Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
stolarz
Posty: 6
Rejestracja: 18 lis 2023, 2:19
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: stolarz »

yeti pisze: 20 lis 2023, 21:48 No to juz ponad rok [...]
To wygląda trochę tak, jakby miała problem z dojrzałością. Nie potrafi zaakceptować, że ludzie popełniają błędy. Ona też. W ślad za tym idzie nieumiejętność przebaczania u niej.

Ja mam akurat ojca, który mimo, że jest stary, to jest niedojrzały. Ciężki temat.

Niech Wam Oan Bóg błogosławi.
Bóg Ciebie kocha. Bóg ma dla Ciebie plan. Ten plan ma konkretny cel. Jesteś dla Niego ważny i ważna. Pokój!
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: renta11 »

yeti pisze: 20 lis 2023, 21:48
Chyba zostawie to tak jak jest, zajmę się sobą może czas poradzi.
Pozdrawiam
Yeti

I może to jest dobry początek? Zostawienie żony (w sensie obserwacji jej i analizowania jej) i zajęcie się sobą?

Przeczytałam Twój wątek.
I tak mi się wydaje, że widzę sporo podobieństw do wątku Firekeeper.
Wydaje mi się, że Firekeeper gdzieś pisała, że zmiana zaczęła się u nich chyba od tego, że jej mąż poszedł na swoją terapię i .... przestał jej słuchać. Tego co i jak ma robić, a zaczął działać tak, jak sam uważał za właściwe. I że zaczął wyznaczać sobie granice i tych granic się trzymać w kontaktach z nią. I wtedy zobaczyła w nim kogoś, kto ma swoje zdanie i z kim należy się liczyć. I chyba nawet pisała, że zaczęła go szanować. Mam nadzieję Firekeeper, że nie przekręcam sensu Twoich wypowiedzi. ;)
Może wejdziesz na podpis Firekeeper i przejrzysz jej wszystkie posty? Nie tylko te w jej wątku.
Bo skoro w trochę podobnej sytuacji się sprawdziło to dlaczego nie spróbować?

Twoja żona jest chyba ostro pokręcona i niestabilna emocjonalnie, ale widać, że bardzo potrzebuje Ciebie. Im bardziej się jej podporządkowujesz, odpuszczasz, tym bardziej oboje stajecie się niestabilni.
Więc może Twoją rolą jest być mocnym, dobrze osadzonym mężem, ojcem i fundamentem rodziny?
Jakoś mocno do mnie przemawia to, że żona musi się czuć kochana, a mąż musi się czuć szanowany, aby dobrze wypełniali swoje role.
Więc zajmij się mądrze sobą. A skoro rodzina to zespól naczyń połączonych, to może Twoja zmiana przełoży się na innych członków rodziny
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Firekeeper »

renta11 pisze: 21 lis 2023, 13:02
Wydaje mi się, że Firekeeper gdzieś pisała, że zmiana zaczęła się u nich chyba od tego, że jej mąż poszedł na swoją terapię i .... przestał jej słuchać. Tego co i jak ma robić, a zaczął działać tak, jak sam uważał za właściwe. I że zaczął wyznaczać sobie granice i tych granic się trzymać w kontaktach z nią. I wtedy zobaczyła w nim kogoś, kto ma swoje zdanie i z kim należy się liczyć. I chyba nawet pisała, że zaczęła go szanować. Mam nadzieję Firekeeper, że nie przekręcam sensu Twoich wypowiedzi. ;)
Renta zgadza się.

Natomiast ja widzę inny problem. Myślę, że żona może nieświadomie dążyć do schematu:
Dzięki nie znałem ks Pawlukiewicza, zapoznam się.
Być może jest problem braku bliskości z rodzicami - moja żona pochodzi z rodziny gdzie ojciec był alkoholikiem, matka bardzo religijna...
Problem w tym, że Yeti nie masz nałogów. Mój mąż miał to było łatwiej. O ile tak można w ogóle to określić. Ty nie masz więc swoje działania żona kieruje w inną stronę.

Jednym słowem musi się coś dziać. Nie może być spokoju. Chwilowy tak. Kiedy wszystko wpisuje się w zamysł.

Powiem też, że bardzo ciężko jest przyjąć takiej osobie jak ja czy Twoja żona do wiadomości, że mamy problem. Ja na słowo psycholog, terapia reagowałam alergią. Jak mi ktoś mówił, że jestem współuzależniona od męża i jestem DDA to miałam ochotę tą osobę rozszarpać.

Nie dałam rady również dokończyć 12 kroków. Każda próba wpłynięcia na mnie pozytywnie kończyła się moim buntem. Mialam uczucie, że każdy chce dla mnie źle, nikt mnie nie rozumie. To inni mają problem.
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Celem mojego życia było zbudowanie szczęśliwej rodziny, zbliżamy się pomału do momentu, że dzieciaki wyemigrują z domu (jedno już poszło na studia) i perspektywa jest taka, że:
- będziemy żyli długo i szczęśliwie ...
- podporządkuję się żonie w 100% i będę udawał że jestem szczęśliwy - odpada
- postawię się żonie i będzie piekło - będziemy życ razem i będziemy samotni
- rozstaniemy się będziemy życ osobno i będziemy samotni

Problem polega na tym, że moja żona cierpi i to co robi wynika z tego cierpienia.
Chowanie się za dogmatami religijnymi ma za zadanie odsunięcia od siebie poczucia winy - "może i ja zrobiłam to i tamto, ale przecież to dlatego że Ty zrobiłeś tamto czy owamto"

To co piszecie to prawda ja już czytałem kiedyś wątki Firekeeper, dziękuję.
Jak już pisałem - nie wiem co zrobić, terapeuta wymiękł, logika żony opiera się na tym, ze wszyscy, ale to wszyscy żyją po to aby ją skrzywdzić i że wszelkie prawa do bycia osoba pokrzywdzoną jest właśnie moja żona w związku z czym należy jej się specjalna troska.....

Jeżeli np. ja odejdę to dostarczę jej niewyczerpalny argument do czucia się pokrzywdzoną i tą krzywda będzie mogła się karmić na długie lata jednocześnie będzie miała solidny argument aby każdemu kto tylko sobie zażyczy wykazać jaki to ze mnie kawał ....... skurczybyka ... ;)


Te wszystkie akcje prowokacyjne i zdania "idz znajdz sobie inną" i inne wulgarne mają na celu prowokowanie iwystawienie mnie na próbę..
I potem jest możliwość powiedzenia - no widzisz poległeś, nie dałeś rady, wcale mnie nie kochasz.....

Trochę tak jakby żona rzucała się w przepaść - bo przecież mąż jest od tego aby ją ochronić i ma nie pozwolić aby nabiła sobie choćby siniaka.....
Czyli klasyczny przykład z bibli i kuszenia Jezusa.

Dzięki za odzew, nie mam za bardzo z kim pogadać bo sprawa jest delikatna, kiedyś zacząłem gadać ze znajomą i okazało się że ona ma męża alkoholika i też ma problemy, więc szybko relacje zerwałem bo mogło się to skończyć sami wiecie jak a dużo nie trzeba było .... takze nie jest dobrze i nie jest łatwo...
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Firekeeper »

yeti pisze: 21 lis 2023, 19:31
- postawię się żonie i będzie piekło - będziemy życ razem i będziemy samotni
Albo ją to otrząśnie.
Problem polega na tym, że moja żona cierpi i to co robi wynika z tego cierpienia.
Chowanie się za dogmatami religijnymi ma za zadanie odsunięcia od siebie poczucia winy - "może i ja zrobiłam to i tamto, ale przecież to dlatego że Ty zrobiłeś tamto czy owamto"
Ja to bym nazwałam pielęgnowaniem cierpienia. Takim kolekcjonowaniem. Piszę o sobie. Jest to cierpienie ale jednocześnie takie paliwo do życia. Jak nie ma tego paliwa to jest pustka. A pustka to jest straszne przeżycie. I ja chyba doświadczyłam tej pustki. Mąż ucząc się asertywności i dbając o siebie odebrał mi możliwość wpływania na niego. Więc na nic się zdały moje prowokacje i manipulacje. Przestało to działać. To uczucie pustki jest trudne w opanowaniu. Ja się ciągle na tym łapie, że nieświadomie szukam dramatu. Podchodzę męża z różnych stron. Na tyle to opanowałam, że rozpoznaję te moje stany i staram się nie iść dalej.

Dopóki masz poczucie kontrolowania to kontrolujesz. Ja pisałam już, że u nas była rewolucja. Ja tak to odczułam. Mąż stał się dla mnie obcy, zimny, opanowany. Ja zaczęłam się czuć przy nim jak wariatka. Wyprowadził mnie tym z równowagi. Nic nie działało. Nawet moja prowokacja, że się zabiję. Stałam po ciemku na dworze i rozmyślałam jak tu się zabić, bo życie straciło sens. Patrzyłam tylko kiedy mąż się mną zainteresuje. Wyszedł z domu. Ucieszyłam się, że będzie może mnie przekonywał, pocieszał, a może i krzyczeć, wyprowadzę go z równowagi. A on wsiadł w samochód pojechał sobie po cipsy i włączył film. Wróciłam do domu, czułam się jak idiotka. I zastanawiałam się co jest ze mną nie tak. Nie chciałam już dłużej taka być. To było takie moje dno od którego chciałam się w końcu odbić.
Jak już pisałem - nie wiem co zrobić, terapeuta wymiękł, logika żony opiera się na tym, ze wszyscy, ale to wszyscy żyją po to aby ją skrzywdzić i że wszelkie prawa do bycia osoba pokrzywdzoną jest właśnie moja żona w związku z czym należy jej się specjalna troska.....
Wszyscy byli źli. Miałam dokładnie to samo. Jakby wszyscy się sprzysięgli przeciwko mnie. A to ja jestem biedna i pokrzywdzona. Powinni mnie wspierać. Czyli robić jak ja chcę.
Jeżeli np. ja odejdę to dostarczę jej niewyczerpalny argument do czucia się pokrzywdzoną i tą krzywda będzie mogła się karmić na długie lata jednocześnie będzie miała solidny argument aby każdemu kto tylko sobie zażyczy wykazać jaki to ze mnie kawał ....... skurczybyka ...
Mój mąż wyprowadzał się z domu. Raz sam. Inne razy ja go wyrzuciłam. Efekt był taki, że nie odpuściłam kontroli. Dalej się na nim wyżywałam. Ale zawsze to ja kazałam mu wrócić. Bo życie w pustce to nie życie.

Te wszystkie akcje prowokacyjne i zdania "idz znajdz sobie inną" i inne wulgarne mają na celu prowokowanie iwystawienie mnie na próbę..
I potem jest możliwość powiedzenia - no widzisz poległeś, nie dałeś rady, wcale mnie nie kochasz.....
U mnie był to lęk przed byciem samą. Te prowokacje to dalej poczucie kontrolowania drugą osobą. Do póki w to wchodzisz, gra toczy się dalej. Moi rodzice również żyli pod jednym dachem. Ojciec pił. Matka nigdy go nie wyrzuciła z domu.
Trochę tak jakby żona rzucała się w przepaść - bo przecież mąż jest od tego aby ją ochronić i ma nie pozwolić aby nabiła sobie choćby siniaka.....
Czyli klasyczny przykład z bibli i kuszenia Jezusa.
To jest dalej lęk. Bałam się, że mąż mnie zostawi jednocześnie robiąc wszystko aby mnie zostawił. Moja matka dalej żyje w przeświadczeniu, że dzięki jej poświęceniu, bohaterstwu i męczeństwu nasz ojciec nie pije. Ja chciałam żeby mąż też o mnie tak walczył. Jakby to miało mi dać poczucie takiej romantycznej, dramatycznej miłości. Dalej jest to związane z brakiem paliwa. Jak jest pustka to szuka się emocji.

Powiem tak dopóki ona chce skończyć w tą przepaść, a ty trzymasz ją na tej linie i chronisz to nie dosięgnie dna. Czasami nie ma innego wyjścia jak nabić sobie tego siniaka i się przekonać jak to jest w tej przepaści.
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Firekeeper

Dobrze ze masz to rozpracowane i masz do siebie dystans i takie spojrzenie "z boku"...
Z tego co piszesz to jest jescze nowa opcja, której nie znałem na zrobienie kroku naprzód - osiągnięcie dna.

Nie widze możliwości aby żona się otrząsnęła w wyniku przemyśleń, liczę/liczyłem na terapeutę że specjalista znajdzie sposób, narazie sie nie udało...

Właśnie ta wszechobecna kontrola poprzez wpadanie w irytację i złość bez jakiegos powodu, ale też bycie najmilszą na świecie żoną z tego samego powodu co powyżej.... Pytam wtedy co się stało że jesteś taka miła itp... i wtedy żona się irytuje że jak jest mila to mam się cieszyć a nie psuć atmosfere głupimi pytaniami... Mówie jej że nie rozumie co się stało i dlatego pytam bo przeciez nie odzywałas się przez ostatnie pół roku ....

Problem w tym że dopóki są dzieci ona trzyma mnie za "wrażliwą" część ciała i muszę zapewnić pewien poziom kultury w domu, aby patologia nie ujrzała światła dziennego w całej okazałości.... chociaz dzieci i tak widzą i wpływa to na nie.

W tej chwili żona całą miłość przelewa na dzieci na drugim miejscu jest kot potem pies potem inni ludzie potem długo długo nic i gdzies na końcu ja ... ;)
Dodatkowo dla wszystkich obcych to najmilsza osoba, bardzo uczynna i pomocna... Gdyby coś kiedyś by się wydarzyło to zgadnijcie kto będzie uważany jako ten zły ...? ja to mam w d... ale to aż się wierzyć nie chce jak to się wszystko rozgrywa.
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: renta11 »

Firekeeper

Jestem pod wrażeniem, jak pięknie rozpracowałaś swoje chore schematy. Jeśli zrobiłaś to bez pomocy psychologa czy innej osoby wspierającej to ... GRATULUJĘ. Piękny wgląd w siebie.
Ja to nazywam analizą siebie z pozycji Obserwatora. Wiele lat temu jak byłam u psychologa to ona zaproponowała mi, żeby w czasie jakichś przepychanek zauważyć, że w pomieszczeniu jest kamera. I jak ona widzi mnie.
W sytuacjach kiedy się odpalam to nie zawsze udaje mi się włączać Obserwatora na bieżąco. Ale jak potem to analizuję, to myślę sobie "kurka, znowu popłynęłam".
Myślę, że wszyscy jesteśmy jakoś tam popaprani, mniej czy bardziej. Łatwiej to ogarnąć kiedy w grę wchodzą uzależnienia, czy współuzależnienie. Bo schematy są dawno odkryte i znane. Przy innych trudniej.
Takie Twoje odpalania na wahadle myślę często zdarzają się u kobiet (pewnie wynikają z trudniejszego dzieciństwa), ja też coś takiego obserwowałam u siebie. Ważne aby to ZOBACZYĆ i nauczyć się zdrowiej żyć.
Fajnie to opisałaś.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Firekeeper
Dzieki za podpowiedzi na podstawie tego co piszesz znalazlem takie zagadnienie ktore nazywa sie "osobowosc borderline" tam jest kilka rodzajow tej osobowosci, przyczyn itp... Jeden ze schematow bardzo pasuje do mojej zony... Podaja tam ze po okolo 6 latach terapii jakies 50% pacjentow jest wyleczona - cudownie. Czym dluzej te osoby tkwia w szkodliwych schematach tym trudniej jest sie z tego wydostac....
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Firekeeper »

Jakie ma relacje z innymi? Ma znajomych? Jak praca? Jak zachowuje się w stosunku do dzieci? Wydaje mi się, że czytałam że jest miła i uczynna dla innych. Jeśli jej zachowanie jest tylko zarezerwowane dla Ciebie to wyklucza to po części osobowość borderline.

Aby postawić diagnozę muszą być spełnione kryteria charakteryzujące to zaburzenie. Jeden schemat to za mało.

Myślę, że jak ktoś ma tyle lat ile ma to ogólnie już jest ciężko coś zmienić. Chociaż po moim przykładzie może z wiekiem przyszła dojrzałość albo po prostu w końcu przyszedł dołek.

Nie da się też cudownie wyleczyć zaburzeń. Można pracować nad tym, żeby osobom dotkniętym zaburzeniem lepiej się funkcjonowało, aby jakoś ich życia była lepsza ale nie staną się nagle osobami strikte ,, normalnymi"

Jak w przypadku moich dzieci w spektrum autyzmu. One zawsze będą w spektrum, bo jest to inne funkcjonowanie mózgu. Nie da się tego mózgu wymienić, choćbym nie wiem ile terapii przeszły.

Nawet ja przepracowałam swoje schematy. Włożyłam dużo wysiłku ale i pieniędzy w doszkolenie się. Ale mam tak utrwalone niektóre schematy, że w sposób automatyczny, nieświadomy w nie wchodzę. Ale dzięki zdobytej wiedzy i umiejętnością umiem sobie z trudnościami poradzić, a nie je mnożyć czy przerzucać na innych.
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Ma bardzo malo relacji, praktycznie nie przyjazni (przyjaznimy sie) z nikim.
Ja mam problem aby zaprosic znajomych bo nie znam dnia ani godziny kiedy wybuchnie.

Nie ma znajomych, nie spotyka sie z nikim podobnie jak ja, poniewaz moje wyjscie i spotkanie sie gdzies oznacza kare w postaci ciszy/awantury.

Z dziecimi to tez ciekawa sprawa, mozna powiedziec ze "uwodzi" je, jest mila az do przesady, albo jak wybuchnie to dzieci truchleja, dzieci ja i kochaja i boja sie jej. Dodatkowo widza co sie dzieje z ojcem ktory osmielil sie postawic wiec wiedza ze grozi im "wygnanie" za niesubordynacje ... ;)

Jest uczynna dla innych i jednoczesnie olewa to co trzeba zrobic dla domu poza jedna jedyna rzecza - porzadek w kuchni - tam nie ma prawa lezec najmniejszy okruszek a jak maz nasmieci to biada mu, reszta spraw domowych niewazna, ale o dzieci dba bardzo dobrze, o meza jak zasluzy...

Tak sobie mysle ze moje relacje z zona mozna by przyrownac do relacji: matka <-> niepokorny syn, ona probuje mnie traktowac nie jak meza/partnera a wlasnie jak dziecko/syna, ktory winny jest wszelkim nieszczesciom jakie ja dotknely i ktory powinien kajac sie co chwile i przepraszac za wszystko i dziekowac za laske obecnosci nawet tej cichej ciagnacej sie dzien za dniem.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Firekeeper »

yeti pisze: 22 lis 2023, 16:34 Ma bardzo malo relacji, praktycznie nie przyjazni (przyjaznimy sie) z nikim.
Ja mam problem aby zaprosic znajomych bo nie znam dnia ani godziny kiedy wybuchnie.
A wybuchła kiedyś w kierunku kogoś? Czy wybucha ale na Ciebie przy innych?
Nie ma znajomych, nie spotyka sie z nikim podobnie jak ja, poniewaz moje wyjscie i spotkanie sie gdzies oznacza kare w postaci ciszy/awantury.
Trudno niech się nie odzywa. Można się też nauczyć nie wchodzić w awanturę. Wtedy może się awanturować sama z sobą. Jeśli masz potrzebę pogadać z kumplem to idź. Ja jestem antyspołeczna, mój mąż jest towarzyski. Przeze mnie zrobił się również zamknięty. Rekompensował to kontaktami na portalach. Teraz wychodzi. Nie mam z tym już problemu. Zaakceptowałam to, że każdy jest inny.
Z dziecimi to tez ciekawa sprawa, mozna powiedziec ze "uwodzi" je, jest mila az do przesady, albo jak wybuchnie to dzieci truchleja, dzieci ja i kochaja i boja sie jej. Dodatkowo widza co sie dzieje z ojcem ktory osmielil sie postawic wiec wiedza ze grozi im "wygnanie" za niesubordynacje ... ;)
To jest też moje dno. Naraziłam dzieci na kłótnie, wybuchy. Przy nich poniżałam męża. To był jeden z głównych powodów tego, że chciałam się zmienić.
Jest uczynna dla innych
A czy jest w tym asertywna? Czy potrafi odmówić komuś pomocy? Czy nie jest tak, że bierze na siebie za dużo?
Tak sobie mysle ze moje relacje z zona mozna by przyrownac do relacji: matka <-> niepokorny syn, ona probuje mnie traktowac nie jak meza/partnera a wlasnie jak dziecko/syna, ktory winny jest wszelkim nieszczesciom jakie ja dotknely i ktory powinien kajac sie co chwile i przepraszac za wszystko i dziekowac za laske obecnosci nawet tej cichej ciagnacej sie dzien za dniem.
Moja relacja z mężem też taka była. Dla mnie był jak dziecko. Głupie, niesforne dziecko.

Często na tym się wykładam. Całe szczęście mąż nauczył się mówić od razu jak coś jest nie tak. I wprost mi przypomina ,, nie jestem dzieckiem".

A ja mam pytanie do Ciebie Dlaczego nie postawisz się żonie? Godzisz się na jej pomysły?

Czy jest to związane z lękiem o coś?

Jak Ty się czujesz w tej sytuacji?

Czy masz poczucie własnej wartości? Jak z pewnością siebie? Jak z asertywnością?

Jak sobie radzisz z oskarżeniami ze strony żony?

Czy chcesz coś zmienić? Jeśli tak to co? Co najbardziej Ci przeszkadza, a co jesteś wstanie zaakceptować albo akceptujesz?
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: renta11 »

Yeti

No to Twoją żonę mamy rozbitą już na atomy. A co z Tobą?

Kiedyś usłyszałam (nie wiem czy to prawda), że zrobiono taki eksperyment.
Wpuszczono kilkadziesiąt ludzi do dużej sali. Zakazano im ze sobą rozmawiać, po jakimś czasie poproszono, aby dobrali się w pary. Okazało się, że dziwnym trafem w pary dobrali się ludzie, których stopień popaprania był zbliżony np. 18 z 24 w skali do stu. Prawie nie było par np. 20 z 80. Co za zadziwiająca zgodność.

O czym to mówi?
Że ludzie Ci dobrali się na podstawie nie tego, co na widoku/scenie Wymiana słownych informacji), ale tego, co było za tzw. kurtyną (zachowanie, mowa ciała???).
Że ludzie dobrali się na podobnym poziomie popaprania, zazębiania deficytów, a nie kontrastu.

Dlaczego o tym piszę?

Bo skoro Twoja żona jest tak mocno popaprana to co z Tobą?

Wyjścia są dwa:
1. Albo jako tzw. zdrowy dziwnym trafem wdepnąłeś w związek z chorym?
2. Albo masz deficyty, które się zazębiają z deficytami żony?

Pierwsze zdarza się bardzo rzadko. Jeśli zdrowy zwiąże się z chorym to najczęściej po wyczerpaniu możliwości naprawy po prostu odejdzie. A dwóch chorych świetnie i długotrwale się bawi w tej piaskownicy.
Dla mnie zdanie sobie sprawy z tego, że mogę być na podobnym poziomie popaprania co mój mąż była dość trudna do przyjęcia.
No bo jak JA?

Myślę, że warto się sobie przyjrzeć pod tym kątem.

Dlaczego gram tak, jak wybija takt moja żona?
Jakie korzyści z tego mam?
Dlaczego bronię się przed zmianą?
Czego się boję?
Gdzie jest moje dno?
Co ona jeszcze musiałaby zrobić, abym ja..... ruszył z miejsca?
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

@Firekeeper
A wybuchła kiedyś w kierunku kogoś? Czy wybucha ale na Ciebie przy innych?
Tak wybuchała i wychodziła trzaskając drzwiami i na mnie i na innych.

Trudno niech się nie odzywa. Można się też nauczyć nie wchodzić w awanturę. Wtedy może się awanturować sama z sobą. Jeśli masz potrzebę pogadać z kumplem to idź. Ja jestem antyspołeczna, mój mąż jest towarzyski. Przeze mnie zrobił się również zamknięty. Rekompensował to kontaktami na portalach. Teraz wychodzi. Nie mam z tym już problemu. Zaakceptowałam to, że każdy jest inny.
Jak zostawię to nieodzywanie to tak to będzie trwało w nieskończoność a i tak to będzie / jest moja wina.
Wychodzę, choćby na spacer dostarczając jej jak to nazywasz paliwa do cierpienia - bo przecież ją opuszczam i żyje swoim życiem nie naszym.
Schemat jest np. taki w niedzielę - w czym Ci pomóc przy obiedzie ? Co robimy dzisiaj ? idziemy na spacer ? oglądamy jakiś film ? idziemy kogoś odwiedzić ? itd itd... w odpowiedzi słysze ciszę to wychodzę na spacer.

To jest też moje dno. Naraziłam dzieci na kłótnie, wybuchy. Przy nich poniżałam męża. To był jeden z głównych powodów tego, że chciałam się zmienić.
Na terapii mówiłem że to mnie boli gdy tak się zachowuje - w rezultacie robi to z jeszcze większym zamiłowaniem.

A czy jest w tym asertywna? Czy potrafi odmówić komuś pomocy? Czy nie jest tak, że bierze na siebie za dużo?
Z tego co wiem to w pracy toczy boje, jest jedna grupa trzmająca władzę i druga podległa i ona trzyma się z tą drugą grupą walcząć z tą pierwszą.

Dlaczego nie postawisz się żonie?
Godzisz się na jej pomysły?
Czy jest to związane z lękiem o coś?
Jak Ty się czujesz w tej sytuacji?
Czy masz poczucie własnej wartości? Jak z pewnością siebie? Jak z asertywnością?
Jak sobie radzisz z oskarżeniami ze strony żony?
Czy chcesz coś zmienić? Jeśli tak to co? Co najbardziej Ci przeszkadza, a co jesteś wstanie zaakceptować albo akceptujesz?
Wlasnie caly problem pojawił się bo ja się postawiłem np. podczas budowy domu pytając ją jak zrobić to czy tamto, jaki kolor itp a ona ze teraz nie ma czasu i to nie ma czasu trwało rok a prace trwały i wg. jej mniemania ja powinienem wstrzymać wszystko i czekać cierpliwie na decyzje żony.
Pomysł żony to krytykowanie wszystkich moich pomysłów więc mamy nieustanny konflikt.
To chyba nie chodzi o lęk a raczej niewiedza co zrobić bo jestem w sytuacji takiej że stoje na polu minowym i nie wiadomo gdzie nogę postawić. Odejście od żony, zostawienie wszystkiego było by dziecinnie proste tylko, że wtedy przypinam sobie łatkę winnego wszelkich nieszczęść i dzieci dostają informację - widzicie to on, mówiłam wam to przez niego te wszystkie nieszczęścia was spotykają itd itd....
Ja się czuje całkowicie bezradny bo rozmawiać nie mam z kim, wczoraj było ostatnie spotkanie u terapeuty który oficjalnie poddał się i zaproponował terapię indywidualną żonie która ją odrzuciła, także ten etap mamy za sobą.
Z pewnością siebie, asertywnością itp różnie bywało, ale ja obracałem się w różnych towarzystwach i myślę że radze sobie całkiem nieźle.
Z oskarźeniami radzę sobie dzięki terapii bardzo dobrze, terapia uświadomiła mi że nie można wdawać się dyskusję i tłumaczenie a to był błąd który robiłem bo wydawało mi się że tak trzeba, teraz ucinam jak tylko zaczyna wchodzić w ten ton - co ją bardzo irytuje.
To co chcę zmienić to zadbać o siebie.
Najbardziej mi przeszkadza brak bliskości, brak swobodnej rozmowy podczas której nie będę musiał uważać na wypowiedzenie jakiegos słowa albo zdania który doprowadzi żonę do irytacji, właściwie nasza relacja składa się z tematów tabu i chyba to najbardziej mi przeszkadza, ja mam dużo pasji, pomysłów którymi lubię się dzielić, lubię gadac dyskutować, robić coś wspólnie a tego zostałem całkowicie pozbawiony w tym związku, jest takie zjawisko w psychologii jak "kobieta kastrująca" która właśnie pozbawia mężczyzne wszystkiego co on lubi w związku z czym każdy sukces staje się przekleństwem bo co by mężczyzna nie osiągnął kobieta to zaneguje i powie że dla niej to jest złe, obraźliwe i do d....y
Jak juz mam życ z kims kto mnie nie kocha to przynajmniej szacunek musi byc inaczej nawet nie ma czego akceptować .. .;)



@renta11

Z tego co wyczytałem to są dwa rodzaje związków:
1. ludzie dobierają się w pary bo łączy ich pasja wspólna
2. ludzie dobierają się w pary bo uzupełniają się

Ja jestem tym drugim przypadkiem, ten drugi przypadek prowadzi do tzw. koluzji. Polega to na tym ze w związku jeden partner jest dawcą drugi biorcą. W naszym przypadku żona miała/ma niezaspokojone(niezaspokajalne) potrzeby z dzieciństwa (DDA/DDD itp).... Ja miałem potrzebę zaopiekowania się dawania - to oczywiście też jest/była postawa patologiczna i znam jej przyczynę - w skrócie taka postawa wynika z relacji panujących w domu rodzic-rodzic oraz rodzice-dziecko. Kryzys w związkach opartych na koluzji to kwestia czasu - tak przynajmniej głosi teoria ile w tym prawdy to ja nie wiem, ale tak piszą.... Działa to tak ze w pewnym momencie dawca ma dosyć dawania a biorca nie dostaje tego co mu się wg. niego prawnie nalezy no i sie zaczyna jazda....

W takiej sytuacji wymagane jest aby jedno i drugie przepracowało, zrozumiało np. na terapii co to się z nim dzieje i znaleźć jakies wyjście z opresji.

Natomiast pary działają tak że wg. ich mniemania to ta druga połówka ma się zmienić a nie oni sami i zaczyna się wpadanie w pułapkę - oskarżeń i obwiniania co dodatkowo napędza kryzys.
No i ja mam z czyms takim do czynienia, wiem że nie ma takiej możliwości że żona zmieni się pod wpływem tego co ja powiem i na odwrót - dlatego dobrze miec kogoś niezależnego najlepiej specjalistę terapeutę który bezstronnie zaleci to i tamto, aktualnie na tym polegliśmy - żona odrzuca metody proponowane przez terapeutę, ja stosuję jednostronnie. Trochę mi to pomaga bo jak pisałem wyżej nie daję się wciągnąć w bagno tłumaczenia się z tego że żyję....
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: renta11 »

Yeti

Akurat czytam książkę M. Kalicińskiej "Zwyczajny facet". I myślę o Tobie i Twojej sytuacji.
Ciekawa jestem czy i jak odnalazł byś się w tej lekturze?
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Dzięki renta11

Przeczytalem narazie 1/4 i pomimo że to nie mój typ literatury czyta z zainteresowaniem jaki będzie finał...
Natomiast niestety to jest prawie że w 100% schemat mojego związku w którym jestem, tak mniej więcej to u mnie funkcjonuje.
Ja narazie mam o tyle lepiej że pracuję, zarabiam, ale w momencie gdy noga mi się powinie zrozumienia nie znajdę.
Dodatkowo nie łudzę się że te huśtawki nastrojów się skończą, zmieniam strategię na zajęcie się sobą i zbudowania podstaw na trudniejsze chwile bo one nadejda to pewne.
Zacznam od pojednania się i codziennej mszy świętej, zobaczymy za rok.

P.S.
Czy wg. opisu z tej książki wie ktoś jak takie zjawisko nazywa się ? Jak dla mnie podchodzi to pod znecanie się psychiczne w tym przypadku kobiety nad facetem, ale może są jakies metody aby sobie z tym radzic inne niz proponuje Hania - "to nie ta kobieta"
ODPOWIEDZ