Skoro mąż zwierzał się rodzicom z Waszych rodzinnych problemów to pewnie nie jest do końca tak że ich żal bierze się z powietrza...?łucja pisze: ↑12 gru 2017, 11:05 Witam. Jestem tu "nowa". Tzn. czytam, przeglądam forum, ale dopiero teraz zdobyłam się na odwagę, aby mówić.
Odszedł ode mnie Mąż, ale nie do kochanki, tylko do rodziców (trzy miesiące temu). Znalazłam się w tym miejscu na własne życzenie. Przeżywaliśmy straszny kryzys, nie umieliśmy ze sobą rozmawiać, odsuwaliśmy się...Ja cała winą obarczałam Męża, że nie umie okazać mi miłości, że nie jest lojalny, że ze mną nie rozmawia, że pewnie nie jest mi wierny... Zaczęłam wierzyć, że okazywanie Mu uczuć to moja słabość, że wszystko wykorzysta przeciwko mnie, że jak pokażę Mu, że mi zależy to mnie zrani... A On jeszcze bardziej się zamykał, odsuwał ode mnie, wyłączał się na moje żale... Miałam tego dość!!! Chciałam umrzeć...
Już nawet Bóg przestał być dla mnie ważny, przestałam nosić medalik, odsunęłam się od Niego, bo On też nie widział, że cierpię.
Chciałam rozwodu, aby Mąż odszedł, zniknął z mego życia, zostawił mnie i dzieci w spokoju. Nie widziałam innej drogi. Popadłam w łańcuch grzechów, który coraz bardziej ciągnął mnie w dól.. Mąż nie wytrzymał, spakował się i odszedł.. A ja? Spadłam na dno! Na dno rozpaczy i niedowierzania!!! "Jak to? Ja przecież tego tak na prawdę nie chciałam. Nie chciałam nikogo zranić, skrzywdzić, przecież nie jestem złym człowiekiem. Co ja zrobiłam? On mnie tak kochał, a ja Go zniszczyłam. Boże ratuj!!! Boże?"
Może przez miesiąc nie mogłam się pozbierać, Mąż mnie unikał, przyjeżdżał po dzieci, ze mną nie rozmawiał, nie odbierał telefonów... Zaczęłam prosić w modlitwie różańcowej Matkę Najświętszą o siłę, o pomoc. Przystąpiłam do spowiedzi, zaczęłam się modlić, obchodzić Pierwsze Piątki i Soboty Miesiąca, chodzić do psychologa. Zrozumiałam, że muszę zmienić swoje życie, muszę zmienić się ja, a może przyjdzie dzień, że mój Mąż zechce wrócić. Ciągle uczę się cierpliwości i pokory (do tej pory takie pojęcia nie istniały w moim słowniku), przyjmować odmowę jako stan faktyczny, a nie cios przeciwko mnie. Małymi krokami próbuję zjednać sobie Męża, staram się aby dobrze się czuł w moim towarzystwie. Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą- bez krzyku i obwiniania się. Nie rozmawiamy o przyszłości, o powrocie, On nie chce o tym słyszeć. A ja nie nalegam. Powtarzam, że kocham i czekam. Chociaż Mąż ciągle mówi, że do mnie nie wróci, ja wierzę. Zaczęłam odmawiać Nowenne Pompejańską w intencji powrotu Męża.
Bóg pokazał mi drogę, że bez Jego miłości nie ma miłości małżeńskiej, że On jest Miłością, Prawdą, Nadzieja i Przebaczeniem!!! Dał mi nadzieję i pokój w sercu. Zdarzają mi się upadki emocjonalne, chwile zwątpienia, napady rozpaczy, ale wierzę, że Matka Najświętsza i Miłosierny Bóg pomogą mi odzyskać miłość Męża. Was również proszę o modlitwę, aby starczyło mi sił, a moja wiara nie osłabła.
Odpowiedź na pytanie : ile jest prawdy w tych zarzutach a ile wydumanych na potzreby zatrzymania przy sobie syna zarzutów Ty znasz.łucja pisze: ↑29 sie 2018, 13:27 A teraz uważają, że ponoszę całkowitą winę za rozpad małżeństwa, że nie szanowałam męża, że źle traktowałam ich syna... (mąż po wyprowadzce opowiedział im ze szczegółami o wszystkich naszych kłótniach, o zarzutach jakie stosowałam w stosunku do nich itp.)
Uważają, że mieli rację co do mnie, i że dobrze się stało, że nie jesteśmy razem. A to, że staram się naprawić naszą relację to tylko gierka, że moje intencje nie są szczere, ze mam w tym jakiś plan i cel.
Ja nie.
Pałeczka jest po stronie męża. To on powinien Tobie ufać, kochać Cię i postawić rodzinę na pierwszym miejscu jesli chciałby wrócić.
Pytanie: czy tak właśnie jest?