby zrobił względem mnie, bo ja coś takiego zrobiłam... no nie wiem...
Zatem mój dar nie był dany w wolności?
Nie chciałabym zostać źle zrozumiana, ale ja rozumiem to tak, ze jeśli dając komuś coś (tu akceptacja krzywizn małżonka)) oczekuję, że dostanę to samo w odpowiedzi, to znaczy, że nie był to dar wolny, ale wymiana handlowa. Skoro więc boli mnie, że mój dar nie zostaje przyjęty i/lub odwzajemniony, to przestaję dawać.Na ten moment nie daję Ci czegoś, czego nie potrafię dać w wolności, bo mnie samą to rani... I to jest dla mnie właśnie miłość siebie samego...
Ale to tylko takie moje przemyślenia w temacie. :)... I bynajmniej nie w ofensywie do Twoich. Ot, inne spojrzenie :D

Pozdrawiam
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Amica

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Amica »

Absolutnie nie jest to wymiana handlowa. "Oczekiwać" nie oznacza "wymagać". Każdy ma jakieś oczekiwania, czyli rozumowanie i odbieranie świata, jako działanie: przyczyna-skutek. Jeśli wchodzę z kimś w małżeństwo, to oczekuję, że ten ktoś rozumie, że małżeństwo to np. nie niewolnictwo, nie jest to relacja: pan-sługa, że to nie jest też wolny związek i hulaj-dusza-piekła-nie-ma, że to jest odpowiedzialność itd. Czy idąc do ślubu - nie oczekiwałaś od męża, aby był Ci wierny i nigdy Cię nie zostawił? Tzn. ja wiem, że przysięgałaś za siebie - ale czy wzięłabyś z nim ślub, gdyby powiedział: Kochanie, dzisiaj cię kocham, jutro mogę zostawić. Zgodnie z Twoją definicją powinnaś i tak wyjść za niego za mąż, bo w końcu Ty kochasz, więc nie szkodzi, że sama nie jesteś kochana. Czy tak?

Jest pewne minimum postaw czy minimum rozumienia świata i kategorii dobra i zła, które każdy myślący człowiek właśnie musi oczekiwać od innych ludzi. A jeśli ktoś tego nie przejawia, zło nazywa dobrem, krzywdzi, zamiast odpowiadać miłością - to się reaguje. No jak inaczej.

W Biblii jest cudowny fragment, w którym Jezus mówi: Nie dawajcie psom świętego, ani miećcie pereł waszych przed wieprze, by ich snadź nie podeptali nogami swemi, i obróciwszy się, aby was nie roztargali. Ewangelia wg św. Mateusza 7,6

I właśnie o to mi chodzi. To, że mąż nie spełnia moich "oczekiwań", by szanował mnie i kochał, tak jak na to zasługuję, nie oznacza, że ja ucinam swoją miłość. Nic podobnego. Ale kochać można na odległość. Kochać - nie oznacza dawać się wykorzystywać, nie oznacza dawać się krzywdzić w imię miłości. Tak ja uważam. :)
GosiaH
Posty: 1062
Rejestracja: 12 gru 2016, 20:35
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: GosiaH »

Amica, taka dygresja zupełnie nie związana z tematem - korzystasz na co dzień z Biblii Wujka ?
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
Amica

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Amica »

Nie, Z Biblii Tysiąclecia. Ale cytat jest na zasadzie "kopiuj-wklej" z takich notatek, co je sobie kiedyś robiłam. Po wysłaniu posta sama zobaczyłam, że staropolszczyzną zawiało, ale już nie chciałam kombinować, bo ONEGDAJ dostałam "ostrzeżonko" od moderatorów, że czasami moje posty są w poczekalni zdublowane. A edycja była tego powodem. Niby sprawdzam pięć razy przed wysłaniem, a i tak potem widzę kolejne jakieś literówki czy coś i mam odruch poprawiania. :D

Jak już tu piszę, to jeszcze dodam, że chociaż wiem, że to nie forum dyskusyjne, to bardzo lubię stonowane wypowiedzi niektórych forumowiczów, np. Zeni. O wiele bardziej siedzą potem w głowie, człowiek się zaduma, coś przemyśli... Dziękuję za to. <3
Poraniona
Posty: 87
Rejestracja: 19 kwie 2018, 9:07
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Poraniona »

s zona pisze: 18 lip 2018, 10:44 Sluchalam List Boga do kobiety
/www.youtube.com/watch?v=tUCVn4PswG0
s zona Dobrze, że przypomniałaś o tym liście, bo jakoś mi umknął. Piękny, oczyściłam się, nabrałam sił...jednak mam Ojca i to jakiego. Wow. Dziękuję.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: ozeasz »

Amica pisze:Czy idąc do ślubu - nie oczekiwałaś od męża, aby był Ci wierny i nigdy Cię nie zostawił? Tzn. ja wiem, że przysięgałaś za siebie - ale czy wzięłabyś z nim ślub, gdyby powiedział: Kochanie, dzisiaj cię kocham, jutro mogę zostawić. Zgodnie z Twoją definicją powinnaś i tak wyjść za niego za mąż, bo w końcu Ty kochasz, więc nie szkodzi, że sama nie jesteś kochana. Czy tak?

Jest pewne minimum postaw czy minimum rozumienia świata i kategorii dobra i zła, które każdy myślący człowiek właśnie musi oczekiwać od innych ludzi. A jeśli ktoś tego nie przejawia, zło nazywa dobrem, krzywdzi, zamiast odpowiadać miłością - to się reaguje. No jak inaczej.
Ośmielony Twoim cytatem którym sie podparłaś ,zapytam jak widzisz Twoją ,naszą -ludzką-relację z Chrystusem który Nas kocha ,czy nie tak właśnie jak opisałaś ?

Czy nie taka Miłośc jest źródłem mojej miłości ,a skoro tak , to wiem że jeśli ja zawodzę Tego który mnie do końca umiłował ,lepiej rozumiem też tego który mnie rani , a nawet jeśli nie rozumiem ,to staram sie powtarzać "Ojcze przebacz mu/jej ,bo nie wie co czyni …..tym bardziej że i mnie zdarza się czynić podobnie ...


Ile razy mam przebaczać ,m.in. te słowa są dla mnie drogowskazem , czy aż 7 razy ? Niektóre tłumaczenia mówią , nie aż siedem razy ,ale siedemdziesiąt razy po siedem , jeśli ten żałuje i chce naprawiać .


I Zwykle przychodzi mi obraz z przypowieści o nielitościwym dłużniku , każdy ją zna , ten dług do spłacenia nam darowany jest nie do spłacenia ,a jednak Bóg go nam Umarza , mnie umorzył , dziś już wiem że nie ma takiej winy bliźniego która mogłaby się porównywać do tego jak Jego zraniłem, Bóg wybaczył mi tyle , że cała reszta to pył i śmieci ,a jeśli przez to mogę zyskać brata , siostrę , bliźniego dla królestwa Bożego to jest to dla mnie najwspanialsza nagroda ,to mój azymut ,chcę żeby to była moja droga ,nie z zewnątrz narzucona ,ale rodząca się z serca ,bym mógł uznać że to jestem ja ,wg tych słów :
Oto nadchodzą dni - wyrocznia Pana -
kiedy zawrę z domem Izraela <i z domem judzkim>
nowe przymierze. Lecz takie będzie przymierze,
jakie zawrę z domem Izraela
po tych dniach - wyrocznia Pana: …...
Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa
i wypiszę na ich sercu
.
Będę im Bogiem,
oni zaś będą Mi narodem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać
jeden mówiąc do drugiego:
"Poznajcie Pana!"

Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego
poznają Mnie - wyrocznia Pana,
ponieważ odpuszczę im występki,
a o grzechach ich nie będę już wspominał». Jr31,33-34
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: zenia1780 »

O mój języku ubogi... :cry:

Chodzi mi o to, aby język giętki
Powiedział wszystko, co pomyśli głowa:
A czasem był jak piorun jasny, prędki
,
A czasem smutny jako pieśń stepowa,
A czasem jako skarga nimfy miętki,
A czasem piękny jak aniołów mowa...
Aby przeleciał wszystka ducha skrzydłem.
Strofa być winna taktem, nie wędzidłem.
Juliusz Słowacki

Amica pisze: 18 lip 2018, 13:53 Czy idąc do ślubu - nie oczekiwałaś od męża, aby był Ci wierny i nigdy Cię nie zostawił? Tzn. ja wiem, że przysięgałaś za siebie - ale czy wzięłabyś z nim ślub, gdyby powiedział: Kochanie, dzisiaj cię kocham, jutro mogę zostawić. Zgodnie z Twoją definicją powinnaś i tak wyjść za niego za mąż, bo w końcu Ty kochasz, więc nie szkodzi, że sama nie jesteś kochana. Czy tak?
Amico, Skarbie :) , ja nigdzie nie napisałam, że mamy dawać się krzywdzić w imię miłości, wręcz przeciwnie:
zenia1780 pisze: 18 lip 2018, 12:52 Mam prawo i obowiązek strzec siebie, własnej godności, piękna, dziecięctwa Bożego...
Jednak jedno nie wyklucza drugiego. Mogę dawać mężowi miłość i akceptację w sposób mądry i nie rozzuchwalający małżonka (a to jak to w ten sposób robić dobrze jest z Tatą przegadać i trochę wiedzy w tym zakresie zdobyć), jeśli robię to w sposób wolny, czyli nie raniący mnie. Czy i jak to robić w kryzysie, do przemyślenia i przemodlenia. Zawsze, ale to zawsze, w moim odczuciu punktem odniesienia jest/powinien być Bóg, nie moje chcenia, poranienia, egoizmy, czy też chcenia poranienia i egoizmy drugiej strony.
Amica pisze: 18 lip 2018, 13:53
Zgodnie z Twoją definicją powinnaś i tak wyjść za niego za mąż, bo w końcu Ty kochasz, więc nie szkodzi, że sama nie jesteś kochana. Czy tak?
Wręcz przeciwnie, ponieważ (z założenia oczywiście, bo w chwili ślubu tej dojrzałości nie miałam) układam życie według porządku miłości (i on stanowi definicję miłości) czyli przed przyszłym mężem kocham siebie, dlatego nie zgadzam się na takie małżeństwo. I nie tylko dlatego, ze sama taką jego postawą będę raniona, ale również dlatego, że jemu nie pozwolę zgodą na takie małżeństwo wzrastać w miłości.

Amica pisze: 18 lip 2018, 13:53 I właśnie o to mi chodzi. To, że mąż nie spełnia moich "oczekiwań", by szanował mnie i kochał, tak jak na to zasługuję, nie oznacza, że ja ucinam swoją miłość. Nic podobnego. Ale kochać można na odległość. Kochać - nie oznacza dawać się wykorzystywać, nie oznacza dawać się krzywdzić w imię miłości. Tak ja uważam.
Mąż nawet nie tyle nie spełnia Twoich oczekiwań, co własnych zobowiązań... ale to inna broszka

Amico, podejrzewam, że nie wybrzmiało to w moich wypowiedziach na tyle czytelnie, abyś usłyszała. Ja nie neguję, wyboru postawy miłości na odległość, jest ona jak najbardziej słuszna, kiedy wspólne bycie boli tak bardzo, ale zachęcam do tego aby swoje serce uleczyć z Tatusiem i z Nim uzdalniać je do wolności jaką nas obdarzył, w tym do wolności w dawaniu siebie i swojej miłości (nie mylić z wolną miłością w postrzeganiu tego świata ;) ). Jeśli to z Nim robimy, wtedy wszystko pozostaje w równowadze i nie ma przegięcia w żadną stronę.
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
Amica

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Amica »

Zeniu, miałam oczekiwania, by mąż spełniał swoje zobowiązania. :D Czy tak może być?

Tak w ogóle to około dwa lata temu padłam na kolana przez Ojcem i poprosiłam: Boże, ja wiem, że nie mogę prosić Cię o to, byś wpłynął na serce mojego męża i sprawił A, B, C. Bo wiem, że mąż tego nie chce, a Ty szanujesz wolną wolę każdego swojego dziecka. Zatem oddaję Ci SWOJE serce, żebyś ulepił z niego, co tylko zechcesz. Oddaję swoją wolną wolę, myśli, uczucia, a Ty je lep, kształtuj wg swojej woli. Nawet zgadzam się np. czuć obojętność do mojego męża, cokolwiek. Po prostu nie chcę zasklepiać się w smutku, w rozpaczy, bo szkoda dni, a nie mam sił na robienie czegokolwiek z sercem. Nie mam sił na życie w ogóle. Lep mnie, ugniataj, kształtuj. Ja się poddaję Tobie i Twojej wizji.

No i nie wiem. Jakby w uczuciach nic się nie zmieniało, smutku jest jakby więcej, doszła zgorzkniałość, której nie było wcześniej. Tak więc nie wiem, o co chodzi w tym wszystkim. Czy Bóg nam sprzyja, jeśli rzeczywiście nasze małżeństwo było nieważnie zawarte? Czy to nie taką odpowiedź właśnie powinnam od Niego odczytać?

Ozeaszu, ja mężowi wybaczyłam wszystko i wybaczam mu już z góry to, co mnie jeszcze czeka/może czekać (rozwód, podział majątku, afiszowanie się z nową kobietą, może i dziećmi). Żal mi go z różnych względów, wczoraj robiłam porządki i natknęłam się na różne zdjęcia - myślę o nim z czułością i tęsknotą, nie myślę o nim źle, wręcz przeciwnie. Ale to nie oznacza, że mogłabym z nim żyć jako żona. Jest dla mnie obcy, a przecież do intymnej, bardzo czułej więzi dwojga ludzi potrzebne jest coś więcej, niż wybaczenie i akceptacja ułomności drugiego człowieka. Do tego wystarczy relacja przyjaźni i przyjaciółkę będzie we mnie miał zawsze. Ale nie żonę. Są takie "zbrodnie", gdzie pomimo skruchy winowajcy, szczerego żalu, wybaczenia przez osobę poszkodowaną - rzeczywistość się nie odtworzy. Eleni wybaczyła mordercy swojej córki, ale to jej córki nie wróciło, prawda? Przepraszam, że taki gruby kaliber, ale chodzi mi o pewien mechanizm, bo czuję, że nie jestem rozumiana, że w ogóle jestem źle rozumiana, wiec nie wiem, chyba nie potrafię się wysłowić odpowiednio. :( Chodzi mi o ten mechanizm, kiedy jest wybaczenie, jest skrucha, ale coś się podziało takiego, co już umarło i nie odrodzi się, chyba że wymyślą zastrzyki-niepamięci. Mój mąż "zabił" tamtego chłopaka, za którego wyszłam za mąż. A ten "nowy" nadaje na innych falach, całkiem odmiennych.

Wiem, że z Bogiem wiele można i czekam cierpliwie, jednak jest tylko gorzej. Zamrażam się jakoś.

A w ogóle to dyskusja o moim mężu jest tak cudownie hipotetyczna. Dopiero co powiadomił mnie przecież, że składa pozew o rozwód, więc rozważania o jego ewentualnej chęci powrotu wkładam między bajki... Nie wybiegam myślami aż tak daleko naprzód, staram się żyć dzisiaj.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: ozeasz »

Zenia 1780 , zgadzam się w 100% , lekkość języka nie jest moim atutem , jak widać :lol:
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Nirwanna »

Amica, moim doświadczeniem też było oddanie mojego wnętrza pod czule kształtowanie przez Boga, bo też nie wiedziałam, jak ma być. Jednak u mnie jest tak, że oprócz mojego oddania i mojej zgody tak na 100%, Bóg oczekuje ode mnie współpracy. Też na 100% moich aktualnych możliwości, co w całokształcie może stanowić ułamek promila... ale jednak potrzebuje ode mnie tego.
Bo Bóg dla mnie zrobi wszystko. Ale za mnie - nie zrobi niczego.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: ozeasz »

Amica pisze:Jest dla mnie obcy, a przecież do intymnej, bardzo czułej więzi dwojga ludzi potrzebne jest coś więcej, niż wybaczenie i akceptacja ułomności drugiego człowieka.
Amica ,spokojnie ,nie mam zamiaru Cię przekonywać , ani oskarżać ,to przecież Twoje życie ,Twoje wybory które szanuję ,dzielę się tylko moim doświadczeniem które we mnie się dokonało i dokonuje , nie przyjmuj tego jako wyznacznika ,a bardziej jako wyznanie z mojej strony ,które jeśli chcesz wysłuchasz lub nie .


Jeśli czytałaś moją historię ,to wiesz że opieram moją relację z żoną na tym do czego ,w co wierzę powołuje mnie Bóg ,choćby i w Ks. Ozeasza .

To co wyżej napisałaś ,czy to nie opis Twoich emocji ,uczuć których nie da sie wyrzucić ,zagłuszyć ,stłamsić ,a jedynie ewentualnie podsycać, osłabiać , przyjąć a przede wszystkim czerpać informacje.


Znów powiem Ci że doświadczyłem intymnej więzi z Bogiem która w hierarchicznym porządku stoi wyżej niż relacja ludzka i oparta jest na tej właśnie ze Stwórcą ,Stwórcą więzi miłości , ludzkiej miłości w całej rozciągłości .

To coś więcej o czym piszesz ,jestem przekonany, to Duch Św. który uzdalnia mnie do miłości takiej , o jakiej piszesz że jest niemożliwa ,niewyobrażalna.....nieludzka … taka prawda ,bo nawet jeśli tak umiem to nie moją mocą i zdolnością ...


To ON , Źródło Miłości może uzdalniać ,w to wierzę i tylko Ono , do miłości prawdziwej , w Nim zakorzenionej .
Amica pisze: Do tego wystarczy relacja przyjaźni i przyjaciółkę będzie we mnie miał zawsze. Ale nie żonę.
Czy aby na pewno to jest niemożność ,a nie Twój wybór ,ja tego nie wiem ,Ty możesz do tego dotrzeć ,jedno wiem , że to co Boże jest niepodważalne i nieodwołalne , sakrament małżeństwa też , sakrament nie ludzkie uczucia ,dążenia ,emocje ,intencje ,postrzeganie itd.
Amica pisze:Są takie "zbrodnie", gdzie pomimo skruchy winowajcy, szczerego żalu, wybaczenia przez osobę poszkodowaną - rzeczywistość się nie odtworzy. Eleni wybaczyła mordercy swojej córki, ale to jej córki nie wróciło, prawda?
Tak masz rację ,ale Ty i mąż żyjecie .
Amica pisze:Przepraszam, że taki gruby kaliber, ale chodzi mi o pewien mechanizm, bo czuję, że nie jestem rozumiana, że w ogóle jestem źle rozumiana, wiec nie wiem, chyba nie potrafię się wysłowić odpowiednio. Chodzi mi o ten mechanizm, kiedy jest wybaczenie, jest skrucha, ale coś się podziało takiego, co już umarło i nie odrodzi się, chyba że wymyślą zastrzyki-niepamięci.


Amico ,zastanów sie ,czy to co opisujesz to Boża miłość ? Miłość małżeńska czerpiąca z Boga ? Jeśli coś umarło to nie MIŁOŚĆ ,emocje -może tak ,nastawienie -pewnie też , niespełnione oczekiwania - na pewno , wizja drugiego -wyidealizowana -oczywiście.

A teraz ,pomyśl ,kiedy idziesz do sakramentu pokuty i pojednania ,jak tam przyjmuje Oblubieniec -oblubienicę ?

Czy Jego miłość maleje ,czy płonie żywym ogniem jeszcze bardziej ? Czy patrzy na Ciebie przez pryzmat grzechu ,czy Tej która jest czysta mocą Jego krwi ,predysponowana do zbawienia ?
Ostatnio słuchałem też Szustaka który o tym mówił. Warto posłuchać ...
Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! -
mówi Pan.
Choćby wasze grzechy były jak szkarłat,
jak śnieg wybieleją;
choćby czerwone jak purpura,
staną się jak wełna. Iz 1 ,18

Amica pisze:Mój mąż "zabił" tamtego chłopaka, za którego wyszłam za mąż. A ten "nowy" nadaje na innych falach, całkiem odmiennych.

Twój mąż jest ciągle Twoim mężem , to Ty obiecywałaś że go nie opuścisz aż do śmierci ,brałaś na świadków Boga i wszystkich świętych ,że kochasz po grób ,a nawet poza niego .

Byłaś przekonana że tylko śmierć może Was rozdzielić , która Amica jest ta prawdziwa ? Pomyśl też o tym czy Ty masz na pewno dobry -Jezusowy wzrok . pamiętasz tych co wydawali się nieżywi w Ewangelii ,a Jezus ich uzdrowił ? Co w takim wypadku jest prawdą i rzeczywistością ?

To wszystko co pisała Zenia ,Nirwanna to racja tu nie chodzi o to by być naiwny ,bierny , żeby dawać się ranić ? Jedynie jak Jezus , ze świadomością wyzwolenia drugiego z jego fałszywego patrzenia , nie przypadkiem mam taki podpis ,,te słowa mają i głębię i moc ,dlatego są jakby sztandarem który powiewa w moich i mam nadzieję nie tylko , zawirowaniach wskazując kierunek ,a zarazem źródło.


Amica pisze:Wiem, że z Bogiem wiele można i czekam cierpliwie, jednak jest tylko gorzej. Zamrażam się jakoś.

A czytałaś to ?
Dlatego chcę ją przynęcić,
na pustynię ją wyprowadzić5
i mówić jej do serca.
Oddam jej znowu winnice,
dolinę Akor uczynię bramą nadziei -
i będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości,
gdy wychodziła z egipskiego kraju.
I stanie się w owym dniu - wyrocznia Pana -
że nazwie Mnie: "Mąż mój",
a już nie powie: "Mój Baal".
Usunę z jej ust imiona Baalów
i już nie będzie wymawiać ich imion.
W owym dniu zawrę z nią przymierze,
ze zwierzem polnym i ptactwem powietrznym,
i z tym, co pełza po ziemi.
Łuk, miecz i wojnę wyniszczę z jej kraju,
i pozwolę jej żyć bezpiecznie.
I poślubię cię sobie [znowu] na wieki,
poślubię przez sprawiedliwość i prawo,
przez miłość i miłosierdzie.
Poślubię cię sobie przez wierność,
a poznasz Pana.
W owym dniu - wyrocznia Pana,
odpowiem na pragnienia9 niebios, a one
odpowiedzą na pragnienia ziemi; Oz 2 , 16-23

Albo to ? Proponuje od pierwszego wersetu tego rozdziału księgi Ezechiela , tu Ez 37 , 11- 14:
I rzekł do mnie: «Synu człowieczy, kości te to cały dom Izraela. Oto mówią oni: "Wyschły kości nasze, minęła nadzieja nasza, już po nas". Dlatego prorokuj i mów do nich: Tak mówi Pan Bóg: Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. Udzielę wam mego ducha po to, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam» - wyrocznia Pana Boga.
Przepraszam za obszerność i pozdrawiam Cię .
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
krople rosy

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: krople rosy »

,,Często można słyszeć zdanie, że jest nieszczerością okazywać komuś miłość, gdy się jej nie czuje, tym bardziej, gdy się czuje na jej miejscu odrazę. Otóż miłość chrześcijańska bynajmniej nie wymaga zapewniania o miłości uczuciowej, które się nie czuje, ale tylko o miłości duchowej, której w duszy chrześcijańskiej nigdy nie może brakować. Ona to winna kierować naszym postępowaniem, i gdy się na zewnątrz przejawia, ująć je w takie formy, które by odpowiadały jej treści bez wylewów sztucznej uczuciowości. Dobrze wychowana uprzejmość zupełnie tu wystarcza i żadnej nieszczerości i hipokryzji w sobie nie zawiera." O. Jacek Woroniecki
Amica

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Amica »

Otóż to. Na dobrze wychowaną uprzejmość mnie stać. ;) Ale wątpię, by mojemu mężowi po jego hipotetycznym powrocie - taka chłodna uprzejmość by wystarczała.

Ozeaszu, dziękuję za Twoje refleksje. W znacznej mierze pokrywają się z moim rozumieniem, odczuciami i postawą.

Różnimy się chyba tylko w spojrzeniu na samą istotę małżeństwa, jego kształt. Myślę, że musiałabym być wyzuta z godności dziecka Bożego, gdybym nie zmieniała swojej postawy wobec różnych postaw mojego męża. I tak samo ochoczo oddawała całą siebie wtedy, kiedy mąż jest w porządku, jak i wtedy, kiedy zawala. Czy to jest Boże? No ja mam szczere wątpliwości. W jaki sposób wtedy mąż miałby budować swój szacunek do mojej osoby, skoro obojętnie, co zrobi - to summa summarum i tak będę oddana i ochocza na wspólne życie z nim, wakacje, śniadanka, bliskość itd. Wydaje mi się, że w takiej sytuacji wystarczy, że trzymam się słów przysięgi. A pozostałe kwestie są tylko KONSEKWENCJĄ wyboru męża, który tak właśnie kształtuje naszą wspólną więź.

W idealnym małżeństwie -poza wiernością, troską o małżonka do końca życia jest jeszcze intymność - czyli zaufanie, czułość erotyczna, więź, poczucie humoru, spokój i poczucie bezpieczeństwa. I nie wiem, jak Ci to wytłumaczyć, że można kochać kogoś, a nie czuć tego wszystkiego, co wymieniłam. Jeśli małżeństwo ma wiele różnych warstw (dobre, zgodne, szczęśliwe małżeństwo), a podstawą jest postawa miłości, wierności, wsparcie do końca życia - to ja mogę odpowiadać za tę podstawę jedynie. Bo pozostałe kwestie, które sprawiają, że człowiek czuje się szczęśliwy z drugim człowiekiem - są (albo bywają, bo wiem, że ludzie jakoś sobie z tym radzą) nie do odrobienia. A zatem - jak może wyglądać takie małżeństwo, bez tych wszystkich rzeczy? No niestety w separacji kościelnej, którą Kościół dopuszcza, w przypadku niewierności małżonka - mogę, ale nie muszę przyjmować męża z powrotem do swojego łoża i codziennego życia. Skoro Kościół na to znalazł takie rozwiązanie, to może jednak nie występujmy przed szereg i nie usiłujmy być świętsi od całego Kościoła? ;)

Spójrz. Jeśli masz pracownika, który okrada Ci co dzień kasę, Ty to odkrywasz, żądasz wyjaśnień, on Ci się tłumaczy, przeprasza, obiecuje, że już nigdy - to jako dobry chrześcijanin wybaczasz, dajesz mu szansę, może i nawet nie zamykasz przed nim kasy, by nie było mu przykro. Ale co czujesz w sercu? Ile razy pomyślisz, że może znowu weźmie? Czy rano przeliczasz jeszcze raz wszystkie pieniądze? Czy jeśli pod koniec dnia zabraknie 100 zł w kasie, Twoja pierwsza myśl nie pobiegnie do tego złodzieja? I to jest poza Tobą, to są NATURALNE odruchy, konsekwencje tego, że ktoś zawiódł Twoje zaufanie, że poznałeś go z innej strony. I wybaczyłeś, nie robiłeś problemu, nadal u Ciebie pracuje, nie wypominasz mu tego. Ale coś zawsze zostanie takiego, co spowoduje, że traktujesz go w sercu inaczej, po prostu inaczej, niż wcześniej.

I tak samo jest w małżeństwie, oczywiście ja piszę o sobie.

Więc podkreślam - że jeśli sąd biskupi orzeknie, że moje małżeństwo jest ważne, to ja wiem, jaki będę miała kierunek. Będę wierna, będę nosić obrączkę i mąż będzie mógł na mnie liczyć - oddam mu nerkę, ostatnie 10 zł, pocieszę, jeśli umrze mu ktoś bliski, zaopiekuję się w chorobie. Ale na pozostałe kwestie - jak oddanie na co dzień, intymność, beztroska, zaufanie - nie będzie mógł liczyć.
I przecież ja bym chciała, aby tak nie było, modlę się o to. Ale jakoś Bóg mi nie daje takich myśli. Wręcz utwierdzam się w swoich przekonaniach, to mnie chroni jakoś przed upadkami, a filmik Szustaka jedynie był "po linii" i uspokoił mnie, że moja droga nie jest zła.

Jeśli Twoim zdaniem, Ozeaszu, ta moja miłość jest kulawa, nie-Boża, niepełna, niebiblijna, to trudno. Gdybym kochała inaczej, pewnie byłabym Jezusem, ale nie jestem. Modlę się o to, by kochać, jak Jezus, ale nie wiem, czemu moje modlitwy nie zostają wysłuchane, wręcz przeciwnie. Postanowiłam się temu poddać i nie walczyć z tymi postanowieniami. Muszę jakoś żyć, ułożyć sobie kształt tego mojego życia. Bo ono jest też ważne. :)
Wiedźmin

Re: Kryzys - Tak, chęć odbudowy-?, zdrada?

Post autor: Wiedźmin »

Amica pisze: 19 lip 2018, 2:16 Więc podkreślam - że jeśli sąd biskupi orzeknie, że moje małżeństwo jest ważne, to ja wiem, jaki będę miała kierunek. Będę wierna, będę nosić obrączkę i mąż będzie mógł na mnie liczyć - oddam mu nerkę, ostatnie 10 zł, pocieszę, jeśli umrze mu ktoś bliski, zaopiekuję się w chorobie. Ale na pozostałe kwestie - jak oddanie na co dzień, intymność, beztroska, zaufanie - nie będzie mógł liczyć.
Droga Amico - warunkujesz i wybiegasz w przyszłość.

Ja doskonale Cię rozumiem - przeżywam to na co dzień - moja żona również "zabiła" tamtą dziewczynę, którą poznałem... - na co dzień mierzę się z odbudową zaufania, intymności i beztroski. Miałbym jej teraz powiedzieć (po jej powrocie) - "Nie możesz liczyć na to co wcześniej - zgrzeszyłaś... - nie odtrącę Cię ale i nie otworzę przed Tobą ponownie" ?
Amica pisze: 18 lip 2018, 16:38 Mój mąż "zabił" tamtego chłopaka, za którego wyszłam za mąż. A ten "nowy" nadaje na innych falach, całkiem odmiennych.
Tak - teraz mąż nadaje na nowych, innych falach. Teraz.
Ale dopuszczasz do myśli możliwość, że skoro mąż... raz zmienił się w "nowego"... całkiem odmiennego - to czy kiedyś ma szansę zmienić się w tego co wcześniej - ba... może nawet w jeszcze "lepszego"? :)
ODPOWIEDZ