Ruto, tak, mojemu mężowi jest bardzo wygodnie, że jest wolnym ptakiem. Może zostać w pracy dłużej bo nie musi wracać do domu by zająć się dzieckiem, a gdy mi się przedłuża zebranie, czy muszę raport napisać i zostać dłużej to się stresuję, bo dziecko wraca do domu i będzie później jadło obiad bo zanim wrócę I zrobię to będzie dużo później. A dodatkowo trzeba pomyśleć o kolacji, śniadaniu, drugim śniadaniu, kolejnym obiedzie - i coś po drodze kupić. A mój mąż od tych wszystkich zmartwień jest wolny. Obiad zje w pracy lub u kogoś. Często podobnie jest z kolacjami. A do tego męskie rzeczy muszę ogarniać. Bywa męcząco i stresująco bo czasu mało. I dlatego przez lata chciałam wyszarpać czas dla siebie. Żeby mąż przejął część załatwiania, część opieki i zajął się dzieckiem, którego od razu po ślubie chciał.Ruta pisze: ↑10 sty 2024, 11:11
Bławatku, to co napisał niepoprawny o nacisku na kontakt męża z synem, w dużej mierze pokrywa się z moim doswiadczeniem.
Z uwagi na zamknięcie sprawy, czyli jakiegoś etapu życia, robię podsumowania. Ostatnie lata mocno zabiegałam o to, by mąż utrzymywał relacje z dziećmi. Nie widzę dobrych zabiegów tych owoców.
Moją motywacją po części była chęć by chłopcy mieli tatę. To nie wypaliło. U nas była i kwestia procesu, orzekania kontaktów - i tu był wybór mniejszego zła, ale nie dobra.
Tak sobie myślę, że twojemu mężowi jest wygodnie się nie angażować i przerzucać na ciebie odpowiedzialność. Czy twój mąż zachowuje się tak także w kwestii finansów?
Ale już odpuszczam. Co mogłam to zrobiłam, więcej pomysłów nie mam. Zresztą szkoda mi czasu na ciągłe zajmowanie się mężem tzn. myślenie o tym jakim jest mężem i ojcem.
Jedli chodzi o finanse to zawsze po wypłacie mąż przelewa kwotę na utrzymanie syna. Bywa, że jak dostanie premię to przeleje ciut więcej. Ale nigdy nie pomyśli by dziecku dać drobniaki na kino, lody. Nawet gdy syn go kiedyś o 10 zł poprosił bo na coś zbierał to mąż powiedział, że nie ma i ma iść do mamy. Ja też czasami nie mam, bo na mojej głowiesa wszystkie opłaty, zakupy. Tak samo, jak syn jedzie na wycieczkę szkolną - nigdy kieszonkowego od ojca nie dostał. Mąż nie zabiera syna na lody, do kina, nawet ostatnio na basen też nie - bo tam trzeba zapłacić za wejście. Ja wolę gorzej zjeść (przepraszam Niepoprawny83 ) już tak mam , ale pójść z dzieckiem na basen, czy jakiś koncert. Butów kolejnych sobie nie kupię bo wolę pojechać w góry. Coś za coś. Ale jak jest szansa dorobienia to korzystam.
Zero odpowiedzialności i chęci po stronie męża.