Czy to możliwe?
Moderator: Moderatorzy
Re: Czy to możliwe?
Być może to co przeszłam spowodowało , że za każdym razem ten ból zawodu był coraz mniejszy.
Podobno każdy kolejny kopniak mniej boli.
Być może temu , że już mu nie ufałam, że się uodporniłam , bo jak to stwierdził nasz syn : ile razy można krzywdzić tą samą osobę ?
Nie wiem , ale doszłam do etapu , że czułam bardziej złość niż ból.
Może odwieszenie spowodowało , że mój mąż już nie był żadnym wyznacznikiem mojej wartości , a moje istnienie miało większy sens bez niego, jego kłamstw , niż przy nim?
Ja wiem ile pracy poświęciłam na przerobienie naszego kryzysu.Etapami docierałam do powodów zdrady , eliminowałam swoje " zasługi" , które do niej doprowadziły.
Nigdy nie powiedziałam , że tylko on był winny.
Zwalczylam swoją zaborczość, dałam mu przestrzeń której pragnął, spokornialam, przestałam oceniać, podważać.
Zrozumiałam i nauczyłam się wiele dzięki naszemu kryzysowi.
Można powiedzieć , że mój mąż zostawił lepszą wersję mnie niż miał mnie przez całe 28 lat.
I za to jestem wdzięczna Bogu, bo każdy kryzys jest po coś.
Przyjęłam , że nie mam nic wspólnego z jego wyborem, bo skoro nie widzi i nie docenia zmian tzn że nie zależy mu na tym co traci, że widzi tylko to co zyskuje , czyli kowalską.
I jakoś łatwiej mi przyjąć fakt , że teraz już nie mnie zawodzi, rozczarowuje, okłamuje.
I dzięki temu ból o którym piszesz zmalał niemal do zera.
Znam zalety męża , ale wady również.
Pogodziłam się że stratą, każda " żałoba" po jego odejściu była krótsza.
Pytasz czy to jest możliwe?
Jeśli pogodzisz się z myślą , że nie ma znaczenia czy on Cię zawiedzie, jeśli stwierdzisz , że to jego wybór kim chce być w życiu , jeśli jego decyzje nie będą wyrywać Twojego serca z rozpaczy , jak napisałaś , to poczujesz ulgę i nie będziesz się bać , że zawiedzie Twoje zaufanie.
To do niego należy decyzja czy zechce jeszcze kiedyś Cię skrzywdzić.Nie masz na niego wpływu.
Masz za to wpływ na siebie i życzę Ci , byś kiedyś poczuła ten spokój , który uwolni Cię od przeszłości.
Podobno każdy kolejny kopniak mniej boli.
Być może temu , że już mu nie ufałam, że się uodporniłam , bo jak to stwierdził nasz syn : ile razy można krzywdzić tą samą osobę ?
Nie wiem , ale doszłam do etapu , że czułam bardziej złość niż ból.
Może odwieszenie spowodowało , że mój mąż już nie był żadnym wyznacznikiem mojej wartości , a moje istnienie miało większy sens bez niego, jego kłamstw , niż przy nim?
Ja wiem ile pracy poświęciłam na przerobienie naszego kryzysu.Etapami docierałam do powodów zdrady , eliminowałam swoje " zasługi" , które do niej doprowadziły.
Nigdy nie powiedziałam , że tylko on był winny.
Zwalczylam swoją zaborczość, dałam mu przestrzeń której pragnął, spokornialam, przestałam oceniać, podważać.
Zrozumiałam i nauczyłam się wiele dzięki naszemu kryzysowi.
Można powiedzieć , że mój mąż zostawił lepszą wersję mnie niż miał mnie przez całe 28 lat.
I za to jestem wdzięczna Bogu, bo każdy kryzys jest po coś.
Przyjęłam , że nie mam nic wspólnego z jego wyborem, bo skoro nie widzi i nie docenia zmian tzn że nie zależy mu na tym co traci, że widzi tylko to co zyskuje , czyli kowalską.
I jakoś łatwiej mi przyjąć fakt , że teraz już nie mnie zawodzi, rozczarowuje, okłamuje.
I dzięki temu ból o którym piszesz zmalał niemal do zera.
Znam zalety męża , ale wady również.
Pogodziłam się że stratą, każda " żałoba" po jego odejściu była krótsza.
Pytasz czy to jest możliwe?
Jeśli pogodzisz się z myślą , że nie ma znaczenia czy on Cię zawiedzie, jeśli stwierdzisz , że to jego wybór kim chce być w życiu , jeśli jego decyzje nie będą wyrywać Twojego serca z rozpaczy , jak napisałaś , to poczujesz ulgę i nie będziesz się bać , że zawiedzie Twoje zaufanie.
To do niego należy decyzja czy zechce jeszcze kiedyś Cię skrzywdzić.Nie masz na niego wpływu.
Masz za to wpływ na siebie i życzę Ci , byś kiedyś poczuła ten spokój , który uwolni Cię od przeszłości.
Re: Czy to możliwe?
Gorąco polecam do odsłuchania rekolekcje z ks. Łukaszem Kałaską:niedoceniajacy pisze: ↑25 wrz 2023, 22:28u mnie to samo uczucie. Niby chcesz zapomnieć i znowu zaufać, a z drugiej strony zdrowy rozsądek przypomina, że ryzyko jest duże.
z tym też się zgadzam - tak jak pół roku temu miałem strach, że zostanę sam, tak teraz tego się już nie boję. Bardziej obawiam się właśnie tego uczucia gdy w sumie ostatnia i jedyna osoba na ziemi, która nie powinna nigdy w taki sposób zawieść - zawodzi.
A skoro zrobiła to raz, to czemu nie miałaby za jakiś czas zrobić ponownie? I tu wracamy do tej bomby...
https://youtu.be/vR-z8pIk_yU?feature=shared
Dużo tam o zaufaniu. Wiele rzeczy dla mnie odkrywczych w tym temacie usłyszałam.
I "Jak on mógł??? Ano mógł."
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Re: Czy to możliwe?
Dziękuję Lawendowa za link, ale nie wiem, jak mam go do siebie odnieść. Nie czułam, jakby był do mnie skierowany.
W dodatku, nigdy, nawet sobie nie zadawałam takiego pytania.
Nie wyobrażam sobie, żeby było mi wszystko jedno, czy M mnie zawiedzie czy nie. Nie tak sobie wyobrażam miłość małżeńską.
Jakkolwiek to teraz zabrzmi my tworzymy dobre małżeństwo. Dzieci nie mają pojęcia, że coś sie dzieje złego, bo my się nie kłócimy. Owszem,miewamy odmienne zdanie, ale potrafimy bez kłótni dojść do porozumienia. Panujemy wtedy nad emocjami z szacunku d siebie. Codziennie wieczorem siadamy żeby porozmawiać o minionym dniu, albo żeby zobaczyć jakiś film. Bardzo o to dbamy. Dbamy też o siebie, oboje to czujemy.
Gdyby zdradę poprzedziły choćby symptomy, że jest źle między nami, wiedziałabym, nad czym pracować.
Dowiedziałam się jedynie, że ona miała być lepszą wersją mnie. Lepszą, bo ona go nie zna i mógł się poczuć znowu tajemniczy i ona jest umysłem ścisłym, ja jestem humanistką. Tyle. Ani jednego ani drugiego nie mogę zmienić. On mówi, że niczego nie muszę zmieniać, że był jak opętany. No i tak się kręcę z tym pytaniem, czy to możliwe, żebym szczerze cieszyła się tym małżeństwem. Z poczuciem własnej wartości, ale i potrzebą tworzenia wspólnoty z kimś, kto mnie bardzo zranił i ta rana cięgle boli.
Zadałam je na forum, bo może komuś się udało. Na razie nie znalazłam...
Ten cytat łącznie z uśmiechniętą buźką zabrzmiał dość sarkastycznie. Pewnie nie taka była Twoja intencja, ale przykro mi się zrobiło.
W dodatku, nigdy, nawet sobie nie zadawałam takiego pytania.
Koszmar-ku, nasze historie są zupełnie inne. Ale dziękuję Ci za Twoje świadectwo.Koszmar pisze: ↑25 wrz 2023, 22:39 Jeśli pogodzisz się z myślą , że nie ma znaczenia czy on Cię zawiedzie, jeśli stwierdzisz , że to jego wybór kim chce być w życiu , jeśli jego decyzje nie będą wyrywać Twojego serca z rozpaczy , jak napisałaś , to poczujesz ulgę i nie będziesz się bać , że zawiedzie Twoje zaufanie.
Nie wyobrażam sobie, żeby było mi wszystko jedno, czy M mnie zawiedzie czy nie. Nie tak sobie wyobrażam miłość małżeńską.
Jakkolwiek to teraz zabrzmi my tworzymy dobre małżeństwo. Dzieci nie mają pojęcia, że coś sie dzieje złego, bo my się nie kłócimy. Owszem,miewamy odmienne zdanie, ale potrafimy bez kłótni dojść do porozumienia. Panujemy wtedy nad emocjami z szacunku d siebie. Codziennie wieczorem siadamy żeby porozmawiać o minionym dniu, albo żeby zobaczyć jakiś film. Bardzo o to dbamy. Dbamy też o siebie, oboje to czujemy.
Gdyby zdradę poprzedziły choćby symptomy, że jest źle między nami, wiedziałabym, nad czym pracować.
Dowiedziałam się jedynie, że ona miała być lepszą wersją mnie. Lepszą, bo ona go nie zna i mógł się poczuć znowu tajemniczy i ona jest umysłem ścisłym, ja jestem humanistką. Tyle. Ani jednego ani drugiego nie mogę zmienić. On mówi, że niczego nie muszę zmieniać, że był jak opętany. No i tak się kręcę z tym pytaniem, czy to możliwe, żebym szczerze cieszyła się tym małżeństwem. Z poczuciem własnej wartości, ale i potrzebą tworzenia wspólnoty z kimś, kto mnie bardzo zranił i ta rana cięgle boli.
Zadałam je na forum, bo może komuś się udało. Na razie nie znalazłam...
- Niepozorny
- Posty: 1588
- Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
- Jestem: w separacji
- Płeć: Mężczyzna
Re: Czy to możliwe?
Świadectwa osób, które mimo kryzysów odbudowały swoje małżeństwa:Mimi pisze: ↑26 wrz 2023, 12:39 No i tak się kręcę z tym pytaniem, czy to możliwe, żebym szczerze cieszyła się tym małżeństwem. Z poczuciem własnej wartości, ale i potrzebą tworzenia wspólnoty z kimś, kto mnie bardzo zranił i ta rana cięgle boli.
Zadałam je na forum, bo może komuś się udało. Na razie nie znalazłam...
https://www.youtube.com/watch?v=OT0maLd ... RjVSaJJM5O
Lawendowa odpisywała niedoceniającemu, choć zakładam, że rekolekcje poleca każdemu użytkownikowi forum. Cytat przez nią przytoczony pochodzi z tych rekolekcji. Dziwię się, że w głębi duszy nie zadawałaś sobie takiego pytania. Ja nie mogłem zrozumieć, jak moja żona mogła mi to zrobić (zdradzić mnie). A mogła, bo jest tylko człowiekiem, więc ulega różnym pokusą, jak każdy człowiek.Mimi pisze: ↑26 wrz 2023, 12:39 Dziękuję Lawendowa za link, ale nie wiem, jak mam go do siebie odnieść. Nie czułam, jakby był do mnie skierowany.
Ten cytat łącznie z uśmiechniętą buźką zabrzmiał dość sarkastycznie. Pewnie nie taka była Twoja intencja, ale przykro mi się zrobiło.
W dodatku, nigdy, nawet sobie nie zadawałam takiego pytania.
Mimi odsłuchałaś całych rekolekcji, czy tylko ich części z linku?
Z braku rodzi się lepsze!
Re: Czy to możliwe?
Może Mimi będziesz właśnie tą pierwszą , której się uda .
I oby tak się stało.
Może właśnie w Waszym przypadku czas pozwoli jeśli nie na zapomnienie , to przynajmniej złagodzenie tych ran i zmniejszenie bólu.
Nawet nie wiesz jak miło mi się zrobiło , gdy przeczytałam , że nie wyobrażasz sobie ,by było Ci wszystko jedno czy mąż Cię zawiedzie.
Bo właśnie tak powinno być !
Nasze różne historie pokazują mi ile już mamy za sobą.
Ja czerpię nadzieję właśnie z takich przykładów jak Twój. Że może być dobrze mimo przeciwności, a równocześnie widzę jak innym jest ciężko , mimo że są w lepszej sytuacji.
To ogromnie dużo uczy.
Właśnie stąd tyle we mnie siły, by mimo poddania się nie stracić wiary.Bo dziś jest tak , a jutro może być całkiem inne, lepsze.
Wiele osób dziwi się , że można odpuścić jak ja , a mimo to nadal wierzyć , że kiedyś wszystko się jeszcze poukłada.
W jednym Twój mąż ma rację i potwierdzi to większość z nas.Te wszystkie zauroczenia, zakochania, to jest rodzaj opętania .Inny świat, adrenalina, ta tajemniczość , która kręci. Słabi ludzie dają się zwieść złemu.
Czasem z odzyskaniem siły wraca też mądrość i opamiętanie.Oby tak właśnie było u Was.
A co do Twoich pytań.
Czasem pozostają one bez odpowiedzi.
Często życie cie przynosi odpowiedź, której czasem nie zauważamy, albo przestaje ona mieć dla nas znaczenie.
I oby tak się stało.
Może właśnie w Waszym przypadku czas pozwoli jeśli nie na zapomnienie , to przynajmniej złagodzenie tych ran i zmniejszenie bólu.
Nawet nie wiesz jak miło mi się zrobiło , gdy przeczytałam , że nie wyobrażasz sobie ,by było Ci wszystko jedno czy mąż Cię zawiedzie.
Bo właśnie tak powinno być !
Nasze różne historie pokazują mi ile już mamy za sobą.
Ja czerpię nadzieję właśnie z takich przykładów jak Twój. Że może być dobrze mimo przeciwności, a równocześnie widzę jak innym jest ciężko , mimo że są w lepszej sytuacji.
To ogromnie dużo uczy.
Właśnie stąd tyle we mnie siły, by mimo poddania się nie stracić wiary.Bo dziś jest tak , a jutro może być całkiem inne, lepsze.
Wiele osób dziwi się , że można odpuścić jak ja , a mimo to nadal wierzyć , że kiedyś wszystko się jeszcze poukłada.
W jednym Twój mąż ma rację i potwierdzi to większość z nas.Te wszystkie zauroczenia, zakochania, to jest rodzaj opętania .Inny świat, adrenalina, ta tajemniczość , która kręci. Słabi ludzie dają się zwieść złemu.
Czasem z odzyskaniem siły wraca też mądrość i opamiętanie.Oby tak właśnie było u Was.
A co do Twoich pytań.
Czasem pozostają one bez odpowiedzi.
Często życie cie przynosi odpowiedź, której czasem nie zauważamy, albo przestaje ona mieć dla nas znaczenie.
-
- Posty: 98
- Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
- Płeć: Mężczyzna
Re: Czy to możliwe?
Mnie troszkę martwi to, ze autorka z tego co pisze, to ma w życiu z M dość dobrze, a mimo to w głowie coś jeszcze siedzi, co nie pozwala cieszyć się codziennością...
Ja czuję, że u mnie jest podobnie.
Może to właśnie wynika z tego:
Mi najbardziej pomaga nastawienie takie, w którym nie mam już oczekiwań, że Ona cokolwiek dla mnie zrobi.
Ja czuję, że u mnie jest podobnie.
Może to właśnie wynika z tego:
bo faktycznie, gdyby się dostało jakiś sygnał, to możnaby w porę wyprowadzić żonę/męża z tamtej relacji, aby do opętania nie doszło.
Mi najbardziej pomaga nastawienie takie, w którym nie mam już oczekiwań, że Ona cokolwiek dla mnie zrobi.
-
- Posty: 807
- Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
- Płeć: Kobieta
Re: Czy to możliwe?
A dlaczego nie możesz się cieszyć małżeństwem teraz?Mimi pisze: ↑26 wrz 2023, 12:39 No i tak się kręcę z tym pytaniem, czy to możliwe, żebym szczerze cieszyła się tym małżeństwem. Z poczuciem własnej wartości, ale i potrzebą tworzenia wspólnoty z kimś, kto mnie bardzo zranił i ta rana cięgle boli.
Zadałam je na forum, bo może komuś się udało. Na razie nie znalazłam...
Ja z moim mężem, kiedy mnie zawodził i wychodził z tego amoku też nie mogłam się cieszyć. Raz, że ciągle rozpamiętywałam to co się stało. Dzieliłam to na części pierwsze. Ciągle męża pytałam. Dlaczego to się stało? Czy mnie kochasz? Jeśli odpowiedział, że kocha to myślałam, że to nie jest możliwe. Osobie którą się kocha nie robi się takich rzeczy?! Myślałam o przyszłości, że znów za jakiś czas będę czuła się idiotką, która dała się nabrać. Znów wróci ten sam koszmar. Nie byłam wstanie cieszyć się tym co jest teraz. Męczyłam siebie i męża. Miałam jakieś oczekiwania, że mój mąż cudownie sprawi, że mu zaufam i będzie super.
Zdałam sobie sprawę, że oczekuję niemożliwego. Czy ja ufam sobie? No nie. To dlaczego oczekuję 100% zaufania od męża?
Zamiast skupić swoje działania na odbudowaniu z mężem bliskości to tkwiłam w takiej beznadziei. Takim strachu, że może nie ma sensu w to się angażować, aby z czasem nie żałować.
Mam wpływ na to co dziś przeszłości nie zmienię, a przyszłości nie znam.
Re: Czy to możliwe?
Kochani, dziękuję za każde słowo w moim wątku.
Nigdy nie zadawałam pytań dlaczego ja, dlaczego mi, dlaczego mnie. No bo niby czemu komuś innemu a nie ja/mi/mnie?
Zadawałam- i nadal to robię- sobie pytanie dlaczego to się wydarzyło, jak mogę w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji?
A za link bardzo Ci dziękuję, zajrzę
Koszmar-ku, dziękuję za miłe słowa. Nawet nie przypuszczałam, że
Chodziło mi o to, że gdybym zobaczyła, dowiedziała się, ze mogłam przez zmianę zachowania, postawy, nie doprowadzić do tego, żeby M miał potrzebę skoku w bok...
Bo ja jestem dziwnaNiepozorny pisze: ↑26 wrz 2023, 14:14 Dziwię się, że w głębi duszy nie zadawałaś sobie takiego pytania.
Nigdy nie zadawałam pytań dlaczego ja, dlaczego mi, dlaczego mnie. No bo niby czemu komuś innemu a nie ja/mi/mnie?
Zadawałam- i nadal to robię- sobie pytanie dlaczego to się wydarzyło, jak mogę w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji?
Całych.Niepozorny pisze: ↑26 wrz 2023, 14:14 Mimi odsłuchałaś całych rekolekcji, czy tylko ich części z linku?
...który pisze, ze czuje jak ja, czyli...
A za link bardzo Ci dziękuję, zajrzę
Koszmar-ku, dziękuję za miłe słowa. Nawet nie przypuszczałam, że
Mam ochotę mocno Cię przytulić. Czytałam Twoją historię. Czuję w tym opisie dużo spokoju, który pochodzi od Ducha św. Jestem przekonana, że jesteś pozytywnym świadectwem dla wielu, którzy się miotają.
Wiesz, ja nawet nie o tym, bo jak niby wyprowadzić? Nie wiem, czy to jest po ludzku możliwe.niedoceniajacy pisze: ↑26 wrz 2023, 15:54 bo faktycznie, gdyby się dostało jakiś sygnał, to możnaby w porę wyprowadzić żonę/męża z tamtej relacji
Chodziło mi o to, że gdybym zobaczyła, dowiedziała się, ze mogłam przez zmianę zachowania, postawy, nie doprowadzić do tego, żeby M miał potrzebę skoku w bok...
No, jak tak teraz mamFirekeeper pisze: ↑26 wrz 2023, 16:12 Zamiast skupić swoje działania na odbudowaniu z mężem bliskości to tkwiłam w takiej beznadziei. Takim strachu, że może nie ma sensu w to się angażować, aby z czasem nie żałować.
Czuję, że przestałam mieć wpływ na to co dziś i to mnie przeraża.Firekeeper pisze: ↑26 wrz 2023, 16:12 Mam wpływ na to co dziś przeszłości nie zmienię, a przyszłości nie znam.
Re: Czy to możliwe?
Nie było moją intencją sprawianie przykrości komukolwiek.
A ja sobie zadawałam wielokrotnie, szczególnie w początkach i w apogeum kryzysu. I te słowa z konferencji brzmią mi w uszach, gdy zostaję zaskoczona czymś nowym, nieoczekiwanym. Przywołują mnie do porządku - by się nie dziwić, a tym bardziej gorszyć.
Całość materiałów z tych rekolekcji to blisko 6 godzin słuchania i za każdym odsłuchaniem odkrywam kolejne rzeczy, które mi umknęły, gdy w tych rekolekcjach uczestniczyłam. Nie pamiętam w której części było bardzo dużo o zaufaniu, min. o tym, że gdy mówimy, że nie ufamy, to rozbierając to na czynniki pierwsze okazuje się, że nie ufamy tej osobie tylko w niektórych obszarach, a w znakomitej większości obszarów jednak tak i na tym można zacząć budować.
W kontekście poniższych cytatów z Twoich wypowiedzi, być może tematowi zaufania warto się przyjrzeć
Czy nie złożyłaś na barki męża zbyt dużo jak na człowieka? Taka była moja pierwsza myśl, gdy przeczytałam Twój pierwszy post
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Re: Czy to możliwe?
Bo ja się już Mimi nie miotam.
Bardzo długa i bolesna była do tego droga, ale przeszłam ją i z tego jestem dumna.
Przeżyłam już wszystkie etapy jakie były możliwe i jedno co się nie zmieniło to fakt, że mimo wszystkich krzywd wciąż wierzę , że Bóg obudzi kiedyś w moim mężu dobrego człowieka.
To , że nie chce już z nim przechodzić tej drogi nie znaczy, że nie otworze mu drzwi , gdy to się stanie, o ile się stanie.
Nie skreślam, nie zarzekam się , że już nigdy.
Owszem , wiem że już nie będę przystanią do której wracał w chwilach wahania, nie przyjmę go " chorego", niepewnego, nie pozwolę by mnie testował czy próbował.Zbyt wiele razy razy to wykorzystał i zranił kolejny raz, a ja już nauczyłam się godnie żyć bez niego,jednak zawsze będzie moim mężem i może kiedyś to zrozumie.
Dzięki granicom ,które postawiłam odzyskałam ten spokój , który widać w moich postach.
Jest mi z nim dobrze.Wole samotność niż nerwowe życie w kłamstwie i obłudzie , którą teraz funduje jej.
Bo kłamcą zawsze będzie kłamcą, złodziej złodziejem, pijak pijakiem.
Wiem też co czuła kowalska , gdy wracał do mnie, jakimi kłamstwami ją karmił , by znów z nim była , gdy odchodził.
Prawdę zna tylko Bóg a przed nim nawet mój podstępny mąż nie ucieknie.
To ta wolność dała mi spokój.
Dobrze jest uwolnić się od tego i tego również Tobie życzę.
Byś odzyskała spokój.
Bardzo długa i bolesna była do tego droga, ale przeszłam ją i z tego jestem dumna.
Przeżyłam już wszystkie etapy jakie były możliwe i jedno co się nie zmieniło to fakt, że mimo wszystkich krzywd wciąż wierzę , że Bóg obudzi kiedyś w moim mężu dobrego człowieka.
To , że nie chce już z nim przechodzić tej drogi nie znaczy, że nie otworze mu drzwi , gdy to się stanie, o ile się stanie.
Nie skreślam, nie zarzekam się , że już nigdy.
Owszem , wiem że już nie będę przystanią do której wracał w chwilach wahania, nie przyjmę go " chorego", niepewnego, nie pozwolę by mnie testował czy próbował.Zbyt wiele razy razy to wykorzystał i zranił kolejny raz, a ja już nauczyłam się godnie żyć bez niego,jednak zawsze będzie moim mężem i może kiedyś to zrozumie.
Dzięki granicom ,które postawiłam odzyskałam ten spokój , który widać w moich postach.
Jest mi z nim dobrze.Wole samotność niż nerwowe życie w kłamstwie i obłudzie , którą teraz funduje jej.
Bo kłamcą zawsze będzie kłamcą, złodziej złodziejem, pijak pijakiem.
Wiem też co czuła kowalska , gdy wracał do mnie, jakimi kłamstwami ją karmił , by znów z nim była , gdy odchodził.
Prawdę zna tylko Bóg a przed nim nawet mój podstępny mąż nie ucieknie.
To ta wolność dała mi spokój.
Dobrze jest uwolnić się od tego i tego również Tobie życzę.
Byś odzyskała spokój.
- Niepozorny
- Posty: 1588
- Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
- Jestem: w separacji
- Płeć: Mężczyzna
Re: Czy to możliwe?
Hej lawendowa!
Na mnie to w ogóle nie podziałało. Odebrałam to jakby mówić osobie w depresji, żeby wzięła się w garść i popatrzyła na dobre strony życia. To nie ten etap.
Jednak nie chcę, żebyś sądziła, że Twój głos w sprawie jest dla mnie mało ważny. Nie muszę się zgadzać, ale chętnie poznaję różne punkty widzenia.
Wchodząc na forum walczyłam z myślą, że lżej by mi było bez niego. Ja mam tendencję do ucieczki.
A jednocześnie nie chciałam rozwodu, ani nawet separacji.
Byłam w lepkiej pajęczynie własnych myśli, które mnie samą wykańczały.
BYŁAM
Wczoraj wieczorem coś mi w głowie "przeskoczyło". Te natrętne myśli odeszły.
Jestem zdania, że kiedy na głos wypowiada się "podszepty szatana", to tak jakby wytrącało mu się broń z ręki.
Z tego powodu cenię też sobie spowiedź u mojego kierownika duchowego.
Tutaj, jak pisałam w pierwszym poście, trafiłam przez "przypadek". Bóg chciał, żebym tutaj też przelała moje myśli, a przez to nazwała je jeszcze raz, poukładała, poprosiła obce osoby o pomoc. To, ze mnie nie znacie, nie jesteście stronniczy ma wartość nie do przecenienia. Poza tym, czuję, ze Sychar to miejsce, któremu Bóg bardzo błogosławi.
Dziękuję też za modlitwy. I proszę o więcej! Bardzo tego potrzebuję.
Tak, ale jak już pisałam, terapia tutaj była skuteczna.
W pierwszym.Lawendowa pisze: ↑26 wrz 2023, 23:48 Nie pamiętam w której części było bardzo dużo o zaufaniu, min. o tym, że gdy mówimy, że nie ufamy, to rozbierając to na czynniki pierwsze okazuje się, że nie ufamy tej osobie tylko w niektórych obszarach, a w znakomitej większości obszarów jednak tak i na tym można zacząć budować.
Na mnie to w ogóle nie podziałało. Odebrałam to jakby mówić osobie w depresji, żeby wzięła się w garść i popatrzyła na dobre strony życia. To nie ten etap.
Jednak nie chcę, żebyś sądziła, że Twój głos w sprawie jest dla mnie mało ważny. Nie muszę się zgadzać, ale chętnie poznaję różne punkty widzenia.
Koszmar-ku, to jest sedno sprawy! Badam "zdrowie" mojego M. Miał sporo zachwiań, które skumulowały się w sumie krótkim odcinku czasu, biorąc pod uwagę nasz staż. Przez to mam wrażenie ze stąpam po niepewnym gruncie.
Wchodząc na forum walczyłam z myślą, że lżej by mi było bez niego. Ja mam tendencję do ucieczki.
A jednocześnie nie chciałam rozwodu, ani nawet separacji.
Byłam w lepkiej pajęczynie własnych myśli, które mnie samą wykańczały.
BYŁAM
Wczoraj wieczorem coś mi w głowie "przeskoczyło". Te natrętne myśli odeszły.
Jestem zdania, że kiedy na głos wypowiada się "podszepty szatana", to tak jakby wytrącało mu się broń z ręki.
Z tego powodu cenię też sobie spowiedź u mojego kierownika duchowego.
Tutaj, jak pisałam w pierwszym poście, trafiłam przez "przypadek". Bóg chciał, żebym tutaj też przelała moje myśli, a przez to nazwała je jeszcze raz, poukładała, poprosiła obce osoby o pomoc. To, ze mnie nie znacie, nie jesteście stronniczy ma wartość nie do przecenienia. Poza tym, czuję, ze Sychar to miejsce, któremu Bóg bardzo błogosławi.
Dziękuję też za modlitwy. I proszę o więcej! Bardzo tego potrzebuję.
Re: Czy to możliwe?
Jak to w pisaniu.
Czasem brak modulacji głosu , czasem o jedno słowo za mało.
Całkiem inny sens był mojej wypowiedzi.
Nie myślałam o cudzym odbiorze tych słów.
Mi chodziło o to , że nawet czysty alkoholik jest nim do końca życia, ktoś kto kłamał nie cofnie swoich kłamstw, złodziej nawet gdy odda łup,zawsze zostanie z piętnem kradzieży.
Każdy grzesznik może stać się kiedyś dobrym człowiekiem.
I tu mam również na myśli mojego męża.
Nie zapomnę , że kłamał, oszukiwał, ale tak jak napisałam: póki takim człowiekiem jest to nie chce z nim być.Gdy kiedyś zechce to zmienić to i ja pewnie zmienię zdanie.
Dzięki , że zwróciliście na to uwagę.Przynajmniej można wyjaśnić.
Ja Mimi " badałam" mojego męża blisko 5 lat .
I widzę , że wciąż jest " chory".
Ale Pan Bóg ma taką moc uzdrowienia , że być może i jego kiedyś wyleczy.
Jeśli nie , to dobrze , że już nie muszę brać odpowiedzialności za jego zdrowie.
Gratuluję Mimi tego " przeskoczenia".
Weszłaś na wyższy pułap.
Czasem faktycznie przelanie myśli pomaga.
Umacniaj się na tym pewniejszym gruncie.
Ja czytając wpisy , widząc ilu osobom udało się zmienić jeśli nie życie to chociaż myślenie buduje się od nowa.
Bo choć przestałam wierzyć w męża , to nigdy nie w Boga.
Czasem brak modulacji głosu , czasem o jedno słowo za mało.
Całkiem inny sens był mojej wypowiedzi.
Nie myślałam o cudzym odbiorze tych słów.
Mi chodziło o to , że nawet czysty alkoholik jest nim do końca życia, ktoś kto kłamał nie cofnie swoich kłamstw, złodziej nawet gdy odda łup,zawsze zostanie z piętnem kradzieży.
Każdy grzesznik może stać się kiedyś dobrym człowiekiem.
I tu mam również na myśli mojego męża.
Nie zapomnę , że kłamał, oszukiwał, ale tak jak napisałam: póki takim człowiekiem jest to nie chce z nim być.Gdy kiedyś zechce to zmienić to i ja pewnie zmienię zdanie.
Dzięki , że zwróciliście na to uwagę.Przynajmniej można wyjaśnić.
Ja Mimi " badałam" mojego męża blisko 5 lat .
I widzę , że wciąż jest " chory".
Ale Pan Bóg ma taką moc uzdrowienia , że być może i jego kiedyś wyleczy.
Jeśli nie , to dobrze , że już nie muszę brać odpowiedzialności za jego zdrowie.
Gratuluję Mimi tego " przeskoczenia".
Weszłaś na wyższy pułap.
Czasem faktycznie przelanie myśli pomaga.
Umacniaj się na tym pewniejszym gruncie.
Ja czytając wpisy , widząc ilu osobom udało się zmienić jeśli nie życie to chociaż myślenie buduje się od nowa.
Bo choć przestałam wierzyć w męża , to nigdy nie w Boga.
-
- Posty: 752
- Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
- Płeć: Kobieta
Re: Czy to możliwe?
Tak, za zdradę odpowiada jedna osoba. Z moich obserwacji wynika, że zdradzają ludzie, którzy mają wielkie problemy ze sobą i szukają rozwiązania nie tam gdzie trzeba. Żyją w iluzji, że świat, inna osoba, da im to, czego potrzebują. A przyczyna jest w nich. To oni potrzebują terapii, żeby uporządkować swoje wnętrze. Tylko, że dzisiaj nie oferuje się takiego rozwiązania - nie układa ci się w małzeństwie? odejdź, szukaj gdzie indziej. Patrzą na swojego małżonka w nadziei, że uleczy ich dusze, nie udaje się, szukają dalej. A potem konsekwencje ponoszą i ich bliscy i oni sami. Mnie zajęło trochę czasu, żeby to zrozumieć. Szukałam przyczyn odejścia mojego męża w mojej niedoskonałości - ale ja całe lata pracowałam nad nimi - starałam się być taką dobrą książkową żoną - a potem dowiedziałam się kanałami, że nie doceniałam mojego męża. Nigdy się nie skarżył i nagle takie słowa. Ale to nie ja go nie doceniałam, to on sam miał problemy z dobrą miłością do siebie i innych ludzi. Mogłam stawać na rzęsach i tak by to nic nie zmieniło. A ja po rozwodzie zaczęłam przyglądać się sobie - co by tu uleczyć, bo było tego tak dużo. Zaczęłam od zobaczenia w sobie tzw. dziecka Bożego, które jest samo, przestraszone i zranione. Poprzytulałam je, a potem skoncentrowałam się na nauce życia w pojedynkę, tak żeby być szczęśliwą pomimo. Pracuję nad tym każdego dnia. I jest dobrze - to nie jest życie jakie sobie wymarzyłam - mieliśmy przecież z mężem trzymając się za ręce, chodzić powolutku o laseczkach do parku. A tu kicha No to chodzę samaMimi pisze: ↑22 wrz 2023, 12:42
To nieprawda, że za zdradę odpowiadają obie strony. Nie tylko dlatego, że za każdym czynem leży decyzja, ale dlatego ze to bardzo krzywdzące dla wielu, którzy tutaj liżą rany po ciosie, jakim jest zdrada.
No bo, jaka moja w tym wina, ze mój M jest DDA i ma zaniżone poczucie własnej wartości (chociaż gra pewnego siebie samca alfa)? Jaka moja w tym wina, że się do mnie przyzwyczaił, uznał za oczywiste, że go kocham, ale to mu przestało wystarczać i zechciał sprawdzić, jakie robi wrażenie na innych kobietach? Jaka moja w tym wina, że jedna z nich poszła głębiej w tę znajomość? No jaka?