Wróci?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wróci?

Post autor: Pavel »

Krótko: wg mnie to drugie.
Poza tym bardzo mi się spodobał Twój post - stanęłaś przed sobą w prawdzie.
Weszłaś na dobrą drogę, mocno Ci kibicuje w pracy nad sobą, do „zestawu” dorzucam modlitwę.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

Pavel pisze: 08 lut 2018, 14:42 Krótko: wg mnie to drugie.
Poza tym bardzo mi się spodobał Twój post - stanęłaś przed sobą w prawdzie.
Weszłaś na dobrą drogę, mocno Ci kibicuje w pracy nad sobą, do „zestawu” dorzucam modlitwę.
Dziękuję Pavel za odpowiedź.
Raczej skłaniałam się ku pierwszej wersji- przegadać, przeanalizować, zadręczyć (siebie i męża)...
Ale po to jest forum aby czerpać mądrość od innych, tak więc daruję sobie rozmowę na temat mojego zachowania.

Modlitwa? Jak najbardziej, jest moją "siłą napędową". Tydzień temu skończyłam odmawiać NP, myślę o kolejnej. Staram się jak najczęściej uczestniczyć we Mszy Św., przyjmować Komunię Św. Wierzę, że ten kryzys jest po "coś" i tylko z Bogiem mogę odkryć jego sens.

Jeszcze jedno. Z ust mego męża w owej rozmowie na temat tego, że nie wierzy w moją przemianę, padły słowa- że teraz ja się modlę, chodzę do Kościoła i na wspólnotę....i co? On jest teraz ten zły?

Mąż był (jest) bardzo wierzący i praktykujący, więc nie był to zarzut, ani atak, że robię coś nie tak. Raczej brzmiało to, jak zazdrość o moją relację z Panem Bogiem. I co ja mam mu powiedzieć? Przecież, nie mogę mu powiedzieć- módl się, zawierz Bogu, ty też możesz...Nic na siłę, sam musi poczuć taką potrzebę.

A ja czuje się winna, że przyczyniłam się swoim zachowaniem do jego wyprowadzki i do tego, że teraz jest pogubiony.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: s zona »

Lucjo mnie pomogla w ubieglym roku
Droga Krzyzowa Dla Malzonkow
jest w pdf ,ale wersja ksiazkowa jest bardzo " poreczna do torebki " :)
http://sychar.org/modlitwa/sycharowska- ... zyzowa.pdf
Jesli jestesmy w kryzysie daje ulge i sily ....
a jesli maz odszedl " tylko " do rodzicow ..
To jest nadzieja na powrot :)
Pomodle sie wieczorem na Apelu o 21 h
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

s zona pisze: 15 lut 2018, 18:55 Lucjo mnie pomogla w ubieglym roku
Droga Krzyzowa Dla Malzonkow
jest w pdf ,ale wersja ksiazkowa jest bardzo " poreczna do torebki " :)
http://sychar.org/modlitwa/sycharowska- ... zyzowa.pdf
Jesli jestesmy w kryzysie daje ulge i sily ....
a jesli maz odszedl " tylko " do rodzicow ..
To jest nadzieja na powrot :)
Pomodle sie wieczorem na Apelu o 21 h
Dziękuję za modlitwę. Wzruszyłam się tym, że Ktoś chce się za mnie (za nas) modlić. To chyba najlepsze w tej sytuacji, co można otrzymać od drugiego człowieka.
I dziękuję za Drogę Krzyżową dla Małżonków.

Masz rację, s zona modlitwa bardzo pomaga w kryzysie, daje siłę i nadzieję. Jestem spokojniejsza. Ufam Bogu, że to wszystko jest mi potrzebne, ma mnie do czegoś doprowadzić... Chociaż mam chwile słabości, zwątpienia i załamania staram się to wszystko zawierzyć Panu, niech mnie prowadzi.

Dziękuję Bogu za ten kryzys, bo dzięki niemu wejrzałam w głąb siebie, zrozumiałam jak daleka byłam od Niego i ile złego mogło się wydarzyć, gdyby nie odejście męża...
Przepraszam, że tak tajemniczo, ale są sprawy (które są cierniem na moim sumieniu), o których nie mogę publicznie pisać.
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

Jakiś czas temu zenia1780 napisała w moim wątku:
zenia1780 pisze: 13 gru 2017, 10:30
Wiem, że na pewno warto robić:

W naszym Wrocławskim Sycharze jest znane powiedzenie „zapuszczanie wędki”. Są to próby, zachęcenie, dawanie znać o swojej postawie nawrócenia, mówienie życzliwie o drugiej stronie, takie zanęcanie jak ryby przed złowieniem (stąd zapuszczanie wędki), zachęcanie do dobra. Pochwalenie współmałżonka, (jak trzeba) takie zainteresowanie się nim, takie wyciąganie ręki do spotkania, do zgody, takie wychodzenie z inicjatywą. To rozumiemy jako „zapuszczanie wędki”.
Może nie ja sam, ale osoby z mojej wspólnoty wiedzą, jak nie jest to łatwe i jak bolące, jak trudne emocjonalnie, jak trzeba czasami w pokorze pierwszemu wyjść z inicjatywą, jak nie łatwe jest przełamanie siebie, to wszystko kosztuje i jak jest bolesne (cyt. „boli jak jasna cholera”) wiedzą jedynie Ci, którzy to praktykują, ale też tylko Ci wiedzą jak jest to potrzebne i jakie przynosi dobre owoce (to działa!). Tylko Ci wiedzą, co to robią.

fragment Listu otwartego do Sycharków o. Macieja
http://wroclaw-stysia.sychar.org/list-o ... sycharkow/
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że faktycznie przynosi to dobre owoce.
Choć mąż nadal mieszka u rodziców, nasze relacje bardzo się poprawiły.

Myślałam, że jestem na dobrej drodze....

Jednak wczoraj, po rozmowie z pewnym księdzem, zaczęły dopadać mnie wątpliwości...
Powiedział mi, że to jest śmieszne, irracjonalne, smutne...
Nasze relację są bardzo pogmatwane. Dał mi do zrozumienia, że brak nam odpowiedzialności...

Chodzi mianowicie o to, że w tym momencie czuje się, jakbym była kochanką żonatego mężczyzny (który de facto jest moim mężem).
Kiedy mąż przyjeżdża żyjemy jak gdyby nigdy nic- spędzamy wspólnie czas, rozmawiamy, żartujemy, śmiejemy się, przytulamy (jak dzieci nie widzą, aby nie dawać im błędnych sygnałów), czasem coś zrobi w domu (jakieś drobne usterki), współżyjemy, chodzimy do kościoła... Nawet wakacje zaplanowaliśmy wspólne.

A potem jak gdyby nigdy nic, wraca do rodziców (ja czuje się, jakby wracał do "żony").
Dzieci pytają, dlaczego tata musi jechać- ja milczę, bo nie musi, tylko chce...

Chyba faktycznie, nie jest to tak do końca normalne?
Bo skoro znajdujemy jakąś nić porozumienia, to powinniśmy zacząć budować RAZEM na nowo ten związek.
A jeśli mąż nie chce budować, to może przestać "udawać", że jesteśmy razem?
Najbardziej smutno mi z powodu dzieci, bo one tego nie rozumieją, dlaczego między rodzicami jest dobrze, a pomimo tego i tak nie mieszkają razem. Ja zresztą sama już nic nie rozumiem...
Boje się w jakikolwiek sposób naciskać, wymuszać jakiekolwiek deklaracje...
Bo powiedziałam, że dam tyle czasu, ile będzie potrzebował...

Pogubiłam się w tym i nie wiem co robić.
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

Witajcie.

Dawno nie pisałam...

Czytając poprzednie swoje posty zauważyłam ile we mnie jeszcze niepokoju, braku cierpliwości.... A w tamtym czasie wydawało mi się, że już sobie wszystko poukładałam i to jest dobry moment, aby mąż wrócił. Teraz widzę, że nie. I nie wiem czy kiedykolwiek będzie...

Byłam w poradni psychologicznej, miałam spotkanie z psychiatrą, potem psychologiem. Pani psycholog utwierdziła mnie tylko w tym, że na moje obecne życie bardzo duży wpływ ma moja przeszłość i sytuacja w domu rodzinnym :-( Potrzebuję terapii, ale kolejki są kilkuletnie. A prywatnie nie mogę sobie na to pozwolić. Co robić? Czy bez pomocy terapeutów, psychologów będę w stanie uporać się ze sobą, swoimi lękami, odczuciami, zachowaniem, którego nie chcę? Gdzie szukać pomocy?

Strasznie się boję, że jak mąż wróci, to szybko zapomnę o swojej przemianie i powrócę do dawnych zachowań.
Wstyd się przyznać, ale znów uległam pokusie i sprawdziłam pocztę e-mail męża (pół roku wytrzymałam).
Ufam mu. Wiem, że jest mi wierny, ale ciekawość z kim i co pisze jest silniejsza.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13316
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: Nirwanna »

Łucja, a o 12 Krokach myślałaś?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
krople rosy

Re: Wróci?

Post autor: krople rosy »

łucja pisze: 20 lip 2018, 12:55 Czytając poprzednie swoje posty zauważyłam ile we mnie jeszcze niepokoju, braku cierpliwości.... A w tamtym czasie wydawało mi się, że już sobie wszystko poukładałam i to jest dobry moment, aby mąż wrócił. Teraz widzę, że nie. I nie wiem czy kiedykolwiek będzie...
Myślę, że odciążającym by było dla Ciebie gdybyś nie układała się dla męża i odpuściła sobie nieustannie nurtujące Cię pytanie: czy wróci? czy już może? czy już jestem gotowa?
Nie o to przecież chodzi by dać mężowi pieknie wymuskanego gotowca który by męża sprowokował do powrotu. A potem tylko by czerpał pełnymi garściami dla siebie to, czego oczekuje.
Małżeństwo to dla mnie droga dwóch niedoskonałych ludzi. To trwanie ze sobą na dobre i złe. Podnoszenie jedno drugiego w chwilach kryzysowych i trudnych.
Osobiście rozumiem, że pewnych zachowań współmałżonka możemy mieć dość jednak kompletnie nie rozumiem ucieczki od rodziny bo jakby nie było są jeszcze w tym wszystkim dzieci.
A im dobrze byłoby pokazać że gdy jedno z małżonków nie domaga to drugie go wspiera, motywuje albo choć czeka na przemianę jednocześnie nie uciekając od problemu.
I trwając przy swoim sterze.
Ja odbieram trochę Twoje postępowanie jako zasługiwanie na powrót męża. Podejmujesz pewne kroki naprawcze żyjąc w napięciu i lęku czy to już?....czy nie jeszcze? i badając siebie samą czy już aby wszystko połatałaś w sobie jednocześnie obawiając się że nawet gdy mąż wróci to lada chwila przez niedopatrzenie , niestosowny moment znów możesz popełnić błąd.

Nigdy nie będziesz doskonała i bez wad. Twój mąż też nie jest.
Zamiast być razem i się wzajemnie wspierać doszło do sytuacji: że Ty nad sobą w napięciu pracujesz a mąż jest jedynie obserwatorem i gościem w domu. Według mnie to bardzo nie w porządku. Ale to mój odbiór tej sytuacji. Nie znam szczegółów.

Myślę, że bardziej budujące i uwalniające byłoby gdybyś wszelkie swoje starania i wysiłek włożony w eliminowanie wad czyniła dla Boga i z miłości do Niego. On doceni intencję, każdy mały krok i pomoże kroczyć dalej.

Ciężko człowiekowi wyeliminować jedną wadę a co dopiero kilka czy więcej. Do tego człowiek potrzebuje całego życia.
I uważam, że małżonkowie czynić to powinni będąc blisko siebie.
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

krople rosy pisze: 20 lip 2018, 14:40
Ja odbieram trochę Twoje postępowanie jako zasługiwanie na powrót męża. Podejmujesz pewne kroki naprawcze żyjąc w napięciu i lęku czy to już?....czy nie jeszcze? i badając siebie samą czy już aby wszystko połatałaś w sobie jednocześnie obawiając się że nawet gdy mąż wróci to lada chwila przez niedopatrzenie , niestosowny moment znów możesz popełnić błąd.
Krople rosy głęboko sobie wzięłam do serca Twoje słowa. Otworzyły mi oczy na to czego nie widziałam, że faktycznie staram się ciągle na coś zasłużyć... A to na uśmiech męża, a to na buziaka, a to na miłe słowo, na powrót... A przecież mojej wartości nie określa to, jak wypadnę w oczach innych (w tym wypadku męża). Jestem wartościowym człowiekiem, bo Bóg mnie powołał do życia. On mnie kocha "za darmo". Nie muszę się niczym zasłużyć, aby mnie kochał... Ba, nawet jak upadam On trwa w Swej miłości do mnie...
krople rosy

Re: Wróci?

Post autor: krople rosy »

łucja pisze: 22 sie 2018, 14:40 Jestem wartościowym człowiekiem, bo Bóg mnie powołał do życia. On mnie kocha "za darmo". Nie muszę się niczym zasłużyć, aby mnie kochał... Ba, nawet jak upadam On trwa w Swej miłości do mnie...
No i tak trzymaj. Pozdrawiam serdecznie.
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

Pojawił się kolejny problem....
Ostatnimi czasy układało się nam całkiem nieźle. Wspólne wakacje, wspólne wyjazdy, spacery.... Praktycznie przez cały miesiąc mąż "pomieszkiwał" z nami. Nie przywiózł jeszcze wszystkich swoich rzeczy, ale wydawało mi się, że to tylko kwestia czasu... Nawet przy dzieciach okazywaliśmy sobie czułość, przytulał mnie i całował... Śmiał się, był radosny. Wszyscy byliśmy...

A potem znów ściana lodu. Poszło o jego rodziców... Pojechał do nich i znów zmieniło się jego zachowanie. Stał się oschły, przykry, odtrącił mnie. Nie pozwalał się dotykać, przytulić...
W rozmowie wyszło,że mąż uważa, że ja powinnam o naszej sytuacji, o kryzysie porozmawiać z jego rodzicami, a konkretnie z mamą. Bo oni nie wierzą, że ja się zmienię, uważają, że to jakieś gierki itp. Są na mnie źli za ta sytuację (chyba wszyscy uważają, że kryzys jest wyłącznie moją winą). Nie bardzo rozumiem co niby miałabym im powiedzieć? Tłumaczyć się przed nimi? Obiecywać poprawę? Prosić o błogosławieństwo?
Nie widzę zasadności tej rozmowy. Bo nasz kryzys to nasza sprawa. Nikt nie powinien się mieszać.
A może się mylę?

A z drugiej strony widzę, że ich zdanie, tak naprawdę ma dla męża duże znaczenie. Najprawdopodobniej przed powrotem powstrzymuje go myśl, co rodzice powiedzą?
Widzę, że mają bliską więź, że mężowi zależy na dobrych relacjach. Dlatego pomimo żalu, że się wtrącają, namawiali go do rozwodu itp. staram się traktować ich z szacunkiem, dzwonię na urodziny, święta, sama namawiałam niejednokrotnie męża (w czasie gdy pomieszkiwał z nami) na to abyśmy wpadli na kawę do jego rodziców.
Czy to za mało? Powinnam wszystkich przeprosić, że nam nie wyszło?
Chce być sobą, nie krzywdząc przy tym ludzi. Nie chcę znów oglądać się za siebie, czy zapunktowałam u męża, czy nie.

Znów bombardują mnie złe myśli. Że ja go takiego nie chcę!!!
Nie chcę męża, który będzie pytał rodziców o zdanie w ważnych dla nas momentach, konsultował z nimi zakup kanapy, czy auta...
Nie wiem jak z nim o tym rozmawiać. Nie chcę wiecznie rywalizować o względy. Nie chcę, aby jego zachowanie miało tak duży wpływ na moje emocje. Jak tylko zaczynam mówić o tym co czuję, że boli mnie to, że mnie odtrąca, że nie wiem na czym stoję, że raz jest czuły, a raz zimny, że czuje się jakby się mną bawił to on się zamyka, wycofuje, udaje, że nie ma tematu...
Właśnie m.in. takie zachowanie doprowadziło nas do krawędzi przepaści nad którą stoimy. Jak go pytam, co on myśli, co czuje, jak to widzi to odpowiada mi zdawkowo.

Jeszcze jest kwestia dzieci.
Fundujemy im niezłą huśtawkę. Widzieli, że jest dobrze, że jesteśmy blisko, że się przytulamy, że tata coraz dłużej zostaje u nas... Córka mówiła: Fajnie mamo, że tata znów cie kocha... (tłumaczyłam jej, ze to wcale nie znaczy, że kocha, że nie powiedział, a ona na to - ale to widać).
A teraz znów znika z naszego życia na fochu, bo ja nie wyjaśniłam sprawy z jego rodzicami....

Proszę, kochani nie zostawiajcie mego posta bez odzewu. Gubię się. Potrzebuje Waszego wsparcia i modlitwy.[/list][/list][/list]
krople rosy

Re: Wróci?

Post autor: krople rosy »

łucja pisze: 23 sie 2018, 10:50 Poszło o jego rodziców... Pojechał do nich i znów zmieniło się jego zachowanie. Stał się oschły, przykry, odtrącił mnie. Nie pozwalał się dotykać, przytulić...
W rozmowie wyszło,że mąż uważa, że ja powinnam o naszej sytuacji, o kryzysie porozmawiać z jego rodzicami, a konkretnie z mamą. Bo oni nie wierzą, że ja się zmienię, uważają, że to jakieś gierki itp. Są na mnie źli za ta sytuację (chyba wszyscy uważają, że kryzys jest wyłącznie moją winą).
Jakie zarzuty kierują wobec Ciebie rodzice męża? Dlaczego nie potrafią Tobie zaufać I jakie mają obawy?
W czym konkretnie nie rokują u Ciebie zmiany?

Ja też jestem zdania że problemy małżeńskie rozwiązuje się z mężem/żoną, nie z rodzicami . rto Jednak z Twojej wypowiedzi wynika że mąż nie odciął pępowiny łaczącej go z rodzicami I nie potrafi pójść dalej bez ich zdania, zgody I akceptacji.

Stąd moje pytania na poczatku. Rozumiem Twój bunt ale może jednak warto się nie upierać przy swoim I spróbować odpowiedzieć sobie na powyższe pytania? Skoro piszesz, że dostzregasz postęp w komunikacji z mężem to warto działać spokojnie ,rozważnie, bez podsycania w sobie negatywnych emocji I uczuć.

Być może że więź łącząca Twojego męża z rodzicami jest toksyczna I szukają tylko pretekstu by oddalić od niego decyzję o powrocie do rodziny (znam takie przypadki osobiscie) ale może być też tak że coś w nich głęboko siedzi I szukają pewności że ich syn wróci do rodziny I już tam pozostanie.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wróci?

Post autor: Pavel »

Łucjo, a może warto to co napisałaś zakomunikować mężowi?
Oczywiście w możliwej do przyjęcia przez niego formie.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

krople rosy pisze: 23 sie 2018, 11:38 Jakie zarzuty kierują wobec Ciebie rodzice męża? Dlaczego nie potrafią Tobie zaufać I jakie mają obawy?
W czym konkretnie nie rokują u Ciebie zmiany?
Od początku nie byłam akceptowana, rodzice męża uważali, że nie jestem odpowiednią "partią".
Nie ma konkretnej przyczyny... A nawet jeśli jest, to ani ja, ani mąż jej nie znamy.
Najśmieszniejsze jest to, że między mną a rodziną męża nigdy nie było otwartego konfliktu, tzn. w bezpośrednim kontakcie zawsze mili, poprawni. Ja też udawałam, że jest świetnie.
Tylko od męża się dowiadywał, że powtarzają mu: "ona nie jest Ciebie warta, ona i tak Cię zostawi", krytykowali wszystko- a to nie tak usiadłam, nie to zrobiłam, nie to powiedziałam (nigdy w oczy).
A ja za każdym razem czułam, że nie darzą mnie sympatią, że mnie dyskryminują. Nigdy nie czułam się jak członek ich rodziny, a jak intruz.
Było mi przykro i niejednokrotnie dawałam upust swojej frustracji na mężu, tak jakby to od niego zależało jak się zachowują...
Nigdy też nie rozmawiałam z nikim na ten temat, nie powiedziałam teściom nic niemiłego, bo mąż starał się za wszelką cenę nie doprowadzić do sytuacji, w której jego mama doznałaby jakiejkolwiek przykrości.
A teraz uważają, że ponoszę całkowitą winę za rozpad małżeństwa, że nie szanowałam męża, że źle traktowałam ich syna... (mąż po wyprowadzce opowiedział im ze szczegółami o wszystkich naszych kłótniach, o zarzutach jakie stosowałam w stosunku do nich itp.)
Uważają, że mieli rację co do mnie, i że dobrze się stało, że nie jesteśmy razem. A to, że staram się naprawić naszą relację to tylko gierka, że moje intencje nie są szczere, ze mam w tym jakiś plan i cel.
krople rosy pisze: 23 sie 2018, 11:38 Być może że więź łącząca Twojego męża z rodzicami jest toksyczna I szukają tylko pretekstu by oddalić od niego decyzję o powrocie do rodziny (znam takie przypadki osobiscie) ale może być też tak że coś w nich głęboko siedzi I szukają pewności że ich syn wróci do rodziny I już tam pozostanie.
Tak. ale, co robić w takim przypadku?
Teściowie chyba nigdy nie pogodzili się z tym, że w życiu ich syna pojawił się ktoś po za nimi... Od początku naszego małżeństwa próbowali mieć kontrole nad tym, jak mąż gospodaruje swój czas pomiędzy mną a nimi, obrażali się, jak np.czegoś im odmówił.Wszystkiemu jednak byłam winna ja.
Zresztą to skomplikowana i trudna sytuacja. Od początku naszego małżeństwa nie było jasnej, konkretnej hierarchii. Mąż w tym wszystkim zachowywał się jak ofiara, odsuwał się od odpowiedzialności za relację jakie panują. Najważniejsze było, aby nie urazić teściów, to jak w tym wszystkim ja się czułam było sprawą drugorzędną.
łucja
Posty: 38
Rejestracja: 09 paź 2017, 7:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wróci?

Post autor: łucja »

Pavel pisze: 23 sie 2018, 13:39 Łucjo, a może warto to co napisałaś zakomunikować mężowi?
Oczywiście w możliwej do przyjęcia przez niego formie.
Pavel tak też zrobiłam.
Próbowałam wyjaśnić, że sprawa naszego małżeństwa to nie sprawa rodziców (ani moich, ani jego) tylko nasza, że my odpowiadamy za swoje decyzje, za to jak postąpimy... Że decyzja o powrocie to kwestia jego postawy i tego, czego chce, a nie aprobaty bądź jej braku ze strony rodziców...
Zresztą ja już ich do siebie i tak nie przekonam.
Obojętnie co zrobię, jak się zachowam oni i tak będą się doszukiwać tylko moich wad i potknięć...
Nie wiem, czy ta rozmowa dała coś do myślenia dla mego męża...
ODPOWIEDZ