Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Ruta »

renta11 pisze: 25 lis 2023, 10:01 Yeti

Akurat czytam książkę M. Kalicińskiej "Zwyczajny facet". I myślę o Tobie i Twojej sytuacji.
Ciekawa jestem czy i jak odnalazł byś się w tej lekturze?
Przeczytałam z ciekawości recenzje tej książki. Nie polecam odnajdywania się w niej. Jedna z wielu książek promujących rozwód jako rozwiązanie problemów małżeńskich: żona zołza, rozwód, trochę trudności z odnalezieniem się i nowe życie u boku nowej kobiety, także po przejściach. Klasyczny "aniołek z nieba" w nagrodę za życie u boku trudnej, okropnej żony.

Yeti, odwieś się od żony. Bo nadal na niej wisisz. Znasz listę Zerty? Stosujesz? Zajmij się sobą. I pracą nad sobą. Może spróbowałbyś trzy najbliższe wpisy napisać o sobie, zamiast o żonie?

Masz jakąś swoją pasję? Uprawiasz jakiś sport? Rozwijasz się zawodowo? Jakie masz relacje z dziećmi?
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: renta11 »

yeti pisze: 27 lis 2023, 16:00 Dzięki renta11

Przeczytalem narazie 1/4 i pomimo że to nie mój typ literatury czyta z zainteresowaniem jaki będzie finał...
Natomiast niestety to jest prawie że w 100% schemat mojego związku w którym jestem, tak mniej więcej to u mnie funkcjonuje.
Ja narazie mam o tyle lepiej że pracuję, zarabiam, ale w momencie gdy noga mi się powinie zrozumienia nie znajdę.
Dodatkowo nie łudzę się że te huśtawki nastrojów się skończą, zmieniam strategię na zajęcie się sobą i zbudowania podstaw na trudniejsze chwile bo one nadejda to pewne.
Zacznam od pojednania się i codziennej mszy świętej, zobaczymy za rok.

P.S.
Czy wg. opisu z tej książki wie ktoś jak takie zjawisko nazywa się ? Jak dla mnie podchodzi to pod znecanie się psychiczne w tym przypadku kobiety nad facetem, ale może są jakies metody aby sobie z tym radzic inne niz proponuje Hania - "to nie ta kobieta"
Autorka tam stawia diagnozę, że to ADHD. Teraz ADHD mam obcykane i to mi zupełnie nie pasuje. Mnie się jednak wydaje, że to może być borderline. Ale u Firekeeper, gdzie jest podobnie, to jednak nie border, a inne zazębienia dysfunkcji, czy zachowań. Bo rozwiązanie problemu (po pójściu męża na psychoterapię i wprowadzeniu przez niego zmiany zachowań) szybko nastąpiło i trwa. Więc od razu możesz jej rozwiązania próbować zastosować.Bo nawet jeżeli nie pomogą, to także nie zaszkodzą. W ogóle podpowiadanie, wprowadzanie rozwiązań, jak być lepszym człowiekiem, jak zmieniać siebie na lepsze, jak się rozwijać są uniwersalne i zawsze ok. Decydentem jesteś zawsze TY. :)

Myślę, że także warto interesować się, czytać, rozważać.
Są książki "Nienawidzę Cię, nie odchodź" Kreisman Jerold J. Straus Hal, "Borderlein. Jak żyć z osobą o skrajnych emocjach" Mason Paul Kreger Randi, "Uratuj mnie" Rachel Reiland (autorka jest borderem). Te czytałam. Ale ostrzegam, że jak ja czytałam takie książki (również o innych zaburzeniach), to w co drugiej początkowo widziałam siebie czy męża, bo można także się tak zakręcić. No i pewne cechy czy zachowania mogą wystąpić u każdego z nas. Warto to brać pod uwagę. Ale jednak jedne zaburzenia pasują mniej, inne bardziej. Warto także przyjąć założenie, że to nie musi być zaraz zaburzenie osobowości czy choroba, a jedynie pewne cechy charakteru, skłonności itd. Bo akurat to zaburzenie balansuje na granicy zdrowia/choroby.
Dobra wiadomość jest taka, że psychoterapia u odpowiedniego terapeuty daje dobre efekty, ale to wybór Twojej żony.
Warto czytać i rozważać o tym, co może być nie tak z Twoją żoną. Bo można dostosować swoje zachowanie tak, aby lepiej żyło się z tak trudną osobą. I warto wiedzieć, jak dostosować swoje zachowania do takich czy innych braków występujących u żony.
Ale ważniejsze jest, aby przyjrzeć się SOBIE. Bo z mocno chorą osobą jednak rzadko żyje tzw. "Święty turecki".
Dlaczego tak trudną osobę wybrałem na życie i na matkę moich dzieci?
Dlaczego tkwię w tak trudnym związku?
Jakie mam dysfunkcje, że to się tak zazębia?
Dlaczego swoim zachowaniem podtrzymuję ten stan?
Zrozumieć siebie, swój świat, swoje wartości.
Bo na siebie mamy największy wpływ.
Wiedza zdecydowanie ne szkodzi. :)
Jesteś fajnym człowiekiem, otwartym na różne rozwiązania i na trudy.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Ruta »

yeti pisze: 27 lis 2023, 16:00 Dzięki renta11

Przeczytalem narazie 1/4 i pomimo że to nie mój typ literatury czyta z zainteresowaniem jaki będzie finał...
Natomiast niestety to jest prawie że w 100% schemat mojego związku w którym jestem, tak mniej więcej to u mnie funkcjonuje.
Ja narazie mam o tyle lepiej że pracuję, zarabiam, ale w momencie gdy noga mi się powinie zrozumienia nie znajdę.
Dodatkowo nie łudzę się że te huśtawki nastrojów się skończą, zmieniam strategię na zajęcie się sobą i zbudowania podstaw na trudniejsze chwile bo one nadejda to pewne.
Zacznam od pojednania się i codziennej mszy świętej, zobaczymy za rok.

P.S.
Czy wg. opisu z tej książki wie ktoś jak takie zjawisko nazywa się ? Jak dla mnie podchodzi to pod znecanie się psychiczne w tym przypadku kobiety nad facetem, ale może są jakies metody aby sobie z tym radzic inne niz proponuje Hania - "to nie ta kobieta"
Yeti, ta książka to rozprawa kobiety z kobietą. "Nowej żony" cywilnej z "pierwszą żoną" sakramentalną. Rozwiedzionej autorki z "byłą żoną" jej "drugiego męża".
Dlatego też książka jest zbudowana wokół postaci "pierwszej żony" opisanej jako przemocowa psychopatka. Wniosek jest jeden: nie ta kobieta. Jeśli już doczytałeś, to wiesz jaki wniosek z tego płynie. Ja dodam: to wniosek fałszywy. Co sam czujesz, skoro pytasz o inne rozwiązanie, niż to narzucane czytelnikowi, jako wniosek.

Lubimy proste recpety. Mąż alkoholik, przemocowa żona. Nic tylko odejść. Tyle, że skala pokręceń męża czy żony jest skalą naszych własnych pokręceń.

Świat mówi: w kryzysie małżeńskim skup się na pokręceniach żony czy męża, uznaj ich za beznadziejnych i szukaj sobie nowej właściwej osoby. Mówi to także w takich książkach. W Sycharze patrzymy na to inaczej: w kryzysie małżeńskim skup się na sobie i pracuj ze sobą. I wiele małżeństw dzięki temu zdrowieje. A na pewno zdrowieje połowa małżonków, ta połowa, która tą pracę podejmuje.

Pytanie nie jest o zachowania twojej żony, tylko o to, co w tobie powoduje, że się na nie godzisz. Długo chciałam się widzieć ofiarą męża. Aż mi przeszło i postanowiłam jednak coś zmienić - w sobie. Pomogło. Choć nadal wiele pracy przede mną.
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Dzieki za odpowiedz, zdaje sobie sprawe co to za ksiazka i jakie recepty proponuje - zgodne zreszta z tym co sie na swiecie dzieje - nie naprawia sie pralki bo kupuje sie nowa, nie naprawia sie telewizora bo kupuje sie nowy - zone tez sie wymienia i wcale sie z takim podejsciem nie zgadzam ... ;)

Natomiast w tej ksiazce jest opisane trudne do opisania nieracjonalne zachowania i wybuchy z naprawde dowolnego powodu, no ale dobra nie pisze wiecej o zonie, rozumie ze wyjscie jest przez furtke pokory inaczej wyjscia nie ma.
Biore sie za siebie, pozdrawiam wszystkich i dziekuje za wsparcie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Ruta »

yeti pisze: 28 lis 2023, 12:57 Natomiast w tej ksiazce jest opisane trudne do opisania nieracjonalne zachowania i wybuchy z naprawde dowolnego powodu,
Tyle, że to nie książka psychologiczna... Żadne źródło wiedzy. Pani autorka nawet nie leżała koło ADHD.
Mój mąż opisując moje zachowanie, także napisałby, że wybuchałam jak wariatka z dowolnego powodu. I miałam nieracjonalne zachowania. Nie mam borderline, ADHD, ani innych tego rodzaju zaburzeń. I znaczna liczba żon-wariatek też ich nie ma. (Podobnie jak liczba mężów z narcystycznymi zaburzaniami osobowość także pozostaje marginalna). Moje reakcje były w naszej sytuacji dość typowe.
Patrząc po opisach zachowań żony (co my czytamy ???? :o) żona jest klasyczną współuzależnioną.

Mój mąż pił i jarał trawę. Nie reagował. Okresami nie funkcjonował. Manipulował w takim kierunku, bym nie miała przestrzeni do rozmowy, wyrażenia emocji. Nie umiałam nic z tym zrobić. Więc tłumiłam. I odpalałam się nie tam, gdzie powinnam i nie na czas. Wyglądało jak wybuchy bez powodu. Ale powód był. Do tego w tych okresach, gdy mąż odrzucał mnie w sferze intymnej (bo ogladał dla odmiany porno) nie radziłam sobie z powstającym z tego napięciem, zranieniami, frustracją. Więc moje wybuchy były jeszcze bardziej spektakularne.
Na zewnątrz były widoczne tylko moje wybuchy, a nie mężowskie działania. Tym bardziej, że ja sama starannie maskowałam wszystkie jego wyskoki. Przed kazdym, nawet przed sobą. Jeśli jednak uznać, że mąż był niewinny jako ta lilija, no to faktycznie - problem byłby we mnie. I był (w nas obojgu). Mój nazywa się współuzależnienie.

Jeśli żona reaguje współuzależnieniem, mąż jak nic ma jakiś nałóg. Albo jest uzależniony od rodziców lub od mamy. Albo niedojrzały. Albo... Warto w sobie odszukać ten kawałek.

Kochankom (i mężom) jednak łatwiej przyjąć, że to żona była toksyczna, a "ukochany" jest milusim misiem. Z czasem same odkryją, że te misie mają ząbki i pazurki. I gryzą. Pani autorka jak to odkryje, zapewne napisze wtedy nową ksiażkę, o tym, że dopiero trzecie malżenstwo jest szczęsliwe. Albo coś tam, coś tam...o ukrytych borderlajnowych męzczyznach narcyzach ukrywajacych się pod maską miłych misiów...chcącemu nie dzieje się krzywda.

Yeti, szukaj wiedzy eksperckiej... A o zonie pisz, to pomaga. Ale zaglądaj i w siebie. Wydajesz się sympatycznym gościem :D

A diagnozy żony zostaw specjalistom... Ja szłam w choroby ciała... mój mąż miał moim zdaniem kolejno depresję, cukrzycę i guza mózgu :lol: :lol: :lol: wszystko pasowało. Jak poczytasz o objawach żony pod kątem tego rodzaju chorób, to wiele też ci spasuje. Dlatego tak łatwo pisać powieści- mamidła.
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

o zonie pisz, to pomaga. Ale zaglądaj i w siebie.
To ze jest problem we mnie to pewne, liczyłem nawet, że poprzez to moje pisanie tutaj, ktoś złapie mnie za słówko i zagoni w kozi róg i powie o widzisz ty sie czepiasz drzazgi a tu prosze jaka belka lezy ...

I troche tych belek było...
Współuzależnienie to też ciekawy temat, jeszcze do tego nie doszedłem to by może troche przyniosło ulgę żonie i usprawiedliwiło jej zachowania... gdyby udało mi sie o tym z nia pogadać.. tylko musi nadejść ten moment że się da... a mam tyle tematów nie omówionych i czekam na otwarcie "okna kontaktowego" żeby móc przekazać różne ważne informacje ... ;)

Niestety nie znam klucza do tego okna muszę czekać bo zwykle jest zamknięte, albo milczy, albo jest poirytowana, albo mnie ignoruje a jak próbuję przysyłac informacje nie w tym momencie co trzeba to konczy się irytacją i wybuchami ... jak zyć.

Jest jakis problem ona mówi ze problem jest we mnie i musze zacząć pracowac nad sobą - to się pytam jaki to problem co mam zmienić ? I nie ma odpowiedzi.

Taka mi sie zagadka trafiła. No ale biorę się za siebie a co ma byc to będzie.
Dzięki
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Firekeeper »

Ja bym jednak popatrzyła na współuzależnienie ale nie pod kątem Twojej żony, a Ciebie Yeti.

Mi świadomość, że jestem współuzależniona ulgi nie przyniosło. Raczej z początku bunt na maksa. Dlaczego ja?! Przecież jestem normalna, a nie jakaś tam współuzależniona.

Do tego by się podjąć tego tematu musiałam sama do tego dojrzeć i tego chcieć. Mnie rozmowa o tym z kim kolwiek drażniła.

Ja doszłam do mojego własnego dołka. Nie chciałam być taką osobą jaką się zaczęłam widzieć. Dlatego zrobiłam co w mojej mocy aby się dowiedzieć co jest nie tak i zacząć pracować nad sobą.

Najgorsze co ja robiłam i myślałam to to, że mam jakiś wpływ na męża. Pogadam z nim. Dam do przeczytania książkę. Przypadkiem włączę coś mądrego. Efekt zawsze był ten sam mąż reagował na to alergią, a ja frustracją. Czuł, że chcę wywrzeć na nim mój wpływ.
Jest jakis problem ona mówi ze problem jest we mnie i musze zacząć pracowac nad sobą - to się pytam jaki to problem co mam zmienić ? I nie ma odpowiedzi.
Nie musisz pracować nad sobą. Możesz zacząć pracować nad sobą jak będziesz tego chciał i będziesz na to gotowy.
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Ja bym jednak popatrzyła na współuzależnienie ale nie pod kątem Twojej żony, a Ciebie
To by oznaczało że uznaję że żona jest w przenośni 'alkoholikiem' a ja tańczę przy niej jak ona mi zagra.....
No i troche tak jest, próba okazywania nieśmiałych oznak "buntu/stawiania granic" nakręciło atmosferę i pewnie ma na celu zastraszenie, abym nie szedł tą drogą ... ;) nawet te jej awantury przy dzieciach albo sąsiadach mają mi zatkać usta żeby nie wyszło że rodzina wariatów .....

Ciąganie ją po terapiach też niewiele da - dopóki sama nie zechce, czyli rozwiązaniem aby ona sama zechciała a do tego potrzebne jest dobicie do dna - które albo nadejdzie albo i nie.

Nasza terapia małżeńska zakończyła się na prośbę terapeuty bo stwierdził że nie ma to sensu bo się w kółko kręcimy, zaproponował żonie indywidualną ale odmówiła. Powiedziała, że nie wierzy w psychologów i że wg. niej problem dotyczy rozliczenia moralnego czyli przyznaniem się (moim) do winy i zadośćuczynienie. Z tym że jak ma wyglądać zadośćuczynienie tego nie chce powiedzieć. Ja wiem jak - mam całkowicie zerwać kontakty z rodzicami i generalnie nie robić nic na co ona nie wyraża zgody, ale to niewyrażenie zgody też musi być takie że to ja jako mąż mam wiedzieć co jest dobre a co złe wg. żony inaczej oznacza to że ja jej nie kocham... i bądz tu mądry.


Na dzisiaj zorganizowałem spotkanie z takim znajomym księdzem, doświadczonym, aby pomógł wyjaśnic te kwestie moralne - no bo kto jak nie ksiądz.... alez była awantura, no ale idziemy.


Tak sobie myślę że bycie klasycznym współuzależnionym w związku oznacza że uzależniony kocha swój nałóg bardziej niż partnera i nie sposób go odwieźć normalnymi metodami od tej niszczącej miłości. Co w takim razie o ile tak jest, jest nałogiem mojej żony i jej prawdziwą miłością ? Po co ja jej jestem potrzebny ... ? :)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13390
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Nirwanna »

Tak trochę ironicznie, nałogiem mogą być zachowania, postawy, emocje... I mi tu najbardziej pasuje racjoholizm, czyli nałogowa potrzeba posiadania racji.
W literaturze tego określenia nie znajdziesz, ale na forum od czasu do czasu się przewija.
Po co jesteś potrzebny? Przecież komuś trzeba tę rację udowadniać ;-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Firekeeper »

yeti pisze: 01 gru 2023, 11:56

Nasza terapia małżeńska zakończyła się na prośbę terapeuty bo stwierdził że nie ma to sensu bo się w kółko kręcimy, zaproponował żonie indywidualną ale odmówiła. Powiedziała, że nie wierzy w psychologów i że wg. niej problem dotyczy rozliczenia moralnego czyli przyznaniem się (moim) do winy i zadośćuczynienie. Z tym że jak ma wyglądać zadośćuczynienie tego nie chce powiedzieć. Ja wiem jak - mam całkowicie zerwać kontakty z rodzicami i generalnie nie robić nic na co ona nie wyraża zgody, ale to niewyrażenie zgody też musi być takie że to ja jako mąż mam wiedzieć co jest dobre a co złe wg. żony inaczej oznacza to że ja jej nie kocham... i bądz tu mądry.
Ten fragment opisuje mnie. I tak sobie pomyślałam, że moim nałogiem to była kontrola. Jak się później okazało ja nie tylko kontrolowałam męża, ale dzieci, nauczycieli w szkole, rodzinę. Wszystko.

Ja uważałam, że wiem lepiej. Jestem mądrzejsza. Ja w tym takim najbardziej zafiksowanym momencie, też bym podważyła opinie psychologów. Ba nawet to robiłam. Albo będzie po mojemu albo wcale.

Dlatego, ostatnia terapia męża powiodła się, bo warunkiem męża było to, ze mam słowem się o jego terapię nie zapytać, ani w ogóle nie wypowiadać się. Poprzednie jego terapie wyglądały tak, że wracał. Ja pytałam co było. On mi mówił, a ja się ze wszystkim nie zgadzałam. Zwłaszcza już tam gdzie coś dotyczyło mnie.

Co do zadośćuczynienia i przyznania się do win. To ja męża złapałam na każdym kłamstwie. Przez to, że go kontrolowałam to on się buntował. Im bardziej się buntował tym ja mocniej przykręcałam śrubę. Irytowało mnie gdy się tłumaczył. Generalnie dla mnie to mąż wszystko robił źle. Bo ja lepiej wiedziałam jak zrobić dobrze. Ja byłam ta lepiej myśląca, oczytana.

Z tym nie kochaniem to jest to związane z DDA. Ja nie umiałam siebie kochać. Więc oczekiwałam, że mąż będzie mnie kochał. A on robił wszystko nie tak. Miało być po mojemu. Nawet jak próbował to w głowie miałam tylko ,, robi to z łaski " ,, nie kocha mnie" ,, czegoś chce" ,, znów mnie wykorzysta" ,, zrobi to raz, ja się ucieszę i więcej się to nie powtórzy"

To jest taki głos w głowie, że jesteś do niczego i wszyscy chcą dla Ciebie źle. Więc ja starałam się być wyżej aby czuć się lepiej. Mąż z racji uległości dawał mi takie poczucie, że jestem nad nim. Kiedy on starał się mieć swoje zdanie. Ja czułam się, że mi odbiera moje pierwsze miejsce. Tylko u nas to już później potoczyło się to bardzo źle.
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Oczywiście chęć kontrolowania mnie i rodziny jest nałogiem mojej żony, ale nic nie poradzę na to i nie wiem do czego doprowadzi to wszystko...

Narazie skupiam się na sobie, codzinna msza święta daje mi siłę i optymizm, przygotowuję się do spowiedzi generalnej ;)

Podobały mi się słowa które Ruta w innym wątku przytoczyła o "uporządkowaniu myślenia" - myśli które wzbudzają emocje i emocje które wpływają na to co myślimy i robimy, także staram się nie fantazjować na temat postępków mojej żony i nie nakręcać się...

Ostatnio byliśmy u znajomego księdza i praktycznie nic nie musiałem mówić on wiedział o co chodzi i tylko kilka pytań zadał i wystarczyło że żona się wypowiedziała...
W pewnym momencie powiedział sobie pod nosem (z biedy to się nie zrobiło) i zareagował słowami na to co ona mówi - "to jest ....* aby tak mówić o mężu i tak postępować..."

Na troche starczyło, ale wszystko wraca do "normy" i nie dziwi mnie to jakoś bardzo..., ale zastanawiam się nad jedną rzeczą - jak reagować - bo np teraz były święta i na wigilię byli goście i potem umówiliśmy się na rewizytę na Boże narodzenie i oczywiście przed wyjściem żona oznajmiła że ona nie pójdzie, poszedłem sam z dziećmi, potem powidziała że nie chce mieć kontaktów z moją rodziną i że nie będzie chodzić, nawet nie chciała pójść na cmentarz zaświecić świeczkę.

No i teraz jak do tego podejść ?
Odpłacenie tym samy nie ma sensu bo tym samy zalegalizuje to co ona robi.
Poinformować rodzinę że ona nie chce ich widzieć ? Też nie ma sensu bo to by mogło spowodaować że rodzina by nie chciała sie z nami spotykac a przeceiż ja chcę a żona nie chce więc tym samy działałbym przeciwko sobie....

Wywinęła taki numer już drugi raz, pierwszy raz odmówiła pójścia na urodziny ojca teraz Boże narodzenie, wiedziałem że coś szykuje bo ja już wiem że coś się święci po zachowaniu, np. nie chciała aby ktoś jej pomógł ubierać choinkę, nie chciała mojej pomocy przy wygilii itd itp... Jak zasugerowałem aby zrobić cos inaczej to odrazu nerwy jej puszczały - że ona nie będzie robiła tak jak moja matka itd itp....

Narobiło się jednym słowem.

Jeżeli kogoś czegoś nie da się kontrolować to należy to wykasować, ja jestem wykasowywany oraz wszystko co ze mną związane - więc moja rodzina, nawet pamięć o przodkach...
Ostatnio zmieniony 27 gru 2023, 13:06 przez Niepozorny, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: *wycięto litery sugerujące wulgaryzm
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

No to u mnie problem postępuje kryzys, wlasnie żona oznajmila ze chce jechac w odwiedziny na feriach do pełnoletniego syna i zabrac niepelnoletnia córkę i ze chce jechac koniecznie bezemnie .....
Wyszlo to jak chcialem zaplanowac urlopy, to ona mowi zebym sobie planowal i ze ona nie chce jechac ze mna nigdzie.

Żona mówi że przez 20 lat postępowała tak jak ja chciałem i przez to była nieszczęśliwa, przez ostatnie 3 lata robi wszystko na przekór i też jest nieszczęśliwa, to chyba nie pozostaje nic innego jak pozwolić jej realizować swoją wizję siebie bezemnie...

Pozdrawiam
niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: niedoceniajacy »

Cześć, wiesz co - ja byłem w podobnej sytuacji rok temu. Zamiast odpuścić, to nie wychodziłem sam nigdzie wtedy gdy żona wolała spędzać czas z dzieckiem, beze mnie.
Z perspektywy czasu żałuję, że nie wykorzystałem tego czasu na coś dla siebie. Popatrz na to inaczej, dostajesz kilka dni i możesz robić co chcesz.
yeti pisze: 15 sty 2024, 15:25 Żona mówi że przez 20 lat postępowała tak jak ja chciałem i przez to była nieszczęśliwa
wierzysz w to? Ona tak może mówić po to, żeby Ci było przykro. Gdyby tak było to nie byłoby tych dzieci :) Nie ma co brać dosadnie słów kobiety.

Wiem, że łatwo się mówi, a trudniej zrobić -ale musisz być dla żony znowu interesujący - czyli zajmij się czymś, chociażby jakimś hobby/majsterkowaniem. Albo najlepiej jakimś sportem. Jak będziesz się zamartwiał, to nic nie zdziałasz.
Próbowałeś kiedyś pozwolić jej samej gdzieś pojechać? Może Ona potrzebuje od Ciebie odpocząć?
Lawendowa
Posty: 7716
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: Lawendowa »

niedoceniajacy pisze: 15 sty 2024, 17:06
yeti pisze: 15 sty 2024, 15:25 Żona mówi że przez 20 lat postępowała tak jak ja chciałem i przez to była nieszczęśliwa
wierzysz w to? Ona tak może mówić po to, żeby Ci było przykro. Gdyby tak było to nie byłoby tych dzieci :) Nie ma co brać dosadnie słów kobiety.
Sporo problemów bierze się właśnie z tego. Takie protekcjonalne traktowanie kobiet, tego co czują i mówią, też prowadzi do kryzysów.
A może warto się przyjrzeć, czy nie ma w tym co mówi żona/mąż trochę jakiejś prawdy o mnie?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
yeti
Posty: 42
Rejestracja: 29 sie 2022, 11:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie jest dobrze, nie jest łatwo

Post autor: yeti »

Jak ktos mówi to ja mu wierzę.
Na sycharze znalazłem słowa JP2, które ktoś przytaczał - wyjście z kryzysu przez furtkę pokory - dopóki mówicie Twoja wina nie ma wyjścia z kryzysu, dopiero jak obydwoje zaczną mówić "moja wina" to wyjście się znajdzie.

Ja mam przy każdej okazji wylewanie pomyj na moją głowę, tysiące absurdalnych oskarżeń i zmuszanie mnie tłumaczenia się z nich i te oskarżenia wylewają się właśnie przy dzieciach tak żeby wszyscy słyszeli...

To jest taka metoda jaką stosują alkoholicy którzy robią awantury tak aby wszyscy słyszeli bo im wszystko jedno a żona zamknie się bo wstyd... Ja też jestem poddawany takiej obróbce jak widać.
I co z tego że "obiecuje" że odejdzie jak nie odchodzi, co z tego jak mówi że już nie będzie rozmawiać i nic ją nie obchodzi a ciągle drąży i się czepia, oj mówie wam co ja tu mam ... ;)

Tak szczerze to mógłbym wziąć trzasnąć drzwiami kupić sobie mieszkanie i mieć spokój, ale to słabe rozwiązanie, przed dziećmi wyjdę na tego co odszedł, żona będzie mogła przed całym światem pokazywać jaka to ona biedna opuszczona....


Teraz jak na złość rodzice zachorowali i obydwoje ciężkie operacje mieli więc musiałem się zająć a ta zołza zakazała mi pomagać rodzicom powołując się na to że dzieci opuszczą rodziców i żona będzie najważniejsza i że ja łamię przysięgę małżeńską...

To jej mówię że jakby sąsiad mnie poprosił aby go do szpitala zawieźć to przecież to nie znaczy że żony nie kocham i nie szanuje, człowiekowi trzeba pomóc jak jest w potrzebie kto by nie był, no ale jak grochem o ścianę.

Nie widze tu rozwiązania dobrego, nie ma słów które do tej kobiety by trafiły i "byle czego" potrafi zrobic piekło w domu.
ODPOWIEDZ