Czy to możliwe?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Witam wszystkich. Przeglądam forum już od pewnego czasu szukając odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Dzięki Wam dużo sobie w głowie poukładałam, ale wciąż nie znalazłam odpowiedzi na najważniejsze dla mnie pytanie, ale to na końcu.

Na forum trafiłam przez tzw. przypadek. Nigdy nie rozumiałam filozofii Sychar, nie rozumiałam, jak można czekać na niewiernego męża/żonę. Nie chce mnie, to nie, "A Dieu!". I nadal tak myślę. Czytając Wasze posty, poznając historie, słuchając konferencji zrozumiałam, że zbyt płytko znałam Sychar. Czyli to nie przypadek, to Bóg mnie tu przywiódł :D
Mało mam czasu na zebranie myśli i opowiedzenie o sobie. W skrócie: cztery lata temu (po dwudziestu latach sakramentalnego małżeństwa) zaczęło się dziać coś dziwnego. Mój mąż, moja skała i opoka, mój przyjaciel, moje wszystko, awansował w pracy. I tam, na szczycie tak jakby w jego serce wpadł odłamek lustra złej Królowej Śniegu. To było bardzo delikatne, ale konsekwentne, w dodatku nałożył się na to kryzys wieku średniego. Klasyka: zaczął pocieszać swoją koleżankę z pracy (rozwodziła się). Nawiązali bardzo ważną dla niego relację. W dodatku nie zdawał sobie sprawy z tego jak to niebezpieczne dla nas. Opowiadał mi, jaka ona fascynująca, jakie ma niesamowite oczy, jak głęboko w nie zagląda i tego typu wynurzenia...
W tej relacji to kowalska otrzeźwiała, zaczęła go unikać. Wtedy twierdził, że to nic takiego nie było, że nic się nie stało i jest już zakończone, ale nadal za nią biegał. Pytał, dlaczego go unika.
Posadę stracił, już z nią nie pracuje. Twierdzi, że był jak w amoku. Wierzę, ze to była zdrada "tylko" emocjonalna.
Jestem po terapii. Przylgnęłam mocno, jeszcze mocniej do Boga. Jestem już w stanie wyobrazić sobie życie bez męża. Czasem łapię się nawet na tym, że wolałabym żyć sama, bo koszty emocjonalne tamtych wydarzeń dalej mnie dotykają. Nie potrafię funkcjonować jak dawniej, jak radosna, szczęśliwa żona. Jestem jak pusty dzban w tym związku.

Czy da się odbudować relację, dobrą relację opartą na zaufaniu, poczuciu bezpieczeństwa bez powracających wspomnień o traumie?
Al la
Posty: 2761
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Al la »

Witaj Mimi.
Nigdy nie rozumiałam filozofii Sychar, nie rozumiałam, jak można czekać na niewiernego męża/żonę. Nie chce mnie, to nie, "A Dieu!". I nadal tak myślę.
Właśnie chodzi o to, że nikt nie może mnie chcieć albo nie chcieć. Jedynym, który mnie chciał, żebym była szczęśliwa i miała życie w obfitości jest Pan Bóg, bo to On mnie stworzył z miłości.
Ja nie jestem niczyją własnością, żona nie jest własnością męża, a mąż własnością żony- to dwie oddzielne osoby, które wspólnie, w miłości i odpowiedzialnie decydują się tworzyć rodzinę, opartą na wartościach, wyznawanych przez obydwoje.
Ważne jest właściwe nazywanie pojęć.
Czy da się odbudować relację, dobrą relację opartą na zaufaniu, poczuciu bezpieczeństwa bez powracających wspomnień o traumie?
Historie powrotów sycharowskich pokazują, że się da, jednak nie ma czegoś takiego, jak zapomnienie, odcięcie przeszłości. Pamięć zostanie, nie można odciąć przeszłości.

Byłaś na terapii, to zapewne przerabiałaś temat przebaczenia, współuzależnienia, skoncentrowania się na własnych potrzebach, zadbania o siebie?

Zapraszam do zapoznania się z naszą stroną pomocową http://sychar.org/pomoc/, znajdziesz tam konferencje z naszych rekolekcji wspólnotowych i listę polecanych lektur viewtopic.php?f=10&t=383

Pozdrawiam i mam nadzieję, że w Twoim wątku odezwą się nasi forumowicze.

I zwróć uwagę na niepodawanie charakterystycznych szczegółów, internet nie jest anonimowy.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to możliwe?

Post autor: niedoceniajacy »

cześć Mimi!

Twoja historia ma dużo wspólnego z moją.
Mimi pisze: 20 wrz 2023, 13:20 Mój mąż, moja skała i opoka, mój przyjaciel, moje wszystko, awansował w pracy
Mimi pisze: 20 wrz 2023, 13:20 Opowiadał mi, jaka ona fascynująca, jakie ma niesamowite oczy, jak głęboko w nie zagląda i tego typu wynurzenia...
u mnie podobnie, nieco inaczej, ale bardzo ładnie ubrałaś to wszystko w słowa.

Podobnie jak Ty tutaj na forum, tak jak i ja codziennie zadaję sobie dokładnie to pytanie:
Mimi pisze: 20 wrz 2023, 13:20 Czy da się odbudować relację, dobrą relację opartą na zaufaniu, poczuciu bezpieczeństwa bez powracających wspomnień o traumie?
Powiem Ci coś, co widzę u siebie - otóż udało mi się zbudować z żoną jakby lepszą relację niż mieliśmy przez ostatnie kilka lat - ale mimo to czuję, że ja jej do końca jeszcze długo nie zaufam, o ile to w ogóle możliwe.
Z jednej strony powinien się cieszyć tym, że jest krótkoterminowo lepiej, to jednak jak tylko mi się coś przypomni, to chciałbym gdzieś uciec i być sam. Twoje porównanie się do "dzbana" dobrze obrazuje to jak się czuję.
Chyba trzeba podejść do tego wszystkiego bez jakiś większych oczekiwań i cieszyć się chwilą - a to czy wróci takie oparcie i bezgraniczne zaufanie pokaże czas.

Mam wrażenie, że moja żona oraz Twój mąż - nie zdają sobie sprawy jaką dużą psychiczną krzywdę nam zrobili i myślą że "nic się nie stało". Może trzeba zrobić tak jak pisze Al la - czyli zadbać o siebie...
wiem, że to nie proste, mi się trochę udało, a trochę nie.

podpisuję się też pod tym:
Al la pisze: 20 wrz 2023, 18:54 jednak nie ma czegoś takiego, jak zapomnienie, odcięcie przeszłości.
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Dziękuję za zrozumienie, to dla mnie bardzo ważne.
Z jednej strony powinien się cieszyć tym, że jest krótkoterminowo lepiej,
Chyba trzeba podejść do tego wszystkiego bez jakiś większych oczekiwań i cieszyć się chwilą - a to czy wróci takie oparcie i bezgraniczne zaufanie pokaże czas.
To takie małżeństwo II na próbę? :roll:

Pytam Boga czego ode mnie oczekuje, dlaczego to wszystko się wydarzyło. Nie wiem.


Mam wrażenie, że moja żona oraz Twój mąż - nie zdają sobie sprawy jaką dużą psychiczną krzywdę nam zrobili i myślą że "nic się nie stało".
Dokładnie tak. On cały czas podkreśla, że teraz jest mu ze mną lepiej. JEMU jest lepiej, wrócił do bezpienej bazy z placu zabaw z dobrymi wspomnieniami, podbudował swoje ego i jest GIT! A ja jestem wypatroszona.
Może trzeba zrobić tak jak pisze Al la - czyli zadbać o siebie...
I właśnie to jest teraz coś co mi nie daje spokoju. Dobrze mi ze sobą. Mam jak zapełnić czas, mam dużo pasji, znajomych, nieźle zarabiam. Zawsze to ja byłam bardziej aktywna. On był domatorem : :? Czułam że się fajnie uzupełniamy.
Nigdy nie wiązałam się z kimś tylko po to, żeby mieć poczucie że nie jestem sama. Dlugo czekałam na tego jedynego. Zakładałam, że jeśli nie spotkam kogoś takiego to będę sama. Dla mnie ważna jest jakość relacji. No i proszę!
Wiem, że on się stara, ale o terapii nie chce słyszeć. I przez to ws ysko między nami jest jakieś takie ...Sztuczne? Tak czuję.
No i z jednej strony, mąż sakramentalny. Z drugiej strony lepiej by mi było chyba samej, skoro on tak zawiódł.
Ostatnio zmieniony 21 wrz 2023, 12:15 przez Niepozorny, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
nałóg
Posty: 3374
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to możliwe?

Post autor: nałóg »

Mimi pisze: 21 wrz 2023, 7:34 Chyba trzeba podejść do tego wszystkiego bez jakiś większych oczekiwań i cieszyć się chwilą -

OCZEKIWANIA
to prosta droga do ROZCZAROWANIA
To doświadczenie ogromnego odsetka populacji.
Mimi pisze: 21 wrz 2023, 7:34 em, że on się stara, ale o terapii nie chce słyszeć. I przez to ws ysko między nami jest jakieś takie ...Sztuczne? Tak czuję.
a uważasz że jak pójdziecie na terapię, albo jak on tylko pójdzie to ta "sztuczność" zniknie?
U kogo zniknie?
U męża? czy u Ciebie?
Mimi..... jest taka filozofia: szczęście jest w Tobie a nie w tym czy mąż jest ........ czy go nie ma... i tylko Ty możesz to szczęście odczuwać .
Mimi pisze: 21 wrz 2023, 7:34 Pytam Boga czego ode mnie oczekuje, dlaczego to wszystko się wydarzyło. Nie wiem.
a gdybyś troszkę inaczej postawiła to pytanie i zamieniła "dlaczego"(kto jest winny) na
Mimi pisze: ( co możecie z tym zrobić?=1695274491 user_id=38396]
Chyba trzeba podejść do tego wszystkiego bez jakiś większych oczekiwań i cieszyć się chwilą - a to czy wróci takie oparcie i bezgraniczne zaufanie pokaże czas.



Mimi...... a czy Ty masz do siebie takie bezgraniczne zaufanie? bo wiesz....znamy siebie na tyle na ile zostaliśmy sprawdzeni.

Mimi, wszystko co napisałem wyżej nie ma na celu dołowania Ciebie a tylko pokazania tez i innego podejścia.
To "zajmij się sobą" ma ogromny sens -pod warunkiem że to będzie miało na celu Twój rozwój duchowy i osobisty
PD
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Nałóg, właśnie ta sztuczność jest we mnie. I to mnie męczy najbardziej!
Tak, jak pisałam, szczera, radosna, cudownie naiwna relacja ulotniła się po zawodzie miłosnym (że tak to nazwę). Nie potrafię szczerze cieszyć się tym małżeństwem, bo parę lat temu się rozsypało, zostałam odstawiona na boczny tor, do poczekalni. Mimo pozorów funkcjonowania w małżeństwie (wielu znajomych stawia nas jako wzór;) męczę się tym, ze nie jest tak jak było, a uważam że tworzyliśmy świetny duet.
Czy mam do siebie zaufanie? Teraz nie, kiedyś tak. Zawsze potrafiłam dostrzec, nazwać i uniknąć pokusę. Mojemu M zabrakło tego, leciał jak ćma do żarówki, bezrefleksyjnie. Myślał tylko o sobie, ja była tłem.
Teraz nadal mam trzeźwą ocenę sytuacji, ale przestałam być tak surowa dla siebie, nie jestem zamknięta na flirt. Wiem, ze to nie okej, ale jestem z Wami szczera.
Podkreślane tutaj wielokrotnie zajmowanie się sobą wychodzi mi perfekcyjnie. No i po co mi mąż który zawiódł?
Julit
Posty: 143
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Julit »

Witaj Mimi.

Długo tęskniłam za dawną relacją w małżeństwie. Za moim ukochanym mężem.
Z czasem dochodziły do mnie refleksje, czy na pewno było tak cudownie? I czy ten mój mąż rzeczywiście był tym, za kogo go uważałam.
Widziałam w nim wiele dobra i potrafiłam wytłumaczyć wiele. Nawet raniących mnie, zachowań, których zagłuszanie opanowałam do perfekcji.
Myślę, że bywa że w obliczy kryzysu, tąpnięcia (u mnie to było odejście męża z domu) idealizujemy przeszłość. Ja idealizowałam. Z tęsknoty za tym co bezpowrotnie utracone. Na terapii usłyszałam, że mam życzeniowe podejście do wielu kwestii i że warto zacząć racjonalizować. Bo skoro było tak dobrze, dlaczego jest tak źle?
Analiza szła mi opornie. Ale skoro poznałaś forum to wiesz, że zdrada emocjonalna, czy fizyczna to wierzchołek góry lodowej. Współudział w kryzysie leży po obu stronach. Warto się temu przyjrzeć. Bo taka wiedza może uchronić przed 'powtórką z rozrywki'.
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Julit, dziękuję że dzielisz się swoją historią.
Ja jestem daleka od idealizowania. Zdawałam sobie sprawę z naszych mocnych i słabych stron, naprawdę się uzupełnialiśmy.
Kiedy pytałam go czego we mnie mu zabrakło mówił że niczego, że jestem cudowna. I tu leży sedno. Skoro tak, to po co mu była ta Kowalska?
Myślę że chciał się poczuć tajemniczy. On twierdzi, że ja się świetnie znam na ludziach, potrafię ich czytać, że znam go na wylot. Oczywiście, mam intuicję co do ludzi, ale nie jestem Bogiem, żeby być nieomylną.
No i tu jest pies pogrzebany: jestem jaką jestem. On przed tym zaczął uciekać. Teraz wrócił mentalnie. A może tylko mi się tak wydaje...?
niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to możliwe?

Post autor: niedoceniajacy »

Hej,
znowu napisałaś dzisaj kilka zdań, które dokładnie trafiają w to co ja czuję.
Co prawda nie powiedziałbym nigdy "po co mi żona, która zawiodła" - raczej bym użył słów w stylu: "po co mi się dalej angażować, skoro zawiodła".
Mimi pisze: 21 wrz 2023, 16:49 Teraz wrócił mentalnie. A może tylko mi się tak wydaje...?
to jest sedno sprawy. Ja mam podobnie - nie wiem czy ona wraca mentalnie, czy tylko udaje. Nie wiem czy z kowalskim nie gra w jakąś grę i np. chcą uśpić moją czujność.
Jeszcze jakiś czas temu nasze relacje były tak silne, że mógłbym wprost zapytać. Teraz wolę unikać tego tematu, a nawet gdybym rozmawiał, to chyba nie uwierzyłbym w żadną odpowiedź.

Czy Ciebie Mimi w ogóle mąż w jakiś sposób wprost przeprosił?
Mnie żona nie...
Julit pisze: 21 wrz 2023, 12:43 Współudział w kryzysie leży po obu stronach. Warto się temu przyjrzeć
No to jest oczywiste. Ale zobacz - jak mi było źle kilka lat temu, że żona za dużo pracowała i nie chciała/nie miała przez pracę siły gdzieś wyjechać, korzystać z życia - albo nawet ze mną pogadać to mi nawet do głowy nie przyszło, żeby poszukać kowalskiej. Zamiast tego wspierałem żonę, odciążąłem od obowiązków domowych, akceptowałem jej humorki - a ponieważ była tak przepracowana, to pisałem jej kartki z wierszykami i informacją, żeby coś zmieniła, żeby się nami zajęła.
I uważam, że jeśli moja żona gdy coś jej nie pasowało, poszła wyżalać się do obcego i się w nim zauroczyła, to jest to wielkie świnstwo i nie powinno mieć miejsca w związku sakramentalnym. To są zjawiska nad którymi da się zapanować tylko trzeba chcieć.
Rozumiem, że jest wina po obu stronach, ale nie jest to żaden argument ani usprawiedliwienie do zdrady, nawet "tylko" emocjonalnej...
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Hej, Niedoceniający!

Zacznę od końca.
To nieprawda, że za zdradę odpowiadają obie strony. Nie tylko dlatego, że za każdym czynem leży decyzja, ale dlatego ze to bardzo krzywdzące dla wielu, którzy tutaj liżą rany po ciosie, jakim jest zdrada.
No bo, jaka moja w tym wina, ze mój M jest DDA i ma zaniżone poczucie własnej wartości (chociaż gra pewnego siebie samca alfa)? Jaka moja w tym wina, że się do mnie przyzwyczaił, uznał za oczywiste, że go kocham, ale to mu przestało wystarczać i zechciał sprawdzić, jakie robi wrażenie na innych kobietach? Jaka moja w tym wina, że jedna z nich poszła głębiej w tę znajomość? No jaka?

Dbałam o niego tak, jak Ty opisujesz swoje adorowanie żony (urocze!). Przed terapią moim celem życia było uszczęśliwianie M. To miała być moja strategia na to, żeby nie miał potrzeby rozglądania się za innymi. Akurat! Był czas, że nawet będąc ze mną głowa wykręcała mu się za każdą laską, którą minęliśmy, która siedziała nieopodal naszego kawiarnianego stolika, a kelnerki z zażenowaniem spuszczały wzrok, kiedy się w nie wgapiał biorąc rachunek.
Po tym wszystkim z przerażeniem zauważyłam, ze nie mam do końca wpływu na własne życie. Zajęłam się sobą. Najpierw najprostszym, znanym mi z czasów nastoletnich sposobem- anoreksja, ale już w łagodnej formie. On jest tak uważny na mnie, że nie zorientował się, ze coś jest nie tak, tylko zachwycał się moją szczupłością 8-)
Potem zaopiekowałam się sobą, tak naprawdę. Zaczęłam robić to, na co zawsze miałam ochotę, ale z tego rezygnowałam, żeby spędzić czas z M- często po prostu w domu. Z resztą, on zawsze był hamulcowym, nie lubił wychodzić, wyjeżdżać. Ja się do niego dostosowałam mimo, że od czasu do czasu zachęcałam do wyjść. Zachęcałam bez presji, bo nigdy nie chciałam żyć z niewolnikiem, bardzo szanuję wolność wyboru (a sama zostałam niewolnicą M;). I nagle- on oświadcza, że z kowalską tak mu się dobrze rozmawia, a w pracy nie mają już na to czasu i chce z nią się umówić na piwo. Zdębiałam! Powiedział, że uważam to za niestosowane i nie chcę, żeby poszedł, ale decyzję zostawiam mu. Kowalska, jak już wcześniej pisałam się opamiętała i mu odmówiła. No i stąd wszystkie moje dylematy. On był bezwolnym uczestnikiem tych wydarzeń. Gdyby kowalska szła na całość, co by sie stało? Wiem, że to tylko gdybanie, ale tu chodzi o stan mojego M. Po co mi być z kimś, kto jest ze mną z przyzwyczajenia i być może nadal tęskni za niespełnioną "miłością"?

Tak, przeprosił, ale po długim czasie, jaki mu dałam, żeby zrozumiał, że to BYŁA ZDRADA. Chyba jednak nie do końca to przyjął. Albo przyjął, ale cały czas racjonalizuje, żeby nie spotkać się z problemem, z którym trzeba się jakoś zmierzyć.
Przeprasza może dla świętego spokoju? Po to żebym nie odeszła, bo co inni powiedzą? On zawsze był czuły na opinię innych.

Rzeczywiście, Niedoceniający, nasze historie są podobne...
Koszmar
Posty: 97
Rejestracja: 28 maja 2019, 20:26
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Koszmar »

Mimi kiedyś Magdalena Anna otworzyła wątek " Nie chce jego powrotu".
Obydwie czułyśmy to samo.
Ja po 4 miesiącach podchodów męża, jego " nawrócenia" , przepraszania, obietnic zgodziłam się.
Okazało się , że po to by po 2 latach znów wrócić do punktu wyjścia.
Podobno przebaczenie przynosi ulgę z traumy, jednak by tak było to nie wystarczy chwilowa skrucha męża.
Nie wiem jak jest w Twoim przypadku .
Ja mojemu próbowałam zaufać.
Już nie sprawdzałam z kim jedzie na rower, narty, z kim chodzi w góry.
Bolało , że nie czuł potrzeby by spędzać ten czas ze mną, ale przez te 4 lata zdążyłam się już skutecznie odwiesić.
Zajęłam się sobą i teraz , gdy znów wybrał życie z kowalska jest mi o wiele łatwiej pogodzić się z samotnością.
Jednak ból po kolejnym odrzuceniu, po tylu raniących słowach pozostał i nie jest tak łatwo o tym zapomnieć.
Ciesze się , że już nie muszę żyć w kłamstwie, że już mnie nie oszukuje.
Nie czekam już na niego, ale też nie wykluczam , że kiedyś gdy Bóg poprowadzi go w końcu drogą prawdy , to siądę z nim do rozmów.
Nie mogłam już dłużej znosić tego zakłamania , jego spotkań w kościele z kowalska , jego wyjazdów na spotkania Sycharu , z których nic nie wynosił.
Stał się dla mnie obcym, fałszywym człowiekiem.
To jednak nie powoduje , że zboczę z drogi , którą obrałam.
Wierzę , że uda Ci się pozbyć sztuczności , która czujesz.
A Boga pytam nie dlaczego tak się stało , tylko czego mam się jeszcze dzięki temu doświadczeniu nauczyć.
Bo on ma w tym jakiś plan i ja się mu podporządkowuje.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1588
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Niepozorny »

Witaj Mimi,

ja trochę poskaczę po różnych twoich postach :)
Mimi pisze: 22 wrz 2023, 12:42 To nieprawda, że za zdradę odpowiadają obie strony. Nie tylko dlatego, że za każdym czynem leży decyzja, ale dlatego ze to bardzo krzywdzące dla wielu, którzy tutaj liżą rany po ciosie, jakim jest zdrada.
No bo, jaka moja w tym wina, ze mój M jest DDA i ma zaniżone poczucie własnej wartości (chociaż gra pewnego siebie samca alfa)? Jaka moja w tym wina, że się do mnie przyzwyczaił, uznał za oczywiste, że go kocham, ale to mu przestało wystarczać i zechciał sprawdzić, jakie robi wrażenie na innych kobietach? Jaka moja w tym wina, że jedna z nich poszła głębiej w tę znajomość? No jaka?
Za zdradę odpowiada zdradzający... ale nikt nie napisał, że odpowiadają obie strony (chyba, że ja czegoś nie doczytałem). Zastanawia mnie, dlaczego tak odczytałaś wcześniejsze posty.
Bazując na wątkach naszego forum, mogę stwierdzić, że DDA wybiera na małżonka osoba, która sama jest DDx. Nie mam pewności, że tak jest za każdym razem, ale też nie ma rodzin idealnych, więc przyjmuję, że w każdej rodzinie są jakieś dysfunkcje. Ja przychodząc na forum uważałem, że temat DDx mnie nie dotyczy. Z czasem jednak zagłębiłem temat i zauważyłem u siebie różne cechy, które świadczą o tym, że byłem w błędzie.

Dbałam o niego tak, jak Ty opisujesz swoje adorowanie żony (urocze!). Przed terapią moim celem życia było uszczęśliwianie M. To miała być moja strategia na to, żeby nie miał potrzeby rozglądania się za innymi.
Usłyszałem kiedyś od pewnej osoby, że "za bardzo kochała". Mam wrażenie, że u Ciebie było podobnie. Tamta osoba była DDA.
Moim zdaniem takie robienie wszystkiego, żeby druga strona była szczęśliwa, sprawia, że ta druga strona przestaje się starać. Mężczyźni to zdobywcy, lubią rywalizację, więc jak coś przychodzi im łatwo, to szukają nowych wyzwań.

On jest tak uważny na mnie, że nie zorientował się, ze coś jest nie tak, tylko zachwycał się moją szczupłością 8-)
Trochę mi to przypomina zdanie, że mężczyzna powinien się domyślić (że coś jest nie tak). Zauważył, że się zmieniłaś, a to już coś. Powiedział komplement, chociaż mógł uważać, że wcześniej wyglądałaś lepiej, ale nie chciał być niemiły.

Mimi pisze: 20 wrz 2023, 13:20 Klasyka: zaczął pocieszać swoją koleżankę z pracy (rozwodziła się). Nawiązali bardzo ważną dla niego relację. W dodatku nie zdawał sobie sprawy z tego jak to niebezpieczne dla nas. Opowiadał mi, jaka ona fascynująca, jakie ma niesamowite oczy, jak głęboko w nie zagląda i tego typu wynurzenia...
Mimi pisze: 21 wrz 2023, 16:49 Zdawałam sobie sprawę z naszych mocnych i słabych stron, naprawdę się uzupełnialiśmy.
Kiedy pytałam go czego we mnie mu zabrakło mówił że niczego, że jestem cudowna. I tu leży sedno. Skoro tak, to po co mu była ta Kowalska?
On był bezwolnym uczestnikiem tych wydarzeń. Gdyby kowalska szła na całość, co by sie stało? Wiem, że to tylko gdybanie, ale tu chodzi o stan mojego M. Po co mi być z kimś, kto jest ze mną z przyzwyczajenia i być może nadal tęskni za niespełnioną "miłością"?
Po twoich opisach przypuszczam, że twój mąż potrzebował docenienia. Być może jakieś inne jego "zbiorniki miłości" były wypełniane przez kontakt z kowalską i to doprowadziło do zauroczenia tą osobą. Skoro ci o niej opowiadał, to rzeczywiście nie zdawał sobie sprawy, z tego co się dzieje, ale jednocześnie świadczy o tym, że ci ufa. Być może tęskni za kontaktem z kowalską, ale każde zauroczenie z czasem przechodzi.

Tak, przeprosił, ale po długim czasie, jaki mu dałam, żeby zrozumiał, że to BYŁA ZDRADA. Chyba jednak nie do końca to przyjął. Albo przyjął, ale cały czas racjonalizuje, żeby nie spotkać się z problemem, z którym trzeba się jakoś zmierzyć.
Przeprasza może dla świętego spokoju? Po to żebym nie odeszła, bo co inni powiedzą? On zawsze był czuły na opinię innych.
A może przeprosił, bo dałaś mu do zrozumienia, że Cię zranił? Może on jeszcze tego nie rozumie, ale wziął pod uwagę, jak Ty się czujesz.

Mimi pisze: 20 wrz 2023, 13:20 Jestem po terapii. Przylgnęłam mocno, jeszcze mocniej do Boga. Jestem już w stanie wyobrazić sobie życie bez męża. Czasem łapię się nawet na tym, że wolałabym żyć sama, bo koszty emocjonalne tamtych wydarzeń dalej mnie dotykają. Nie potrafię funkcjonować jak dawniej, jak radosna, szczęśliwa żona. Jestem jak pusty dzban w tym związku.
Czy terapia miała na celu poprawę twojego funkcjonowania związanego z kryzysem małżeńskim? Czy znasz "5 języków miłości"?
Z braku rodzi się lepsze!
niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to możliwe?

Post autor: niedoceniajacy »

Mimi pisze: 22 wrz 2023, 12:42 Rzeczywiście, Niedoceniający, nasze historie są podobne...
no, cieszę się, że w końcu ktoś pisze o podobnym przypadku i ma w sercu ten sam (mam nadzieję, że przejściowy) smutek. Bo już myślałem, że ze mną jest coś nietak i panikuje, a przecież to "tylko" płaszczyzna emocjonalna.

Z tymi wyjazdami, to też mamy to samo zachowanie - bo moja żona gdy dużo pracowała, to często odmawiała i ja zostawałem w domu, brałem sam nadgodziny (gdy jeszcze nie było dziecka) i tak razem pracowaliśmy, żeby jej było raźniej... Zresztą nadal w naszym związku większość wyjść/wyjazdów wynika z sugestii żony (ja cały czas - chociaż już rzadziej - mam odmowy). U nas tak to działa, że jak ona rzuci pomysł, to ja załatwiam wolne w pracy, rezerwuje noclegi, czasami zrobię jakiś plan i jedziemy. Ostatnio żona ma inną sytuację zawodową i nie pracuje nic w domu, więc wyjazdów mamy naprawdę bardzo dużo. I właśnie dzięki tym częstym wyjazdom miałem wrażenie że ona zapomniała o nim i nasze relacje się poprawiły.
Jednak nic bardziej mylnego, jak byliśmy w domu przez tydzień, to zaczęła mu wysyłać zdjęcia z naszych wyjazdów - nie widzi w tym nic złego. Czuje się z tym fatalnie - a przecież nie będę jej grzebał w telefonie, kontrolował. Nie mam na to wpływu, ale to uczucie w środku jest po prostu fatalne.
Czasami sobie myślę, że zdradzeni "na całość" mają o tyle łatwiej, że mają mniejsze podstawy do nadziei, że będzie dobrze. Może ból większy, ale bardziej jasna sytuacja.

A my?
Mamy żyć z tykającymi bombami, w ciągłej niejasności, w poczuciu nie bycia najważniejszą osobą dla żony/męża?
Zrobiłaś kiedykolwiek coś co mogłoby być odebrane przez męża jako zdradzenie go, jakiś flirt? Podejrzewam, że nie - ja w każdym razie wobec mojej żony nie miałem nawet nigdy takich myśli. Mało tego, zawsze miała poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa, nie była zostawiona na lodzie w żadnej sytuacji dlatego właśnie tak trudno jest mi zrozumieć ten emocjonalny wyskok - to poniżenie, brak zrozumienia.
Jasne, że można się "odwiesić", zająć się bardziej sobą. Mi też z tym idzie coraz lepiej - ale z drugiej strony po co? Dla mnie małżeństwo to m.in. bezgranicze oddanie się drugiej sobie, pełne zaufanie. Życie dla siebie spoko, jest fajne - ale czy Bóg dał mi żonę po to, żebym zaczął żyć z nią i jednocześnie obok niej?
Myślę, że celem powinno być skierowanie żony na 'dobrą drogę' i odzyskanie zaufania do niej. Ale obecnie mimo lepszych tygodni, jak widzę znowu jej kontakt, to zastanawiam się właśnie "czy to możliwe" - czyli tytuł Twojego wątku...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Ruta »

Po co mi mąż, który zawiódł? Zastanowiłam się nad tym pytaniem. Bo mój mąż żyje z kowalską i w jakimś sensie zawiódł na całej linii. Nie tylko jako mąż, ale także jako ojciec.

Tylko czy to, że zawiódł w jakiś sposób go definiuje? Określa jego charakter? Myślę, że dokonał całej serii błędnych wyborów, ale nie nosi imienia "mąż, który zawiódł" :)

Myślę, że błędne wybory nikogo nie definiują. Nie są rodzajem prawdy o kimś. Pokazują tylko obszary naszych pogubień, bezsilności, samozakłamania, folgowania sobie. Może nieodciętych pępowin. Może ulegania "nowoczesnym" narracjom, może wygodzie. Romanse bywają wygodne. Łatają dziury. Pozwalają tkwić w fikcji o sobie. Każdy ma swoje słabe obszary.

I każdy zawodzi i upada na wiele sposobów.
Przestałam oceniać męża i jego wybory, i w zasadzie kogokolwiek innego, gdy zmierzyłam się sama ze sobą i swoimi wyborami.

Nasza ludzka sprawiedliwość domaga się wyszukania winy, potem odpowiedniej kary. Staram się choć trochę zrozumieć Bożą sprawiedliwość. Sprawiedliwość, która nie karze, tylko usprawiedliwia. Czuła sprawiedliwość. Sprawiedliwość, która sama cierpi, gdy ktoś postępuje niesprawiedliwie. Sprawiedliwość, która mówi, że chce raczej miłosierdzia, niż ofiary.

Więc może warto to pytanie postawić inaczej: po co mi mąż? Dla mojej wygody? Wspólnych wakacji? Żebym się czuła kochana? Żebym nie czuła się samotna? Żeby miał mnie kto przytulić i wysłuchać? Myślę, że każda taka odpowiedź jest w porządku. Ale jest też pod tym pytaniem znacznie więcej.

Po co mi mąż? Gdy staram się poszukać odpowiedzi Boga, te wszystkie wakacje, poranne kawy, czułość, wzajemne wsparcie, wycieczki i wszystko dobre co tylko sobie mogę wyobrazić zostaje. Ale jest też cel główny - nauka Miłości. Mąż jest po to, bym uczyła się kochać. Tą miłością z hymnu, tą która nie pamięta złego, która współweseli się z prawdą, która nigdy nie ustaje.

Nauka miłości - nie naiwności i nie manipulacji. Czy jest miłością uszczęśliwanie męża, żeby nie oglądał się za innymi? Kiedyś tak myślałam. I tak robiłam. Nie pomogło.

Kiedyś zdawało mi się, że miłość z hymnu to taka miłość, która pozwoli po sobie przejechać walcem. Miłość kopanego psa.

Dopiero w kryzysie odkryłam, że żeby kochać taką miłością jak z hymnu, sama potrzebuję czuć się bardzo kochana. Żeby nie szukać bezwstydu, nie zazdrościć, nie unosić się gniewem potrzebuję najpierw szacunku do samej siebie. Potrzebuję wiedzieć, że jestem niezwykle kochana przez Boga.

Próbując kochać bez fundamentu - Bożej miłości i płynącej z niej miłości do siebie - albo zniszczę siebie, albo drugą osobę. Przykazanie miłości jest niezwykle mądre.

Dobra wiadomość jest taka, że jesteśmy kochani. Każdy i każda z nas. Wczoraj u nas w parafii zaczęły się rekolekcje. Na początek ksiądz poprosił nas o zamknięcie oczu i powiedział nam tak: Nie bój się. Znam cię. Kocham cię.

Bóg mnie zna. I kocha mnie taką, jaką jestem. Może się od takiej Miłości zakręcić w głowie :)
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Kochani, dziękuję za zaangażowanie. Dzisiaj chcę krótko, ale chyba się to nie uda, bo do każdego chcę się odnieść, choćby w kilku słowach.
Wątek założyłam dlatego, ze właśnie pytanie zwarte w tytule nie daje mi spokoju.
My wychodzimy z tej trudnej sytuacji. I nie o tym chciałam pisać.
Jestem jak Czarnobyl, który do tej pory odczuwa skutki katastrofy.

Ruta:
Nie oceniam. Takie moje zboczenie zawodowe. Mam nawet tę skłonność, ze zawsze wszystkich tłumaczę. Jako dziecko nawet mówiłam, że żal mi hitlerowców, bo widziałam w nich bezwolnych niewolników tyrana. Męża też długo tłumaczyłam w swojej głowie, ale terapia mi uświadomiła, że muszę zadbać o siebie, swój komfort psychiczny. Zaczynałam już mieć SSP przez zamiatanie swoich uczuć, swojego bólu pod dywan.
Filozofia niechby bił, pił, ale był jest mi zupełnie obca. Dlatego tak ważne jest dla mnie uporanie się z demonami przeszłości. Ale czy to możliwe?

Niedoceniający:
"no, cieszę się, że w końcu ktoś pisze o podobnym przypadku i ma w sercu ten sam (mam nadzieję, że przejściowy) smutek. Bo już myślałem, że ze mną jest coś nietak i panikuje, a przecież to "tylko" płaszczyzna emocjonalna."

Mam to samo. Jesteś dla mnie jak powiew świeżego powietrza na tym forum.
I nie, nie zdradzałam M nawet w myślach. Byłam do tego stopnia restrykcyjna, że kiedy przez moją głowę przeleciała myśl, że jakiś facet wygląda atrakcyjnie, miałam wyrzuty sumienia.

Niepozorny:
Tak, jestem DDprzemocowej chłodnej matki i nieobecnego, krytykującego ojca. Kto z nas nie jest jakimś-tam-DD? Myślę, że niewielu szczęśliwców. Ja to mam przepracowane. To jest warunek, by tworzyć związek z drugą osobą. Po tym, co się wydarzyło widzę, ze jeśli mój M nie pokonał demonów przeszłości.

"Mężczyźni to zdobywcy, lubią rywalizację, więc jak coś przychodzi im łatwo, to szukają nowych wyzwań."
Powiedział mi to samo. Zapytałam, to co, mam cię teraz zacząć zdradzać? Udawać, że mi ta tobie nie zależy? Że nie kocham?
:?: :?: :?: :?: :?:

Tak, potrzebował docenienia. Moje mu nie wystarczało.
No, ufa mi. Nie ma podstaw, żeby nie :D

"Czy terapia miała na celu poprawę twojego funkcjonowania związanego z kryzysem małżeńskim? Czy znasz "5 języków miłości"?"
Tak. Tak.


Koszmar:
Podziwiam osoby, które jak Ty są w stanie przyjąć z powrotem niewiernego. Naprawdę. Ja miałabym z tym problem. Kiedy jest źle, chowam się do skorupy. W sumie zdjęłam ją dopiero przy M. Przez zdradę znowu do niej wlazłam, bo boję się właśnie takiego rollercoastera.

++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

Wczoraj poszłam na wieczorną mszę. Lubię przyjść przynajmniej kwadrans przed i chłonąć atmosferę kościoła.
Mówię Bogu: " To teraz ja sobie tu usiądę, nie będę nic mówić. Słucham. Daj mi jakieś wskazówki".

Pokazał mi św. Piotra, który 3 razy zaparł sie Jezusa. Zdrada niewyobrażalna! Jezus nie dość, że wybaczył, to jeszcze Piotra wywyższył. Ja pewnie w pierwszym odruchu wyrzuciła go z grona apostołów. :oops:
Na to słyszę w sercu, że Piotr wykazał prawdziwą skruchę. Zapłakał, ukorzył się, ZROZUMIAŁ swój błąd.
I to jest chyba to, czego mi i Niedoceniającemu brakuje.
Nie można nazywać chwilowym potknięciem, chwilowym zapomnieniem czegoś, co ciągnęło się parę lat. Nie można oczekiwać ode mnie radości z faktu, że to zdarzyło się "tylko raz".
To jest uciekanie od wzięcia na barki ciężaru odpowiedzialności za to co się stało.
Tak to czuję.





sw Piotr
ODPOWIEDZ