Będę walczył do końca...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Lajla
Posty: 99
Rejestracja: 11 lis 2023, 18:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lajla »

Lukas,

Śledzę na bieżąco Twój wątek. I nie znam słów pocieszenia dla Ciebie w obecnej sytuacji. Ale to co zapada w pamięć, to fakt jakim jesteś ojcem. Masz córeczki i chcesz być przy nich. I to jest bardzo ważne, one Ciebie potrzebują. Z krwawiącym sercem matki, która ociera łzy małej dziewczynki tęskniącej do ojca…powiem Ci, że jesteś wspaniałym tatą. I to jest Twoja siła. Nie jesteś żadnym nieudacznikiem. Byłbyś nim gdybyś opuścił swoje dziewczyny. Nie zrobiłeś tego. Trwasz choć zdaje sobie sprawę jakie to musi być ciężkie. Spójrz na siebie oczami nas kobiet, które codziennie zadają sobie pytanie „jak mógł opuścić dzieci”.
Rawek
Posty: 79
Rejestracja: 06 sie 2023, 14:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Rawek »

U mnie w zasadzie po staremu chociaż pewne drobne zmiany zaszły. Zbieram się żeby napisać o tym więcej w moim wątku.
Cud_1988
Posty: 54
Rejestracja: 09 lip 2022, 13:54
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Cud_1988 »

Lajla pisze: 06 lut 2024, 0:36 Lukas,

Śledzę na bieżąco Twój wątek. I nie znam słów pocieszenia dla Ciebie w obecnej sytuacji. Ale to co zapada w pamięć, to fakt jakim jesteś ojcem. Masz córeczki i chcesz być przy nich. I to jest bardzo ważne, one Ciebie potrzebują. Z krwawiącym sercem matki, która ociera łzy małej dziewczynki tęskniącej do ojca…powiem Ci, że jesteś wspaniałym tatą. I to jest Twoja siła. Nie jesteś żadnym nieudacznikiem. Byłbyś nim gdybyś opuścił swoje dziewczyny. Nie zrobiłeś tego. Trwasz choć zdaje sobie sprawę jakie to musi być ciężkie. Spójrz na siebie oczami nas kobiet, które codziennie zadają sobie pytanie „jak mógł opuścić dzieci”.
Podpisuję się pod słowami Lajli - również jako mama dzieci, które porzucił tata. To co robisz dla swojej rodziny jest nie do przecenienia. Życzyłabym sobie aby każdy rodzic w kryzysie małżeńskim tak bardzo troszczył się o swoją rodzinę.
Lukas
Posty: 180
Rejestracja: 06 maja 2023, 21:52
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lukas »

Cud_1988 pisze: 06 lut 2024, 11:18 Podpisuję się pod słowami Lajli - również jako mama dzieci, które porzucił tata. To co robisz dla swojej rodziny jest nie do przecenienia. Życzyłabym sobie aby każdy rodzic w kryzysie małżeńskim tak bardzo troszczył się o swoją rodzinę.
Dziewczyny, dziękuję za słowa wsparcia.
Tylko nasuwa się pytanie, gdzie był ten "tata, maż" przed kryzysem? Czy wtedy myślał o rodzinie, żonie, dzieciach i o wszystkich konsekwencjach rozpadu rodziny? Teraz stoję przed faktem dokonanym, mleko się wylało. A mogłem przecież założyć, że tak może się stać, w końcu żona sygnalizowała mi od ładnych paru lat, z 20 razy, po każdej kłótni, że się ze mną rozwiedzie. Mogłem wtedy myśleć, coś zmienić, podejść do tego poważnie i odpowiedzialnie a nie nadal kłócić się z żoną, krytykować ją. Jak ona słowo to ja dziecięć. Gorzej niż nieodpowiedzialne dzieci. Pewnie gdy kilka lat temu zacząłbym nad sobą pracować, zanim cos bym powiedział przykrego żonie to zastanowiłbym się dwa razy, gdybym poszedł na terapię, trafiłbym tu na forum i zobrazowalbym sobie do czego to może doprowadzić. No ale stało się...Tylko Bóg wie po co, ma plan.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Ruta »

U Pana Boga nie ma za późno. Tam gdzie dla nas jest koniec, dla Boga jest początek.

Dobrze piszesz, że Bóg ma plan. Tylko jeszcze trzeba zacząć w tym planie świadomie współdziałać. Mamy wolną wolę, Bóg ją szanuje, bo sam nas nią obdarzył.

I piszę to ja, która ciągle się Panu Bogu pod nogami pałęta i wpada na swoje pomysły. Ale staram się jednak współdziałać i daje to dobre owoce.
agni_sagram
Posty: 41
Rejestracja: 10 sty 2024, 11:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: agni_sagram »

Cud_1988 pisze: 05 lut 2024, 19:17 Twoje słowa przypomniały mi moje słowa w sądzie - że chciałabym aby nasz statek pod nazwą Rodzina odzyskał swojego kapitana. To są słowa, które ja osobiście zaczerpnęłam ze świadectwa Joanny Patyry.
Oglądałam świadectwo tego pana, potem parę dni później świadectwo ich obojga. Generalnie wszystko to, co on opowiadał w tym wywiadzie (do znalezienia na YT) to jest dokładnie to co robi i mówi mój mąż. Liczę na to, że Bóg nam da tę łaskę, że nasz statek nie zatonie całkiem a mój mąż kiedyś będzie opowiadał podobne świadectwo..
Rawek
Posty: 79
Rejestracja: 06 sie 2023, 14:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Rawek »

Lukas pisze: 07 lut 2024, 10:34
Cud_1988 pisze: 06 lut 2024, 11:18 Podpisuję się pod słowami Lajli - również jako mama dzieci, które porzucił tata. To co robisz dla swojej rodziny jest nie do przecenienia. Życzyłabym sobie aby każdy rodzic w kryzysie małżeńskim tak bardzo troszczył się o swoją rodzinę.
Dziewczyny, dziękuję za słowa wsparcia.
Tylko nasuwa się pytanie, gdzie był ten "tata, maż" przed kryzysem? Czy wtedy myślał o rodzinie, żonie, dzieciach i o wszystkich konsekwencjach rozpadu rodziny? Teraz stoję przed faktem dokonanym, mleko się wylało. A mogłem przecież założyć, że tak może się stać, w końcu żona sygnalizowała mi od ładnych paru lat, z 20 razy, po każdej kłótni, że się ze mną rozwiedzie. Mogłem wtedy myśleć, coś zmienić, podejść do tego poważnie i odpowiedzialnie a nie nadal kłócić się z żoną, krytykować ją. Jak ona słowo to ja dziecięć. Gorzej niż nieodpowiedzialne dzieci. Pewnie gdy kilka lat temu zacząłbym nad sobą pracować, zanim cos bym powiedział przykrego żonie to zastanowiłbym się dwa razy, gdybym poszedł na terapię, trafiłbym tu na forum i zobrazowalbym sobie do czego to może doprowadzić. No ale stało się...Tylko Bóg wie po co, ma plan.
Lukas, większość z nas o ile nie wszyscy z tego forum obudziliśmy się z ręką w nocniku. Nie sądzę żeby za kryzys była odpowiedzialna tylko jedna osoba. Myślę też że każdy opuszczony czy zdradzony współmałżonek też nie otrzymywał od drugiej strony tego czego oczekiwał i potrzebował. No a zdrada czy dążenie do rozwodu to jest już winą tylko jednej strony. Ty chcesz ratować swoje małżeństwo i rodzinę. Twoja żona nie.
Ja w swoim małżeństwie wiele rzeczy zawaliłem.
Ale moja żona też nie dawała mi tego czego pragnąłem.
Dzisiaj wiem że wiele razy się postarała ale ja byłem zaślepiony i egoistyczny. Ale ja wiem że też wiele razy się postarałem i poświeciłem dla żony tylko ona była wtedy zaślepiona i egoistyczna. Kryzys wywoływaliśmy oboje. Tylko że ja na poważnie podszedłem do wierności i nierozerwalności małżeństwa, do wiary, przykazań, wychowywania dzieci w pełnej rodzinie itd. Ja podjąłem prace nad sobą. Moja żona nie. Więc Lukas nie ma co się za bardzo obwiniać. Pracuj nad sobą i powierzaj wszystko Bogu.
Zwyklaosoba
Posty: 484
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Zwyklaosoba »

Lukas pisze: 07 lut 2024, 10:34
Cud_1988 pisze: 06 lut 2024, 11:18 Podpisuję się pod słowami Lajli - również jako mama dzieci, które porzucił tata. To co robisz dla swojej rodziny jest nie do przecenienia. Życzyłabym sobie aby każdy rodzic w kryzysie małżeńskim tak bardzo troszczył się o swoją rodzinę.
Dziewczyny, dziękuję za słowa wsparcia.
Tylko nasuwa się pytanie, gdzie był ten "tata, maż" przed kryzysem? Czy wtedy myślał o rodzinie, żonie, dzieciach i o wszystkich konsekwencjach rozpadu rodziny? Teraz stoję przed faktem dokonanym, mleko się wylało. A mogłem przecież założyć, że tak może się stać, w końcu żona sygnalizowała mi od ładnych paru lat, z 20 razy, po każdej kłótni, że się ze mną rozwiedzie. Mogłem wtedy myśleć, coś zmienić, podejść do tego poważnie i odpowiedzialnie a nie nadal kłócić się z żoną, krytykować ją. Jak ona słowo to ja dziecięć. Gorzej niż nieodpowiedzialne dzieci. Pewnie gdy kilka lat temu zacząłbym nad sobą pracować, zanim cos bym powiedział przykrego żonie to zastanowiłbym się dwa razy, gdybym poszedł na terapię, trafiłbym tu na forum i zobrazowalbym sobie do czego to może doprowadzić. No ale stało się...Tylko Bóg wie po co, ma plan.
Nie myślę , że Bóg miał w planie nasze rozwody..
Lajla
Posty: 99
Rejestracja: 11 lis 2023, 18:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lajla »

Lukas pisze: 07 lut 2024, 10:34
Cud_1988 pisze: 06 lut 2024, 11:18 Podpisuję się pod słowami Lajli - również jako mama dzieci, które porzucił tata. To co robisz dla swojej rodziny jest nie do przecenienia. Życzyłabym sobie aby każdy rodzic w kryzysie małżeńskim tak bardzo troszczył się o swoją rodzinę.
Dziewczyny, dziękuję za słowa wsparcia.
Tylko nasuwa się pytanie, gdzie był ten "tata, maż" przed kryzysem? Czy wtedy myślał o rodzinie, żonie, dzieciach i o wszystkich konsekwencjach rozpadu rodziny? Teraz stoję przed faktem dokonanym, mleko się wylało. A mogłem przecież założyć, że tak może się stać, w końcu żona sygnalizowała mi od ładnych paru lat, z 20 razy, po każdej kłótni, że się ze mną rozwiedzie. Mogłem wtedy myśleć, coś zmienić, podejść do tego poważnie i odpowiedzialnie a nie nadal kłócić się z żoną, krytykować ją. Jak ona słowo to ja dziecięć. Gorzej niż nieodpowiedzialne dzieci. Pewnie gdy kilka lat temu zacząłbym nad sobą pracować, zanim cos bym powiedział przykrego żonie to zastanowiłbym się dwa razy, gdybym poszedł na terapię, trafiłbym tu na forum i zobrazowalbym sobie do czego to może doprowadzić. No ale stało się...Tylko Bóg wie po co, ma plan.

Lukas,

Widzę siebie w tym co piszesz..pół roku spędziłam analizując siebie, swoje zachowania, przypisując całą winę sobie. Bo przecież to ja krzyczałam o rozwodzie przy każdej kłótni. Tez wyrzucałam sobie, mogłam więcej rozmawiać, lepiej wykorzystać ten czas, te 12 lat kiedy mąż jeszcze był ze mną, z dziećmi. Kiedy mimo moich przykrych słów codziennie wracał z pracy do domu. Mogłam iść na terapie, poskromić emocje, gniew, żal. Mogłam wiele..
Ale dziś dochodzę do wniosków, że niczego by to raczej nie zmieniło, poszedłby i tak skoro dziś tak łatwo mu to przyszło. Ze 2 lata temu mówił chcąc mnie zranić „ja z wariatka dzieci nie zostawię” a dziś już zostawił z ta „wariatka”? Już mu nie przeszkadza? Dziećmi interesuje się średnio, właściwie wcale. Totalne minimum rzekłabym.
Mówił tez „mamy dzieci, dom” dziś nie mamy? To wszystko widać tak mialo byc, choc ja nie pogodziłam się z tym i nie pogodzę. Odszedł do 26 letniej kochanki, wyszło na dniach. Choć dalej się wypiera.
I podejrzewam, ze moja super przemiana nie zmieniłby niczego może tylko tyle, ze to ja wreszcie dojrzałabym do decyzji o odejściu, a nie czekała aż porzuci mnie on.


I druga sprawa gdzie w tym wszystkim był mąż? A u Ciebie zona? Czemu oni nie zrobili nic żeby nie doszło do rozpadu rodziny? DlacZefo oni nie pracowali nad sobą? Tylko poszli drogą na skróty? Bo jak się nie układa to najlepiej się rozstać. Zostawiajac tyle cierpienia za sobą..dlaczego oni nie starali się?
Lajla
Posty: 99
Rejestracja: 11 lis 2023, 18:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lajla »

Rawek pisze: 07 lut 2024, 12:39
Lukas pisze: 07 lut 2024, 10:34
Cud_1988 pisze: 06 lut 2024, 11:18 Podpisuję się pod słowami Lajli - również jako mama dzieci, które porzucił tata. To co robisz dla swojej rodziny jest nie do przecenienia. Życzyłabym sobie aby każdy rodzic w kryzysie małżeńskim tak bardzo troszczył się o swoją rodzinę.
Dziewczyny, dziękuję za słowa wsparcia.
Tylko nasuwa się pytanie, gdzie był ten "tata, maż" przed kryzysem? Czy wtedy myślał o rodzinie, żonie, dzieciach i o wszystkich konsekwencjach rozpadu rodziny? Teraz stoję przed faktem dokonanym, mleko się wylało. A mogłem przecież założyć, że tak może się stać, w końcu żona sygnalizowała mi od ładnych paru lat, z 20 razy, po każdej kłótni, że się ze mną rozwiedzie. Mogłem wtedy myśleć, coś zmienić, podejść do tego poważnie i odpowiedzialnie a nie nadal kłócić się z żoną, krytykować ją. Jak ona słowo to ja dziecięć. Gorzej niż nieodpowiedzialne dzieci. Pewnie gdy kilka lat temu zacząłbym nad sobą pracować, zanim cos bym powiedział przykrego żonie to zastanowiłbym się dwa razy, gdybym poszedł na terapię, trafiłbym tu na forum i zobrazowalbym sobie do czego to może doprowadzić. No ale stało się...Tylko Bóg wie po co, ma plan.
Lukas, większość z nas o ile nie wszyscy z tego forum obudziliśmy się z ręką w nocniku. Nie sądzę żeby za kryzys była odpowiedzialna tylko jedna osoba. Myślę też że każdy opuszczony czy zdradzony współmałżonek też nie otrzymywał od drugiej strony tego czego oczekiwał i potrzebował. No a zdrada czy dążenie do rozwodu to jest już winą tylko jednej strony. Ty chcesz ratować swoje małżeństwo i rodzinę. Twoja żona nie.
Ja w swoim małżeństwie wiele rzeczy zawaliłem.
Ale moja żona też nie dawała mi tego czego pragnąłem.
Dzisiaj wiem że wiele razy się postarała ale ja byłem zaślepiony i egoistyczny. Ale ja wiem że też wiele razy się postarałem i poświeciłem dla żony tylko ona była wtedy zaślepiona i egoistyczna. Kryzys wywoływaliśmy oboje. Tylko że ja na poważnie podszedłem do wierności i nierozerwalności małżeństwa, do wiary, przykazań, wychowywania dzieci w pełnej rodzinie itd. Ja podjąłem prace nad sobą. Moja żona nie. Więc Lukas nie ma co się za bardzo obwiniać. Pracuj nad sobą i powierzaj wszystko Bogu.
Rawek i tu jest sedno sprawy. Ja także dopiero kiedy mąż odszedł dostrzegłam swoje zachowania, niby na bieżąco widziałam, ale tak naprawdę nie chciałam wiedzieć. Bo przecież oszukał, zawiódł, okłamał, zawalił to miałam prawo wybuchać złością i wulgaryzmami. Mogłam inaczej..dziś to wiem. Krzyczałam o rozwodzie, rozstaniu itp ale tak naprawdę gdybym chciała to już dawno bym to zrobiła..
No i to co napisałeś właśnie..ja, Ty, Lukas kierujemy się w wartościami w życiu. Ja nie chciałam rozwodu chciałam żeby on był dobrym mężem i ojcem. Byśmy byli razem, tworzyli rodzinę, bo rodzina jest dla mnie w życiu najważniejsza. Podeszłam do przysięgi przed poważnie, nie Bogu przysięgalam, a jemu. Chciałam żeby dzieci wychowywały się w normalnej, pełnej rodzinie. I nic nie stało na przeszkodzie..po za tym, ze mąż chyba nie do końca wiedział co to znaczy tym mężem i ojcem być..Uważał najwidoczniej, ze to ze zapewnia nam byt wystarczy. A ze czasu nie miał, ze nie chciał go z nami spędzać, bo zawsze coś było ważniejsze, że kłamał na każdym kroku, ze szacunku nie miał do mnie (bo tylko wyzywanie dla niego było najgorsze, a on nie wyzywał), że szukał wrażeń, że uzależniony od narkotyków to nieważne. A, że coś tam przysięgał 10 lat temu? To już było. Można zawsze się wycofać i iść szukać szczęścia gdzie indziej, bo przecież zona krzyczy, dzieci marudzą.

A ja wciąż żyje tą przysięgą i wizja zniszczonej rodziny, mojego zdrowia psychicznego i fizycznego, cierpieniem dzieci. A on? Ma to gdzieś. Używa życia, jest wolny i szczęśliwy. I nadal winna jestem ja.

I głowa muru nie przebijemy. Choć ja nigdy nie pogodzę się i nie powiem „Ok nie układało się nam, idź i bądź szczęśliwy gdzie indziej”.
Bławatek
Posty: 1685
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Bławatek »

Ja często mówiłam mężowi, że przeszkadza mi jego nieobecność, traktowanie jak służącą, brak zaangażowania. I co? Żadnej refleksji by coś zmienić, a przecież mógł wiele. To on się zawsze czuł pokrzywdzony. I nawet gdybym chciała robic wszystko co on by chciał to i tak by nie był zadowolony do końca. Z resztą, wiele jego zachcianek było nierealnych. Po jego odejściu koleżanka mi przypomniała jak kiedyś z nami rozmawiał i jak pięknie mówił czym jest miłość - spojrzeniem na dobro drugiego człowieka. Szkoda tylko, że tak szybko o tym zapomniał i skoncentrował się na sobie i swoim dobru.

Gdybyśmy wiedzieli co się może wydarzyć to byśmy może za bardzo we wszystko ingerowali, a i nie do końca by się wszystko układało bo drugi człowiek może mieć inne pomysły, no i ma wolną wolę. Życie to nie sztuka z gotowym scenariuszem w którym odgrywa się role i zna następne kroki drugiej osoby.

A czasami mamy do czynienia z trudną osobą, z osobą zawziętą, więc tym trudniej dojść do porozumienia czy kompromisu. Więc może nie warto ciągle się biczować.
MariuszP
Posty: 12
Rejestracja: 02 sty 2024, 20:43
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: MariuszP »

Witaj Lukasie,

Twoja walka nie dobiegła końca. Będzie trwać tak długo, jak będzie trwać nadzieja. Cokolwiek się nie wydarzy, to na pewno nie możesz sobie przed lustrem powiedzieć, że jesteś frajerem, czy nieudacznikiem.

Bardzo dobrze zostało tu przytoczone porównanie do tonącego statku. Gdy taka sytuacja ma miejsce, pierwsze tonący statek opuszczają szczury, przynajmniej tak się mówi. Gdybyś od razu się poddawał i jak tchórz próbował uciekać z domu, bo jest niewygodnie, to tak - być może mógłbyś się nazwać wtedy frajerem. To porównanie do kapitana jest mi bardzo bliskie - z racji wykonywanego przeze mnie zawodu. Potrafię sobie poradzić z przeróżnymi niespodziewanymi sytuacjami, z ludźmi z różnych kultur, pogodą, awariami, nieżyciowymi przepisami w obcych miejscach, a z własną żoną, którą zawsze myślałem, że znam jak własną kieszeń - w ogóle. Tak czy inaczej - ja też będę walczył do końca. Pomimo, że jestem traktowany jak powietrze. Pomimo, że jak żona robi obiad, to ja sobie sam muszę nałożyć z garnka, jeśli coś dla mnie. Pomimo tego, że gdy dzieciom żona coś mówi o mnie, to nie mówi "tato", tylko "ojciec". Pomimo tego, że śpię w pokoju gościnnym już ponad rok. Pomimo tego, że zdążyła ze wspólnego konta na swoje wyprowadzić już około 150tyś. Pomimo wszystkich kłamstw na mój temat opowiadanych dzieciom, znajomym, rodzinie (choć większość jej rodziny się przez to od niej i tak odwróciła).

To boli, cholernie boli... Najbardziej to, że zawsze człowiek chciał jak najlepiej, a teraz im bardziej próbuję być dobry, tym bardziej wystawiam się na ciosy mojej Ukochanej, która zaczyna coraz bardziej tracić kontakt z rzeczywistością...

I teraz też ja tym razem jestem w górach, tylko z synem. Córka została z żoną. Serce mi się rozrywa na strzępy przy każdej okazji. Gdy widzę rodziny z dziećmi na stoku, gdy widzę je na basenie... Nie tak sobie to życie wyobrażałem, i Ty na pewno też nie... Cierpimy za coś, podobnie jak cierpiał Jezus... Myślę, że mimo wszystko ta droga przez mękę nie pójdzie jednak na marne i sprawiedliwość zatriumfuje. Trzymaj się bracie.
Lukas
Posty: 180
Rejestracja: 06 maja 2023, 21:52
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Lukas »

Cześć wszystkim
Mam pytanie do "alimenciarzy" 😉, no i wszystkich zorientowanych w temacie.
Sąd zasądził mi alimenty na dzieci. Pierwsze już opłaciłem. Mieszkamy z żoną nadal w mieszkaniu, mieszkanie jest moje bo kupiłem je przed ślubem. No i teraz skoro żona pobiera alimenty to powinna opłacać czynsz, media w wysokości 3/4 a ja 1/4.
Dziś żona powiedziala, że nie będzie za nic płacić póki ja mieszkam z nimi. Czyli ja płacę alimenty, opłacam czynsz, prad,gaz wodę a żona żyję długo i szczęśliwie. Nawet nie spodziewałem się zo do takich żeczy dojdzie w moim życiu...
Astro
Posty: 1210
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: Astro »

Lukas pisze: 12 lut 2024, 19:02 Cześć wszystkim
Mam pytanie do "alimenciarzy" 😉, no i wszystkich zorientowanych w temacie.
Sąd zasądził mi alimenty na dzieci. Pierwsze już opłaciłem. Mieszkamy z żoną nadal w mieszkaniu, mieszkanie jest moje bo kupiłem je przed ślubem. No i teraz skoro żona pobiera alimenty to powinna opłacać czynsz, media w wysokości 3/4 a ja 1/4.
Dziś żona powiedziala, że nie będzie za nic płacić póki ja mieszkam z nimi. Czyli ja płacę alimenty, opłacam czynsz, prad,gaz wodę a żona żyję długo i szczęśliwie. Nawet nie spodziewałem się zo do takich żeczy dojdzie w moim życiu...
Część Lukas
Żona powinna się dokładać do czynszu i innych opłat. Kwestia tego , że nie chce i raczej jej nie zmusisz. Nie wiem tylko skąd wzięły się twoje obliczenia i jakie przeliczniki.
A ,że mieszkasz w swoim mieszkaniu to bardzo dobrze . I niech ci nie przychodzi do głowy broń Boże wyprowadzka czy jakieś inne karkołomne pomysły.
A to tak dla ciebie

https://youtu.be/QMI0-gFRzPI?feature=shared
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
MariuszP
Posty: 12
Rejestracja: 02 sty 2024, 20:43
Płeć: Mężczyzna

Re: Będę walczył do końca...

Post autor: MariuszP »

A czy to nie jest tak, że alimenty dostaje małżonek, który zostaje z dziećmi? Lukas mieszka wciąż razem z żoną i dziećmi, pewnie on w głównej mierze dalej utrzymuje rodzinę, więc w sumie z jakiej racji musi jeszcze alimenty płacić?

Astro: fajna muzyka, uwielbiam kawałki Lukasa Termeny i podobne jak te.
ODPOWIEDZ