Czy da się uratować to małżeństwo?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Pavel »

Mam spore zaległości na forum więc będzie krótko.**** Edycja: miało być krótko :)****
Podobnie jak Uncornowi, mi również przypominasz mnie...dokładnie 2 lata temu.
Również całą winę wziąłem na siebie, żonę rozgrzeszyłem niemal zupełnie, uwiesiłem się na niej emocjonalnie jak Ty teraz na swojej.
Też ją niesamowicie wtedy pokochałem. A przecież niewiele wcześniej miałem jej serdecznie dość, nie bez powodów zresztą.
Podejrzewam, że bliższy prawdy Pawle od tego niesamowitego kochania jest taki zestaw (tak było z pewnoscią u mnie):

BAŁEM SIĘ
PANIKOWAŁEM
ZNANY MI ŚWIAT RUNĄŁ
ROZPADŁ SIĘ JEDYNY OBSZAR NA KTÓRYM CZUŁEM SIĘ WZGLĘDNIE BEZPIECZNIE

Pisałem do Ciebie ostatnio długi post, niestety wcięło chwilę przed wysłaniem. Powtórzę to co w nim wg mnie było naważniejsze:
WSTAŃ Z KOLAN!!!
Przepłacz i poużalaj się nad sobą, swoim losem ile Ci tam trzeba. To normalne, taki etap. Ja beczałem jak dziecko, Twoje pisanie przypomina mi o tym okresie, podobnie biadoliłem.
Za długo to robiłem, straciłem masę czasu na coś kompletnie niekonstruktywnego, na szczęście Bóg "wydłużył" mój limit czasowy ;)

A kiedy już się wypłaczesz, wyżalisz...WSTAŃ
i zacznij działać.
Od płaczu próśb i błagań to Ci się żona co nawyżej bardziej od Ciebie oddali. Jej jest potrzebny facet a nie mazgaj.
PawełZałamany pisze: 04 paź 2017, 14:30 Sytuacja jest tak dramatyczna, że nie wiem jak postępować. Najgorszy jest brak czasu. Z każdą sekundę tracę Ją coraz bardziej. Zaczynam gubić się w myślach.
Tym bardziej szkoda więc marnować ten uciekający czas na użalanie się nad sobą.
Zanim zawalczysz o swoje małżeństwo, potrzebujesz zawalczyć z sobą - o siebie.
Nie potafiąc pływać nie masz wielkich szans na uratowanie tonącego. Te porównanie, wbrew pozorom, jest niesamowicie celne w przypadku małżeńskich kryzysów.

Nie jestem do końca "fanem" listy Zerty, ale z wieloma punktami się zgadzam. Z pewnością lepsze jednak one wszystkie niż to co robisz obecnie.

Co obecnie robi Twoja żona - nie masz na to wpływu.

Cokolwiek by nie robiła, jeżeli chcesz ją odzyskać - zajmi się intensywnie swoim samorozwojem.

Również bardzo stanowczo odradzam wyprowadzkę.
Pracuj nad sobą, zajmij się dziećmi.
Odzyskaj je, poza lepszą więzią z nimi, możliwe, że w jakiejś części wpłyniesz na żonę.

Moja żona widząc mnie z dzieciakami, nie potrafiła odejść.

Zajmij się pretensjami żony któe słyszałeś w ostatnich latach. Przeanalizuj je. Te zasadne zacznij naprawiać.
Będzie wściekła zapewne. Ale ziarno będzie zasiane. Może wykiełkuje z niego szansa...
Nie rób jednak tego, jeśli się zdecydujesz, na pokaz. Żona łatwo wyczuje fałsz.

Z własnego doświadczenia wiem, że jedyną sensowną drogą jest intensywna praca nad sobą. Dla siebie.
Efekty tej pracy (może upłynąć sporo czasu, aż ona uwierzy w intencje i stałość zmian) mogą zaowocować zmianą nastawienia żony.
Nie muszą jednak. Zależy to od tego, gdzie ona teraz jest i jak głębokie rany nosi w sobie.
Z pewnością ta praca przyda się Tobie, bez względu na to co się stanie z Waszym małżeństwem, wciąż będziesz ojcem.
Są na forum świadectwa, że i po rozwodzie nie wszystko stracone.

Mi się udało z Bożą pomocą (Wy na forum jesteście jej lwią częścią :) )przełamać kryzys.
Nie zawsze takie jest zakończenie, ae warto wierzyć do końca.

Pawle, kluczowym elementem przy ratowaniu mojego małżeństwa było wzięcie się w garść i odzyskanie równowagi psychicznej. Wiem, że to obecnie niesamowicie trudne w Twoim przypadku, ale radzę się o to intensywnie modlić.
Skoro jestem przy Bogu.
Gdy tu trafiłem, byłem od niego bardzo daleko. Bez niego z pewnością by mi się nie udało, od dodawał mi siły gdy nie dałem już rady iść dalej. Dodawał mi siły, wiary, cierpliwości i mądrości. To najlepsze wsparcie jakie możesz sobei wymarzyć.

Gdy wystarczająco przepracujesz siebie - będziesz panem siebie choćby na podstawowym poziomie, gdy nabędziesz wiedzę (książki i konferencje), sam będziesz wiedział jak postępować w swojej indywidualnej sytuacji.

Wspomnę w modlitwie.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Faustyna »

Odniosę sie do Pavla. Zgadzam sie z nim, ze nie wszystkie punkty nadaja sie do zastosowania w danej sytuacji, w danych okolicznościach czy w danym małżeństwie. I tak na przykład ...
Punkt 11: nie mów Kocham Cie . Wydaje mi sie, ze moze byc to źle odebrane przez niektórych małżonkow. Sadze, ze lepiej zakomunikować raz czy dwa swoje uczucie bądź czasem lepiej napisać list ( mail) żeby sie za bardzo nie " rozkleic" przy tym. By druga strona zostala poinformowana o tym. I tutaj bliższe sa mi rady z " Miłość wymaga stanowczości" ( np. kocham Cie, jednak jeśli chcesz odejść to odejdź , nie zatrzymam cie na sile , to jest twój wybór ... itp).
Punkt 10. Nie kupuj prezentów. Wydaje mi sie, ze w sytuacji urodzin, imienin, rocznicy ślubu itp. można złożyć życzenia, kupić drobiazg, żeby małżonek wiedział , ze pamietam.
Punkt 6. Nie proś o pomoc członków rodziny . Jeśli wiem, ze ktoś z rodziny, przyjaciół jest za uratowaniem małżeństwa to, sadze, ze dyskretnie można poprosić o pomoc, wsparcie. My w danej chwili nie jesteśmy autorytetem dla swoich małżonków, ale moze ktoś inny jest.
Moze warto dopisać do Listy Zerty , ze z uwagi na odmienność sytuacji, ludzi, itp. punkty listy mogą być modifikowane w zależność od potrzeb i moze ale nie musi w danym małżeństwie sie sprawdzić
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: rak »

jestem tu nowy, ale też chciałem podzielić się swoimi doświadczeniami

wydaje mi się Pawle, że jesteś w podobnej sytuacji w jakiej ja byłem 5 miesięcy temu. Podobny, choć trochę krótszy staż za granicą, również lata emocjonalnych zaniedbań, braki nawyków i wiedzy, i ja również nieświadomie pchnąłem ją w ramiona kowalskiego (chciałem zbudować nam siatkę znajomych, bo żona czuła się zagranicą samotna). Główną i znaczącą różnicą jest brak dzieci, ale jest bardzo dużo analogii.

Niestety dość dobrze pamiętam początki znajomości z kowalskim, wspólne spędzanie czasu, z czasem coraz dziwniejsze zachowanie żony, które wtedy tłumaczyłem stresem w pracy. Zaczęły się ataki na mnie, wybuchy złości o oskarżanie mnie praktycznie o wszystko.
Też starałem się z żoną więcej rozmawiać o nas, cały czas jak była okazja. Wyciągać ją na spacery i do kawiarni, co ją strasznie denerwowało, bo nie mieliśmy tego w zwyczaju. Miała już wtedy inne priorytety, ale sama ich jeszcze nie była świadoma. Paradoksalnie to ja jej je uświadomiłem i nazwałem przez co nabrały rozpędu.

Też nie do końca zgadzam się ze wszystkimi punktami listy Zerty, ale nie podkreślanie pozytywnych elementów w związku, rozmowa o Waszej przyszłości i związku ma sens. Popełniłem wszystkie te błędy i myśli zamiast się wałkować w umyśle ukochanej i niezdecydowanej jeszcze kobiety, wychodziły na powierzchnie i były słownie skutecznie wypierane i bronione. Im mocniej naciskałem tym napotykałem silniejszy opór. Nie mogłem jednak przestać, bo byłem w szoku i bałem się, że znajomość z kowalskim jeszcze bardziej się rozwinie, co chciałem za wszelką cenę zatrzymać. Postępując tak, sam ją zresztą karmiłem.

Jeszcze dwoma rzeczami chciałbym się podzielić. Pierwszy to kłótnie, były bardzo nasilono w tym czasie. Wydawało mi się, że moje argumenty są logiczne i warto je przedyskutować. Zawsze kończyło się awanturą, po której utwierdzała się, że ze mną będzie gorzej, bo on zawsze spokojnie ja wysłucha. Z perspektywy czasu myślę, że podświadomie potrzebowała tych kłótni, żeby było jej z nimi łatwiej, a ja sam je napędzałem. Drugi to Moja postawa. Byłem i nadal jestem w szoku, zamiast jak zwykle coś robić, czytam analizuje, wcześniej ten szok i ból był fizycznie widoczny na mojej twarzy i w zachowaniu. Byłem dla niej chodzącym wyrzutem sumienia, dodatkowo moralizującym i wylewającym z siebie złość, krytykę i oburzenie. Myślę, że to psychiczne obciążenie obok innych rzeczy spowodowało decyzję o separacji niezdecydowanej wcześniej żony, w której jesteśmy obecnie.

Jak rozumiem, jeszcze mieszkacie razem. Chciałem się podzielić tymi doświadczeniami, żeby pokazać dlaczego tak ważne jest znalezienie w sobie, Bogu siły i jak inni napisali podniesienie się z kolan - na początku ograniczenie kłótni, okazjonalnym uśmiech i nie robienie z siebie męczennika. To naprawdę odrzuca, wiem bo przez to przeszedłem. Ale nawet drobne zmiany mogą bardzo pomóc.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
PawełZałamany
Posty: 152
Rejestracja: 24 wrz 2017, 1:29
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: PawełZałamany »

No cóż. Czas się skończył. Właśnie dostalem papiery rozwodowe do podpisu :cry:
Nie wiem co dalej, nadzieja odeszła odemnie.
Załamuje się. Miałem w planach iść dziś do kościoła, ale jak zobaczyłem pozew to mi sie wszystko odechciało. Wybieram się mimo to tylko nie wiem czy będę potrafił się modlić.
Tego sie bałem od dłuższego czasu, że jak wrócę do domu to stanie się najgorsze.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Pavel »

Przykro mi Pawle.
Jednocześnie odsyłam Cię do swojego ostatniego postu.

Nie porzucaj nadziei, wstań i walcz!
Módl się do Boga o siłę, ja również się o to pomodlę.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Wiedźmin

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Wiedźmin »

PawełZałamany pisze: 07 paź 2017, 14:52 No cóż. Czas się skończył. Właśnie dostalem papiery rozwodowe do podpisu :cry:
Nie wiem co dalej, nadzieja odeszła odemnie.
Coś bardzo szybko... - Musiała sporo wcześniej to wszystko przygotować. Szczwana bestia :P ;)

Poza tym, co to znaczy - "papiery rozwodowe do podpisu"??? Takie coś chyba tylko na filmach.

Otrzymałeś pozew? Napisz odpowiedź na pozew - standardowo masz na to 3 tygodnie (tak przynajmniej było u mnie).
Zawsze możesz się nie zgodzić.

Czy z pozwem był wniosek o zabezpieczenie? (miejsca pobytu dzieci albo wniosek o alimenty?)

A w ogóle to rozumiem, że z polskiego sądu to otrzymałeś, tak?
PawełZałamany
Posty: 152
Rejestracja: 24 wrz 2017, 1:29
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: PawełZałamany »

To są papiery rozwodowe które wysyła się do sądu. Z tego co zrozumialem jest to wniosek że oboje chcemy rozwodu. Nie podpiszę tego. Wprawdzie nic mi to nie da, zyskam tylko trochę czasu. Musi sama wysłać, sąd rozpatrzy i przysle mi informację o rozpoczęciu procesu rozwodowego i od tego momentu zostaję jest 6 miesiecy na finalizacje rozwodu, przemyślenia, próbę naprawy itp.
Tak ,bardzo szybko to wszystko się dzieje. Rozmawiałem z Nią któregoś razu, to powiedziała że już wcześniej zastanawiała się nad rozwodem. Na wakacje psycholig otworzył jej oczy i teraz się zdecydowała.
Rozwód za granicą. Z jednej strony jeżeli już do tego ma dojść to dla mnie lepiej. Tutaj maja inne podejście do dzieci. Z tego co sie dowiedziałem to oboje będziemy mieli prawa do opieki nad dziećmi w tym samym wymiarze czasowym, np.2 tygodnie u mnie mieszkają ,2 tygodnie u niej. Troszkę się przeliczyła w tej sprawie, myślała że dzieci będą z nią mieszkały.
PawełZałamany
Posty: 152
Rejestracja: 24 wrz 2017, 1:29
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: PawełZałamany »

W sumie to ja nawaliłem wielokrotnie. Nie wiem czy powinienem zganiać to na DDA i swoje dzieciństwo, ale mam bardzo niską samoocene. Dosyć często sam jej sugerowalem, że jestem złym partnerem i zasługuje na kogoś lepszego. Fakt że to bylo pod wplywem alkoholu, brały mjie wtedy wielkie smutki, jaki to ja jestem nieudacznik, nie potrafię zapewnić bytu rodzinie. Wyrzuty sumienia o moje długi.
Nie potrafiłem uwierzyć w siebie, z góry zakładałem porażkę. W pewnym sensie rozwód to mój pomysł. Żona na początku mówiła o separacji. Później w trakcie rozmów, sam jej sugerowalem rozwód, bo chciałem być w porządku w stosunku do niej.
Zrobiłem długi, spłacam je, obiecałem że już nigdy wiecej. Jednak wiem że nie potrafi mi zaufać pod tym wzgledem. Dlatego sugerowalem jej rozwód, żeby mogła się całkowicie uwolnić i spać spokojnie.
Teraz wiem że to byl błąd. Wielkorotnie działam i mówię pod wpływem emocji, i dopiero po przemysleniu wiem że źle zrobiłem. Teraz staram się panować nad emocjami,
jacek-sychar

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: jacek-sychar »

PawełZałamany pisze: 08 paź 2017, 9:17 Nie wiem czy powinienem zganiać to na DDA i swoje dzieciństwo, ale mam bardzo niską samoocene
Ale Pawle to jest właśnie typowa cecha DDA.
PawełZałamany
Posty: 152
Rejestracja: 24 wrz 2017, 1:29
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: PawełZałamany »

Od 6 tygodni zmienia się moje podejście do siebie, żony, dzieci i Boga.
Na początku jak wyszła sprawa rozstania załamalem się, myśli samobójcze i takie tam. Z czasem rozmowa z psychologiem, czytanie i słuchanie różnych artykułów, wypowiedzi, rozmowa z szefem. Pozwoliły mi zmienić podejście do sytuacji. Na samym początku powiedziałem do żony że jakby co to sie wyprowadzę. Po dwóch tygodniach podczas rozmowy z nią niespodziewanie przyszła mi myśl. Dlaczego?,dlaczego po raz kolejny w swoim życiu ma się poddać, wycofać. Nie tym razem. Może gdybym nic nie robił przez ostatnie półtora roku to bym się wycofał. Jednak ja starałem się polepszyć nasze relacje rodzinne. Powiedziałem żonie że się nie wycofam tym razem, całe życie się poddswalem. Dlaczego z góry założyliśmy, że dziecu zostaną z nią a ja się wyniose. Może dzieci ze mną zostaną a ona nuech sie wyprowadzi. To ona podjęła decyzje o rozstaniu. Przyczynilem się do niej to fakt, ale staralem się to naprawić.
Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Faustyna »

PawełZałamany pisze: 08 paź 2017, 10:16 Od 6 tygodni zmienia się moje podejście do siebie, żony, dzieci i Boga.
Na początku jak wyszła sprawa rozstania załamalem się, myśli samobójcze i takie tam. Z czasem rozmowa z psychologiem, czytanie i słuchanie różnych artykułów, wypowiedzi, rozmowa z szefem. Pozwoliły mi zmienić podejście do sytuacji. Na samym początku powiedziałem do żony że jakby co to sie wyprowadzę. Po dwóch tygodniach podczas rozmowy z nią niespodziewanie przyszła mi myśl. Dlaczego?,dlaczego po raz kolejny w swoim życiu ma się poddać, wycofać. Nie tym razem. Może gdybym nic nie robił przez ostatnie półtora roku to bym się wycofał. Jednak ja starałem się polepszyć nasze relacje rodzinne. Powiedziałem żonie że się nie wycofam tym razem, całe życie się poddswalem. Dlaczego z góry założyliśmy, że dziecu zostaną z nią a ja się wyniose. Może dzieci ze mną zostaną a ona nuech sie wyprowadzi. To ona podjęła decyzje o rozstaniu. Przyczynilem się do niej to fakt, ale staralem się to naprawić.
😀
PawełZałamany
Posty: 152
Rejestracja: 24 wrz 2017, 1:29
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: PawełZałamany »

Co ma oznaczać ten uśmiech?
Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Faustyna »

Bo widać u ciebie zmianę . Wstałeś. To juz coś.
Jednak przygotuj sie na niespodziewane rzeczy. Łatwo moze nie być. Dalej pracuj nad sobą.
PawełZałamany
Posty: 152
Rejestracja: 24 wrz 2017, 1:29
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: PawełZałamany »

Wczoraj chwilę rozmawiałem z żoną na temat pisma rozwodowego i powiedziałem, że nie podpiszę, nie mogę podpisać czegoś czego nie chcę. Że nie robię tego na złość.
Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Faustyna »

Daj teraz żonie czas. Niech skonfrontuje sie z własnymi decyzjami. Byc moze to bedzie dla niej zimny prysznic?
Bądź stanowczy, konsekwentny, ze spokojem.
Dbaj o dzieci. One wszystko widzą, czują.
ODPOWIEDZ