@Firekeeper
A wybuchła kiedyś w kierunku kogoś? Czy wybucha ale na Ciebie przy innych?
Tak wybuchała i wychodziła trzaskając drzwiami i na mnie i na innych.
Trudno niech się nie odzywa. Można się też nauczyć nie wchodzić w awanturę. Wtedy może się awanturować sama z sobą. Jeśli masz potrzebę pogadać z kumplem to idź. Ja jestem antyspołeczna, mój mąż jest towarzyski. Przeze mnie zrobił się również zamknięty. Rekompensował to kontaktami na portalach. Teraz wychodzi. Nie mam z tym już problemu. Zaakceptowałam to, że każdy jest inny.
Jak zostawię to nieodzywanie to tak to będzie trwało w nieskończoność a i tak to będzie / jest moja wina.
Wychodzę, choćby na spacer dostarczając jej jak to nazywasz paliwa do cierpienia - bo przecież ją opuszczam i żyje swoim życiem nie naszym.
Schemat jest np. taki w niedzielę - w czym Ci pomóc przy obiedzie ? Co robimy dzisiaj ? idziemy na spacer ? oglądamy jakiś film ? idziemy kogoś odwiedzić ? itd itd... w odpowiedzi słysze ciszę to wychodzę na spacer.
To jest też moje dno. Naraziłam dzieci na kłótnie, wybuchy. Przy nich poniżałam męża. To był jeden z głównych powodów tego, że chciałam się zmienić.
Na terapii mówiłem że to mnie boli gdy tak się zachowuje - w rezultacie robi to z jeszcze większym zamiłowaniem.
A czy jest w tym asertywna? Czy potrafi odmówić komuś pomocy? Czy nie jest tak, że bierze na siebie za dużo?
Z tego co wiem to w pracy toczy boje, jest jedna grupa trzmająca władzę i druga podległa i ona trzyma się z tą drugą grupą walcząć z tą pierwszą.
Dlaczego nie postawisz się żonie?
Godzisz się na jej pomysły?
Czy jest to związane z lękiem o coś?
Jak Ty się czujesz w tej sytuacji?
Czy masz poczucie własnej wartości? Jak z pewnością siebie? Jak z asertywnością?
Jak sobie radzisz z oskarżeniami ze strony żony?
Czy chcesz coś zmienić? Jeśli tak to co? Co najbardziej Ci przeszkadza, a co jesteś wstanie zaakceptować albo akceptujesz?
Wlasnie caly problem pojawił się bo ja się postawiłem np. podczas budowy domu pytając ją jak zrobić to czy tamto, jaki kolor itp a ona ze teraz nie ma czasu i to nie ma czasu trwało rok a prace trwały i wg. jej mniemania ja powinienem wstrzymać wszystko i czekać cierpliwie na decyzje żony.
Pomysł żony to krytykowanie wszystkich moich pomysłów więc mamy nieustanny konflikt.
To chyba nie chodzi o lęk a raczej niewiedza co zrobić bo jestem w sytuacji takiej że stoje na polu minowym i nie wiadomo gdzie nogę postawić. Odejście od żony, zostawienie wszystkiego było by dziecinnie proste tylko, że wtedy przypinam sobie łatkę winnego wszelkich nieszczęść i dzieci dostają informację - widzicie to on, mówiłam wam to przez niego te wszystkie nieszczęścia was spotykają itd itd....
Ja się czuje całkowicie bezradny bo rozmawiać nie mam z kim, wczoraj było ostatnie spotkanie u terapeuty który oficjalnie poddał się i zaproponował terapię indywidualną żonie która ją odrzuciła, także ten etap mamy za sobą.
Z pewnością siebie, asertywnością itp różnie bywało, ale ja obracałem się w różnych towarzystwach i myślę że radze sobie całkiem nieźle.
Z oskarźeniami radzę sobie dzięki terapii bardzo dobrze, terapia uświadomiła mi że nie można wdawać się dyskusję i tłumaczenie a to był błąd który robiłem bo wydawało mi się że tak trzeba, teraz ucinam jak tylko zaczyna wchodzić w ten ton - co ją bardzo irytuje.
To co chcę zmienić to zadbać o siebie.
Najbardziej mi przeszkadza brak bliskości, brak swobodnej rozmowy podczas której nie będę musiał uważać na wypowiedzenie jakiegos słowa albo zdania który doprowadzi żonę do irytacji, właściwie nasza relacja składa się z tematów tabu i chyba to najbardziej mi przeszkadza, ja mam dużo pasji, pomysłów którymi lubię się dzielić, lubię gadac dyskutować, robić coś wspólnie a tego zostałem całkowicie pozbawiony w tym związku, jest takie zjawisko w psychologii jak "kobieta kastrująca" która właśnie pozbawia mężczyzne wszystkiego co on lubi w związku z czym każdy sukces staje się przekleństwem bo co by mężczyzna nie osiągnął kobieta to zaneguje i powie że dla niej to jest złe, obraźliwe i do d....y
Jak juz mam życ z kims kto mnie nie kocha to przynajmniej szacunek musi byc inaczej nawet nie ma czego akceptować .. .
@renta11
Z tego co wyczytałem to są dwa rodzaje związków:
1. ludzie dobierają się w pary bo łączy ich pasja wspólna
2. ludzie dobierają się w pary bo uzupełniają się
Ja jestem tym drugim przypadkiem, ten drugi przypadek prowadzi do tzw. koluzji. Polega to na tym ze w związku jeden partner jest dawcą drugi biorcą. W naszym przypadku żona miała/ma niezaspokojone(niezaspokajalne) potrzeby z dzieciństwa (DDA/DDD itp).... Ja miałem potrzebę zaopiekowania się dawania - to oczywiście też jest/była postawa patologiczna i znam jej przyczynę - w skrócie taka postawa wynika z relacji panujących w domu rodzic-rodzic oraz rodzice-dziecko. Kryzys w związkach opartych na koluzji to kwestia czasu - tak przynajmniej głosi teoria ile w tym prawdy to ja nie wiem, ale tak piszą.... Działa to tak ze w pewnym momencie dawca ma dosyć dawania a biorca nie dostaje tego co mu się wg. niego prawnie nalezy no i sie zaczyna jazda....
W takiej sytuacji wymagane jest aby jedno i drugie przepracowało, zrozumiało np. na terapii co to się z nim dzieje i znaleźć jakies wyjście z opresji.
Natomiast pary działają tak że wg. ich mniemania to ta druga połówka ma się zmienić a nie oni sami i zaczyna się wpadanie w pułapkę - oskarżeń i obwiniania co dodatkowo napędza kryzys.
No i ja mam z czyms takim do czynienia, wiem że nie ma takiej możliwości że żona zmieni się pod wpływem tego co ja powiem i na odwrót - dlatego dobrze miec kogoś niezależnego najlepiej specjalistę terapeutę który bezstronnie zaleci to i tamto, aktualnie na tym polegliśmy - żona odrzuca metody proponowane przez terapeutę, ja stosuję jednostronnie. Trochę mi to pomaga bo jak pisałem wyżej nie daję się wciągnąć w bagno tłumaczenia się z tego że żyję....