Zdaję sobie z tego sprawę i nie wiem, czy chcę/powinnam tutaj stawiać opór. Skoro i tak ją otrzyma, to może lepiej się zgodzić?twardy pisze: ↑27 sie 2018, 21:42 Lenka, mąż wynajął sobie prawnika po to, aby doprowadzić do rozdzielności majątkowej. Radca prawny najpierw chce Cię postraszyć, a nóż się wystraszysz i zgodzisz się na rozdzielność u notariusza?
Fakt jest jeden. Jeśli mąż będzie dążył do rozdzielności majątkowej to ją otrzyma.
Ale jeśli mam podpisać rozdzielność, to chciałabym połączyć ją z podziałem majątku, bo teraz wygląda to tak, że kredyt jest na mojej głowie (mąż kiedyś powiedział, że skoro nie mieszka, to nie spłaca i w ogóle, jeśli nie podpiszę mu rozdzielności, to nie będzie płacił). Mąż ma tylko nieco trudności, bo bez rozdzielności nie może kupić samochodu kochance i mieszkania.
Jeśli podpiszę samą rozdzielność, to na pewno zostawi mi dalej kredyt na kolejne 25 lat, a o podział już się nie doproszę.
A podział zabezpieczy mnie przed żądaniami kochanki, gdyby ... .
Może ktoś ma doświadczenie i zna kogoś godnego polecenia na południu kraju? Więcej informacji mogę udzielić na priv, ponieważ nie chcę tutaj podawać miejsca mojego zamieszkania. Chciałabym również się poradzić w kwestiach wątpliwych dot. podziału, więc jeśli ktoś z prawników tutaj obecnych mógłby odpowiedzieć mi na kilka prywatnych pytań, to proszę o wiadomość . Z góry dziękujęDwa_odcienie pisze: ↑27 sie 2018, 21:03 Znajdź sobie prawnika i jego o to wszystko zapytaj. Fachowiec w tej dziedzinie udzieli Ci najlepszej odpowiedzi.
Zastanawiam się nad tym również. Coś tam czytałam w wątku Ukasza, ale to wszystko tutaj też się już pojawiło.
S zona, jakie są koszty takiego pełnomocnictwa, bo rozumiem, że płaciłaś za konkretne działania np. sporządzenie pisma, czy też reprezentowanie w rozmowach. Zupełnie nie mam orientacji, a chciałabym wiedzieć na co się porywam.
Dziękuję za modlitwę
Dziękuję, każde pytanie jest bardzo cenne.
Chciałabym się z nim spotkać, chciałabym, żeby powiedział, że chce wrócić, ale wiem, że on nie chce
Chciałabym, żeby spojrzał mi w oczy i powiedział o co mu chodzi. Dlaczego chce rozdzielności i jaką ma w związku z tym propozycję. Być może udałoby się dogadać bez wciągania w to prawników.
Nie wiem, czy jestem w stanie mówić bez oceniania męża, ale wysłuchać go bez przerywania raczej tak, chociaż dawniej bywało ciężko. Teraz po roku nieobecności na pewno rozmowa wyglądałaby inaczej. Ale myślę tak teraz, gdyż wiem, że do spotkania raczej nie dojdzie. Ok. roku temu, gdy ja naciskałam na rozdzielność z podziałem, do spotkania doszło i bardzo się pilnowałam, żeby nie poruszać tematów innych niż dotyczące spotkania. No i udało się. Nie podpisaliśmy jednak rozdzielności z powodu braku spójności co do podziału. Później się wyprowadził i co jakiś czas przysłał sms-a z pytaniem lub groźbami.
Czy spotkanie z mediatorem spełni inną rolę niż spotkanie z radcą? Poza tym, że będzie musiał być na nim osobiście?Lenka pisze: ↑28 sie 2018, 11:09 Gdy formułując pytanie rozpoczynasz od słów czemu, dlaczego to mąż może odebrać to jako atak. Zacznie się wtedy bronić lub zaatakuje Ciebie. Taki sposób komunikacji nie sprzyja osiągnięciu porozumienia.
Może warto rozważyć propozycję spotkania w obecności np. mediatora?
Czarku, długo były takie właśnie pytania pełne wyrzutów, aż w końcu postanowiłam przestać, sama miałam już ich dość.
Jest we mnie wiele żalu i bólu i z pewnością to widać. Przez rok, gdy postanowił zostać, a ja prosiłam, abyśmy podjęli jakiekolwiek kroki dot. ratowania naszego małżeństwa i podawałam konkretne propozycje, to słyszałam: ale ja o nas nie myślę, ciągle myślę o córce i jej mamie. Nawet, gdy wyjechał, to pewnego ranka dostałam mniej więcej taką wiadomość: "widzisz, obudziłem się i stoi mi przed oczami ta i ta, no i jak mam myśleć o nas? Nie czuję, że chcę cokolwiek ratować, natomiast czuję, że chcę być z nimi". Napisał to tak po prostu sam, nie była to odpowiedź na moje pytanie. I takimi tekstami karmił mnie prawie co dzień. Powinnam się odciąć i zażądać, aby nie mówił mi takich rzeczy, ale ja chciałam wiedzieć, że mu zależy na naszym małżeństwie. Więc po słuchaniu tego przez rok nie umiałam inaczej. Nie umiałam wyhamować.
Po wyprowadzce prosiłam, aby nie afiszował się z kochanką w internecie, ale bez skutku. Wprawdzie on nic nie publikował, ale ona wszystko: przytulańce, pocałunki. Jego jak twierdził, to nie interesuje, skoro chce, to publikuje, on się niczego nie wstydzi. Nie potrafiłam pogodzić się też z "bajkami", które opowiada znajomym, co do jakości naszego małżeństwa. Od tamtej pory widzieliśmy się tylko raz, gdy byłam chora. Przyjechał po pocztę, a ja nie byłam w stanie z nim rozmawiać, nie byłam w stanie na niego patrzeć, myślałam tylko, żeby już poszedł. Gdy pomyślę o realnym spotkaniu, emocje nadal są ogromne, sam list wprowadził mnie w panikę. Ale myślę, że byłoby inaczej, jednak upływ czasu robi swoje.