Pavel pisze:
MariuszP pisze:
Pavel pisze:
Poza tym warto przyjrzeć się swoim intencjom i temu czy droga która ma do celu prowadzić na pewno jest zgodna z wyznawanymi wartościami.
Ja wyznaję zasadę, że życie ogólnie jest grą, a małżeństwo przez to jego częścią. Gdy jednak przeistacza się ono w fazę terminalną, czyli w rozwód, to gra staje się prawie zawsze intensywna i nieczysta, głównie z tego powodu, że później już takich gier nie będzie (pomijając sytuację, gdy byli małżonkowie zaczną później manipulować przy pomocy dzieci). Gdy masz partnera w biznesie i chcesz coś zrobić wbrew niemu, to się 2 razy zastanowisz, gdy jednak nie masz i tak już w planach robić później z nim żadnych interesów, to sentymenty łatwiej się kończą. Na pewno warto wyznawać wartości tak, żeby móc spojrzeć sobie w lustro, tyle że były małżonek to nie jest już osoba, z którą nadal się gra do tej samej bramki, to teraz przeciwnik, po którym musisz się spodziewać absolutnie wszystkiego i odpowiednio reagować używając w miarę potrzeb wszystkich środków, jakie są zgodne z prawem.
To twoje zasady, masz do nich prawo.
Natomiast takie myślenie jest mi mocno obce, obce jest również zasadom, wartościom propagowanym przez to forum. Tu, jako że to przestrzeń katolicka, życie jest raczej drogą do świętości niż grą.
Ciekawe.
U mnie czas przedrozwodowy, rozwodowy i porozwodowy nosił znamiona początkowo próby sił dwóch stron - żony i mnie.
Później była konfrontacja tych sił.
Następnie ruina obu tych sił na skutek blitzkriegu.
(Przykład z życia:
Najlepsza z żon pojawia się przed rozprawą o podział majątku ze swym mecenasem i rozpoczynają ze mną negocjacje na ławce.
Pan mecenas jeszcze nie otworzył ust a ja już miałem jego profil na tacy.
Szkoda że nie zrobił tego samego, gdyż rozmowa mogłaby nawet coś przynieść, a tak skończyło się dla niego materiałem do obróbki z cyklu jakich błędów nie popełniać w przyszłości.)
Stan dzisiejszy - nieokreślony. Na wszelki wypadek wpiszę: ruina
Czy użyłbym wtedy porównania tego do gry?
Hmm...
Raczej nie.
Nie w kontekście tego, z czym kojarzy mi się gra jako taka.
Natomiast w kontekście analizy, przewidywania, planowania, wykonywania pewnych posunięć - jak najbardziej już tak!
Być może jest tak, że osoby które nie miały ,,przyjemności,, mocować się z rozwodem w sądzie, są pozbawione możliwości poszerzenia swego doświadczenia o wspomniane imponderabilia, lecz pewnym jest że one pojawiają się z automatu (jako odruch bezwarunkowy), a próba ich wyrugowania/zakwestionowania/podważenia/pominięcia/(tu wpisz swoje określenie .............) - skazana jest na zwycięstwoinaczej
Niestety nie pomoże system wartości osobistych czy forumowych, nie pomoże świadomość bycia na drodze do świętości.
To zakres bycia na polu minowym, kiedy dodatkowo słyszysz warkot bombowców z góry - ot taka jedna z prób w tym przecudnym życiu na ziemi - co teraz zrobisz bidny ludziku?
ps nikomu oczywiście nie polecam ubogacenia kulturowego wynikającego z potyczek sądowych i rozwodowych w ogóle