Czy to możliwe?

Powrót to dopiero początek trudnej drogi...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Ruta »

Bławatek pisze: 13 lis 2023, 7:47 Mimi masz "szczęście" bo z tego co piszesz twój mąż w porę połapał co może stracić. Dobrze, że nie chcesz być całym światem męża i żeby mąż był całym twoim światem. Bo często zapominamy, że jesteśmy osobnymi bytami. Może warto byś popracowała nad brakiem zaufania do męża? Bo często niepotrzebnie pielęgnujemy w sobie urazy, a przykre zdarzenia czy słowa z przeszłości ciągle mącą w teraźniejszości i wówczas ciężko zaznac spokoju i szczęścia.

Może wspólna terapią, na której każde z was prowadzone przez terapeutę przekazałoby drugiej stronie swoje myśli, strach, oczekiwania, pomogłaby Wam zbudować dom na skale.

Żałuję, że do mojego męża żadnym sposobem ani drogą nic nie trafia, a próbowaliśmy rozmów z rodziną, mediatorem, wspólną terapię. Niestety czasami niektórzy są bardzo zatwardziali i mimo, że błądzą nic nie chcą zmieniać.
Nie nazwałabym tego szczęściem. Mimi, to, że nie jest tak źle jak u innych, nie znaczy, że trzeba się godzić na to, co cię rani i co tworzy dyskomfort.

Ja długo się godziłam, bo "miałam szczęście", bo mój mąż angażował się w dzieci, potrafił przy nich wszystko zrobić i wspierał moją pracę. I pomagał w domu, gotował, był obecny. A inni mężowie nie. Co tam, że raz na jakiś czas się upijał i znikał bez kontaktu, flirtował, jarał trawę i oglądał porno. "Miałam też szczęście", bo jak już miałam dość (znacznie dłuższej listy krzywdzących mnie zachowań) to mąż "wiedział co może stracić", kajał się i przepraszał.

Jestem też po swoich doświadczeniach przeciwniczką "pracowania nad zaufaniem do męża". To też stale słyszałam w czasie jak jeszcze razem z mężem mieszkałam. No i pracowałam, łamiąc samą siebie i myśląc, że tak dla dobra małżeństwa "muszę".

Zaufanie niszczy ta osoba, która zdradza, rani, zachowuje się destrukcyjnie. I to zadaniem tej osoby jest zaufanie zranionej osoby odbudować. Ja już nawet nie wiem, ile to razy poeiedziałam do męża: "ponownie ci zaufam". Mówiłam to z miłości. Ale okazywanie zaufania osobie, która zawiodła i nic z tym nie zrobiła, to nawiność. Na dłuższą metę ufanie na kredyt rozkłada związek, a nie go buduje.

We mnie takie ufanie wbrew sobie tłumiło też stopniowo naturalne odruchy i instynkty.

Słowa typu "masz szczęście", "daj szansę", "zaufaj" dla mnie okazały się szczeblami drabinki. Drabinka prowadziła w dół, na dno współuzależnienia.
***

Bławatku, tymi samymi metodami są ciągle te same efekty. Gdy staram się, by do mojego męża "coś trafiło", nic nie trafia. To druga strona medalu. Wpływanie na drugiego, by się zmienił. By zrozumiał. By do niego dotarło. By terapeuta mu wyjaśnił. To też robiłam. I to także niszczy relację.

Za to granice, które stawiam sobie są całkiem skuteczne. Mimo, że mój mąż ani myśli się zmnieniać. Nie ma wyjścia.

Jeśli dobrze pamiętam, chciałabyś, by mąż bardziej angażował się w syna i więcej łożył na jego utrzymanie. Słusznie, bo to jego obowiązki. Nie wypełniajac ich obciąża ciebie swoją odpowiedzialnością. Gadaniem tego nie zmienisz. Jak możesz tu zacząć stawiać sobie granice?
***

Mimi, gdzie ty masz granice? Czego chcesz? Czego nie chcesz? I jakie granice możesz w ważnych dla ciebie obszarach postawić?
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Bławatek pisze: 13 lis 2023, 7:47 przykre zdarzenia czy słowa z przeszłości ciągle mącą w teraźniejszości i wówczas ciężko zaznac spokoju i szczęścia
To prawda, Bławatku. Ale czy to możliwe?
Raz jest lepiej, raz gorzej (ze mną). Te okresy, kiedy jest lepiej się wydłużają kosztem tych gorszych. Czyli jest progres. Ale to taki mój mechanizm spychania traumy w tył głowy...no cóż mimo to cały czas tam jest :oops:
Bławatek pisze: 13 lis 2023, 7:47 Może wspólna terapią, na której każde z was prowadzone przez terapeutę przekazałoby drugiej stronie swoje myśli, strach, oczekiwania, pomogłaby Wam zbudować dom na skale.
To by było super, ale M nie chce... 8-)
niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to możliwe?

Post autor: niedoceniajacy »

cześć,
Mimi pisze: 13 lis 2023, 13:06 Raz jest lepiej, raz gorzej (ze mną). Te okresy, kiedy jest lepiej się wydłużają kosztem tych gorszych.
mam pytanie - co robisz gdy jest Ci gorzej?
Ja mam m.in. taki problem, że gdy jest lepiej przez około 2-3 tygodnie, to ja tą atmosfere psuje jakimś tekstem dotyczącym przeszłości. Np. czytam sobie wieczorem ksiażkę na dole, żona siedzi na kompie na górze i coś tam sobie ogląda - i mi się przypomina, że rok temu gdy tak bylo to ona na tym kompie pisała z kowalskim do 1-2 w nocy. Siedzę, czytam i robi mi się gorąco, zaczynam się trząść i chce iść sprawdzić co ona robi. Ide, patrzę ukradkiem, wszystko jest ok - ale ja w tych nerwach i tak zawsze coś chlapne, ona się zdenerwuje i weekend pod znakiem awantury.

Czy masz jakiś sposób na to co robić gdy dopada Cię dół, te myśli. Tłumisz to w sobie? Robisz coś? Mówisz?
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Ruta pisze: 13 lis 2023, 11:21 Mimi, to, że nie jest tak źle jak u innych, nie znaczy, że trzeba się godzić na to, co cię rani i co tworzy dyskomfort.
Ruta pisze: 13 lis 2023, 11:21 Ale okazywanie zaufania osobie, która zawiodła i nic z tym nie zrobiła, to nawiność.
W pełni się zgadzam!
Ruta pisze: 13 lis 2023, 11:21 Mimi, gdzie ty masz granice? Czego chcesz? Czego nie chcesz? I jakie granice możesz w ważnych dla ciebie obszarach postawić?
Granice stawiam czytelne, zawsze były. Nie jestem w stanie tolerować nielojalności.
Daję sobie prawo wymagania, bym była najważniejszą kobietą w życiu M.
Chcę dobrej jakości małżeństwa. Nie ma we mnie zgody na trwanie przy sobie tylko dla poczucia obowiązku. Mój M o tym wie, zresztą on myśli podobnie :(

niedoceniajacy pisze: 13 lis 2023, 15:25 Np. czytam sobie wieczorem ksiażkę na dole, żona siedzi na kompie na górze i coś tam sobie ogląda - i mi się przypomina, że rok temu gdy tak bylo to ona na tym kompie pisała z kowalskim do 1-2 w nocy.
Jak ja to dobrze znam!
Tłumienie w sobie to jedno z gorszych rozwiązań. Kiedyś tłumiłam, ale nie można tak w nieskończoność. W końcu zaczęłam to odczuwać w ciele.
Przestałam tłumić, kiedy nazwałam wprost to, co się dzieje. Zdrada. To fakt. Nie ja się muszę wstydzić.
Dałam sobie prawo mówienia o swoich odczuciach bliskim, o których wiem, że są dyskretni, nie są stronniczy , po prostu wysłuchają bez doradzania. Przestałam się bać reakcji innych na to, ze między nami nie jest tak różowo, jak wszyscy sądzą. To duża ulga móc zrzucić to z siebie.

Wyeliminowanie tego typu retrospekcji chyba nie jest możliwe. Też tak mam nadal, że byle pierdółka moze mi przypomnieć zdradę. Od razu staram się łapać te emocje i oddaję je Bogu. To pomaga.
Bławatek
Posty: 1685
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Bławatek »

Mimi pisze: 10 lis 2023, 17:04

Odpowiedź nie jest prosta, bo w sumie mój M starał się cały czas... Wiem, mi też to trudno zrozumieć. On chciał zjeść ciastko i mieć ciastko.
Kiedy czytam historie innych forumowiczów, to stwierdzam, że nie mam na co narzekać. Nigdy nie czułam się przez niego odtrącona fizycznie, wręcz przeciwnie. Nie czułam też (tu chodzi o takie trzewne czucie, bardzo głębokie, trudne do wyjaśnienia- coś jak intuicja może) że on nie chce ze mną być.
To, co mówił w ostrej fazie SWOJEGO kryzysu było bełkotem pijanego. Co nie znaczy, że wtedy tak nie myślał (że mamy marazm; że za dobrze go znam, a on mnie; że lepiej by mu było z kimś z umysłem ścisłym, jak on; że za wcześnie zawarte małżeństwo skazane jest na porażkę; że często drugie małżeństwo jest szczęśliwsze; że chciałby zasmakować innej, itp, itd...). To wszystko bolało, dalej boli.
Nawet, jak M odkręca to, co zostało wypowiedziane, to nie wymaże tych słów z mojej głowy, nie zdejmie ciężaru, jakie te stwierdzenia ze sobą niosły.

A teraz do rzeczy. Moment, kiedy odkryłam, że nie mam wpływu na to, jak nasze małżeństwo jest postrzegane przez M był kluczowy. Bo cały czas myślałam że jest super. Mi było doskonale, wydawało mi się, że jesteśmy najlepszym maleństwem pod słońcem. Jego postawa podsycała to myślenie :roll:
Kiedy dotarło do mnie, ze nie mam wpływu na jego odczucia, mimo usilnych starań, żeby był szczęśliwym mężem, odpuściłam. Jak już gdzieś pisałam, zaczęłam stosować listę Zerty nie znając jej jeszcze.
Pomyślałam, że jeśli kiedyś mam zostać bez M, to muszę bardziej na sobie się skupić. W sumie nie zaczęłam robić nic nowego, bo hobby zawsze miałam i je realizowałam. Od zawsze lubiłam spotkania z koleżankami, wspólne wypady poza miasto i nadal to robię. To, co zrobiłam, to przestałam myśleć jak mu uprzyjemnić dzień. Przestałam pytać jak minął dzień (on prawie nigdy o to nie pytał), przestałam karmić jego ego. I chyba dotarło do M wtedy, że ja nie jestem niezmiennym tłem w jego życiu. Że nie pasuje mi to, co on robi, że nie muszę się zgadzać na jego flirty. Ze musi wybrać- flirtowanie z innymi albo ja. Przy wyborze tego pierwszego jestem gotowa na rozwód. To ostatnie słowo go otrzeźwiło. Nie brał pod uwagę takiego scenariusza.

On znowu musi się o mnie starać i to mu się podoba. Ale nie mi. Nie chcę być ciągle uciekającym króliczkiem, bo to męczące na dłuższą metę. Nie wiem, co będzie, jak znowu poczuje, ze mnie złapał. Ale nie zaprzątam już sobie tym głowy. Co będzie to będzie.
Ruto, o to mi głównie chodzi mówiąc że Mimi ma "szczęście", że mąż sie opamiętał i zabiega o żonę, bo niestety większość słysząc słowa wkurzonej żony "mam dość - chcę twojej wyprowadzki lub rozwodu" aż z radością z tego korzystają i odchodzą bo żona chciała. To nie oni odeszli, to żona ich wyrzuciła, pierwsza o rozwodzie wspomniała.

Ja nie namawiam Mimi do otwartego przyjęcia męża i wybaczenia wszystkiego ot tak, dlatego wspomniałam o wspólnej terapii, bo jak są zranienia i błędy w komunikacji to trudno nieraz samemu się dogadać.

Mój mąż nie ma żadnej autorefleksji ani chęci bycia dla kogoś. Jego samochody to całe jego życie. Ja postawiłam granice - koniec z naiwnością i dlatego od niego niewiele już wymagam bo po co mam się ciągle rozczarowywać.

Jakoś nie doczytałam by mąż Mimi był uwikłany w nałogi więc dawanie przykładu postępowania Twojego męża, Ruto, ktorym rządzą nałogi, jakoś nie bardzo tu pasuje. Tym bardziej, że osoby uwikłane w nałogi nie są za bardzo wiarygodne - bo albo są pod wpływem czegoś, albo np. się wstydzą swojego działania i mogą różnie się tłumaczyć, albo udają hojrakow lub niepamietajacych... zazwyczaj nałogi na wielu płaszczyznach zmieniają myślenie ludzi. Sama nałogów nie mam, ale obserwuję osoby z otoczenia uwikłane głównie w alkohol - totalna hustawka, raz niemoc wynikająca z picia raz bycie przykładnym mężem, ojcem, pracownikiem.

Mimi nieraz pisała, że ma w sobie blokadę i tu można nad tym popracować. Wiele zależy od naszego nastawienia. Np. mi się czasami wielu rzeczy nie chce, ale wystarczy, że popracuję nad swoim nastawieniem i od razu mam inne nastawienie. To tylko od nas zależy jakie nasze życie będzie. Wiadomo, że gdy mąż mnie opuścił to nie będę codziennie marzyć o wspólnych wieczorach bo tylko będę siebie ranić, ale mogę tak postępować by moje wieczory nie były smutne.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Firekeeper »

niedoceniajacy pisze: 13 lis 2023, 15:25 cześć,
Mimi pisze: 13 lis 2023, 13:06 Raz jest lepiej, raz gorzej (ze mną). Te okresy, kiedy jest lepiej się wydłużają kosztem tych gorszych.
mam pytanie - co robisz gdy jest Ci gorzej?

Czy masz jakiś sposób na to co robić gdy dopada Cię dół, te myśli. Tłumisz to w sobie? Robisz coś? Mówisz?
Nie jestem Mimi ale miałam z tym bardzo poważny problem. Grunt, że sobie go uświadomiłeś.

Jedna sprawa to przypominanie sobie. Na to wpływu nie masz. Po prostu sobie przypominasz ale masz wpływ na to jakie to emocje to przypomnienie wywoła. Ja powiedziałam sobie tak. Są wspomnienia. To jest przeszłość. Nie jestem wstanie tego zmienić. Zdarzyło się. Trudno. Nie chcę tym żyć. Nie chcę nad tym rozmyślać. Po prostu przypominam sobie i przyjmuję tą myśl, ale się nad nią nie rozwodzę.

Druga sprawa poważniejsza to ta, że część zachowań mojego męża tak jak Twojej żony, która sprawia, że zaczynamy mieć podejrzenia. Podejrzenia rodzą chęć skontrolowania małżonka. Ja miałam takie same reakcje. Robiło mi się gorąco i musiałam iść tak samo jak Ty dojechać mężowi. A on miał wtedy powód do większego ukrywania i do nawiązywania kontaktów też. Bo skoro ja jestem jaka jestem, a inne są chętne rozmawiać normalnie to czemu nie?

U mnie był to lęk często nieuzasadniony. Nakręcony dodatkowo wyobraźnią. Ten lęk przejął nade mną kontrolę. Myślałam, że jak będę sprawdzać meza to on nic nie zrobi. A jak zrobi to będę mieć dowody.

Druga sprawa moja zaniżona pewność siebie. Nie umiałam reagować normalnie. Tylko albo dowalałam sobie, że pewnie teraz on piszę z jakąś, bo ja jestem taka siaka i owaka. To powodowało frustrację i też właśnie czepianie się męża i awantura gotowa.

To wszystko powyżej powodowało, że relacja między mną, a mężem zamiast się poprawiać była co raz gorsza.

Można powiedzieć. Rozwiązanie proste. Niech mąż przestanie pisać.

Ale problem nie był w tym, że mój mąż pisze ale we mnie. W całym tym lęku, braku pewności siebie. Nad reaktywności, przymusie kontroli.

Ostatni raz męża sprawdziłam rok temu.

Przez ten rok miałam kilka razy taki moment, że może on coś znowu za plecami kombinuje. Wywołany właśnie przez przypomnienie sobie czegoś. Najczęściej jak mam doła.

Nauczyłam się z mężem o tym rozmawiać. Dużą ulgę przynosi mi, kiedy zwyczajnie idę do niego i mówię mu, że czuję lęk, że za plecami flirtuje z jakąś kobietą. Potrafi mnie zapewnić, że nie i jest ok. Rozmowa dużo mi daje. Telefon ma odblokowany. Mogłabym bez problemu go sprawdzić.

Mój mąż kontaktuje się z kobietami. To jest zdecydowana większość jego znajomości. Nie przeszkadza mi to. Ale dlatego, że nasza relacja jest dobra. Więc czuję się w niej dobrze i na tyle nabrałam pewności i zaufania, że nie czuję aby miał potrzebę flirtowania i to robił. Jeśli w to wejdzie, ja się zorientuję i nawet sprawdzenie telefonu nie będzie mi potrzebne ani żadne dowody. Dlatego, że on wtedy zmienia swoje zachowanie na wrogie wobec mnie. A ostatni czas jest wręcz przeciwnie. Dużo pracy jest włożone w wzajemne zrozumienie i relacje i to się sprawdza. Jak to mój mąż mówi, nie potrzebne mu są już problemy i jego kryzys wieku średniego już minął.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Ruta »

Mimi pisze: 13 lis 2023, 18:53
Ruta pisze: 13 lis 2023, 11:21 Mimi, to, że nie jest tak źle jak u innych, nie znaczy, że trzeba się godzić na to, co cię rani i co tworzy dyskomfort.
Ruta pisze: 13 lis 2023, 11:21 Ale okazywanie zaufania osobie, która zawiodła i nic z tym nie zrobiła, to nawiność.
W pełni się zgadzam!
Ruta pisze: 13 lis 2023, 11:21 Mimi, gdzie ty masz granice? Czego chcesz? Czego nie chcesz? I jakie granice możesz w ważnych dla ciebie obszarach postawić?
Granice stawiam czytelne, zawsze były. Nie jestem w stanie tolerować nielojalności.
Daję sobie prawo wymagania, bym była najważniejszą kobietą w życiu M.
Chcę dobrej jakości małżeństwa. Nie ma we mnie zgody na trwanie przy sobie tylko dla poczucia obowiązku. Mój M o tym wie, zresztą on myśli podobnie :(
Mimi,
Kiedy cię czytam, to zastanawiam się dlaczego, skoro jest tak dobrze jak czasem opisujesz, to jest zarazem tak boleśnie?

Widzę dwie możliwe opcje.

1. Byliście i jesteście dobrym i zgodnym małżeństwem. Mąż się pogubił na etapie kryzysu wieku średniego. Gadał i robił głupoty, ale koniec końców wycofał się z flirtu, nie zdradził. Dziś się stara, zadośćuczynia dobrą codziennością i teraz do przepracowania zostały już tylko twoje emocje i zranienia.

2. Kryzys towarzyszy wam od dawna, ale jest spychany pod dywan. Flirt męża to jest tylko wisienka na kryzysowym torcie. A tort jest piętrowy.

Ja nie wiem, jak jest. Pytanie, czy ty to wiesz?
***

Granice. Mimi, to co opisałaś, to nie są granice. To co napisałaś, ja odczytuję tak:

chcesz dobrej relacji małżeńskiej i lojalności, chcesz być dla męża najważniejsza, nie chcesz byle jakiego związku, trwania w czymś, co nie daje satysfakcji.

Ja w tym widzę przede wszystkim ogrom lęku przed zranieniem. Potrzebę bycia w centrum życia męża, by ten lęk koić.

Lawendowa zapytała cię kiedyś, czy nie za dużo składasz na barki męża? To jest dobre pytanie.

Nie wiem, czy dobrze odczytuję. Wiem tyle, ile napiszesz, a to przechodzi przez moje filtry, moje doświadczenia. Ja w pragnieniu małżeństwa idealnego się odnajduję. Bo to kiedyś było moje pragnienie. I moje lęki.

Ja sobie te swoje pragnienia i lęki projektowałam na relację z mężem. Idealizowałam swoje małżeństwo, męża, naszą relację. Siebie też. Spychałam wszystko pod dywan. Aż tyle pod tym dywanem się nagromadziło, że wszystko rąbnęło. I dobrze.
***

Może ten kryzys to też czas na zajrzenie w siebie, czas ze sobą, uporządkowanie siebie? Myślałaś o podjęciu pracy na 12 Krokach?
***

Zajrzyj w swoją historię rodzinną. Czasem to tam znajdują się odpowiedzi. Ja jako dziecko doświadczałam porzucania. I krzywdzenia. W rodzinie, która na zewnątrz była idealna. Żadnych nałogów, żadnej przemocy, wysoka kultura, nauka, sztuka. Idylla. To na zewnątrz. W środku gniło.

Wyszłam z mojej rodziny wszechstronnie wykształcona, wszechstronnie oczytana i obyta i wszechstronnie poraniona.

Nie dziwię się, że pragnęłam idealnej relacji. A ponieważ nie umiałam jej stworzyć, idealizowałam sobie tą, którą miałam.
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Ruta pisze: 14 lis 2023, 6:39 Byliście i jesteście dobrym i zgodnym małżeństwem. Mąż się pogubił na etapie kryzysu wieku średniego. Gadał i robił głupoty, ale koniec końców wycofał się z flirtu, nie zdradził. Dziś się stara, zadośćuczynia dobrą codziennością i teraz do przepracowania zostały już tylko twoje emocje i zranienia.
BINGO! :D
Z małą poprawką- zdradził emocjonalnie.
Niby wszystko ok, ale gdzieś tam na dnie duszy siedzi mały, pokurczony demon, który nie daje mi o tym zapomnieć :evil:
Ruta pisze: 14 lis 2023, 6:39 Ja w tym widzę przede wszystkim ogrom lęku przed zranieniem. Potrzebę bycia w centrum życia męża, by ten lęk koić.
Tak, ten lęk towarzyszy mi od mojego smutnego dzieciństwa. Terapia jeszcze bardziej mi to uświadomiła.
Potrzeby bycia w centrum życia męża nie mam, bo to za duża odpowiedzialność, a mam co robić. Chcę jako kobieta zajmować właściwe miejsce w jego życiu, czyli nr1 ;)
Ruta pisze: 14 lis 2023, 6:39 Idealizowałam swoje małżeństwo, męża, naszą relację. Siebie też. Spychałam wszystko pod dywan. Aż tyle pod tym dywanem się nagromadziło, że wszystko rąbnęło. I dobrze.
O, wiem o czym piszesz! :oops:
Mam to już za sobą.
Ruta pisze: 14 lis 2023, 6:39 Myślałaś o podjęciu pracy na 12 Krokach?
Tak, ciągle myślę że jutro się za to zabiorę.
Ruta pisze: 14 lis 2023, 6:39 Zajrzyj w swoją historię rodzinną. Czasem to tam znajdują się odpowiedzi.
W sumie od prawie czterdziestu lat to robię...
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Bławatek pisze: 13 lis 2023, 19:07 mi głównie chodzi mówiąc że Mimi ma "szczęście", że mąż sie opamiętał i zabiega o żonę
Bławatku, ja też uważam że to szczęście.
Na tym właśnie się skupiam, chwytam się tego pozytywu całej tej chorej sytuacji.
To szczęście pozwala mi trwać w moim małżeństwie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Ruta »

Mimi,
Jak byś nazwała ten problem, z którym mierzysz się teraz? Co jest dla ciebie trudne? Co cię niepokoi?
***

Co do bycia numerem 1... Kiedyś tak myślałam, by być u męża numerem 1. Ale też, by mąż był numerem 1 dla mnie. Tak dla pełni szczęścia. Nie wyszło nam to na dobre.

Łatwo tak powstawiać się na piedestały. Potem się z nich zrzucać. Sporo w tym jest o idealizacji.

Nie warto. Za to pomogło mi forumowe: Jak Bóg będzie na pierwszym miejscu, wszystko znajdzie się na właściwym miejscu.

Skoro już myślisz o 12 krokach, to może pójdź o krok dalej i się na nie zapisz?
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Ruta pisze: 15 lis 2023, 1:27 Co do bycia numerem 1... Kiedyś tak myślałam, by być u męża numerem 1. Ale też, by mąż był numerem 1 dla mnie. Tak dla pełni szczęścia. Nie wyszło nam to na dobre.
Nie widzę sensu małżeństwa, w którym on nie jest dla mnie mężczyzną nr 1, a ja dla niego kobietą nr 1. Bo właśnie o tym wyraźnie napisałam.
Bóg bezsprzecznie jest nr 1, tak ogólnie.
Ruta pisze: 15 lis 2023, 1:27 Skoro już myślisz o 12 krokach, to może pójdź o krok dalej i się na nie zapisz?
Nie wiem jak, nie mogę znaleźć konkretnych informacji. :?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13390
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Nirwanna »

Mimi pisze: 15 lis 2023, 7:01 Nie wiem jak, nie mogę znaleźć konkretnych informacji. :?
A jak intensywnie szukałaś? ;-)
viewtopic.php?f=17&t=15#p58
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Nirwanna pisze: 15 lis 2023, 7:08 jak intensywnie szukałaś?
viewtopic.php?f=17&t=15#p58
Dziękuję!
Niezbyt intensywnie :lol:
Mimi
Posty: 104
Rejestracja: 31 sie 2023, 12:29
Płeć: Kobieta

Re: Czy to możliwe?

Post autor: Mimi »

Ruta pisze: 15 lis 2023, 1:27 Mimi,
Jak byś nazwała ten problem, z którym mierzysz się teraz? Co jest dla ciebie trudne? Co cię niepokoi?
No właśnie pytanie zawarte w tytule.
Czy możliwy jest powrót do radosnej, pełnej zaufania relacji.
Wiele już mi się rozjaśniło dzięki Forum, dzięki Wam. Jestem spokojniejsza.
Ale nie mam tego czegos (trudno znaleźć odpowiednie słowo), co miałam przed kryzysem.
niedoceniajacy
Posty: 98
Rejestracja: 03 kwie 2023, 8:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy to możliwe?

Post autor: niedoceniajacy »

Mimi pisze: 15 lis 2023, 7:26 Ale nie mam tego czegos (trudno znaleźć odpowiednie słowo), co miałam przed kryzysem.
no właśnie - w punkt to napisałaś. Ja mam chyba podobnie i opisałbym to jako bezgraniczne zaufanie w każdej możliwej sytuacji. Takie zaufanie budowane latami, takie że nie muszę się zastanawiać, bo wiem że znajdę zrozumienie.
Teraz tak nie mam, trudne sprawy zostawiam i duszę w środku.

Zobacz jakie przemyślenia pisał Wojtek w wątku "Refleksja". Jakie potężne konsekwencje on zobaczył w swoim zachowaniu. Czym się różni zdrada fizyczna od emocjonalnej? Jednym nieco "zwierzęcym" krokiem? A może to tylko kontynuacja tych emocji?

Moim zdaniem emocjonalna wyrządza podobne spustoszenie, które ciężko naprawić. Fajnie, że Twój mąż jakoś się stara, daje Ci poczucie bezpieczeństwa i z tego co piszesz, to może być szczere. Ja bym wiele oddał, żeby mi żona opowiedziała coś więcej niż jakieś półsłówka, niedopowiedzenia i ciągła gdzieś w środku złość na mnie, bo poprzez to, że jestem - to stanąłem na jej drodze do szczęścia.

Firekeeper pisze: 13 lis 2023, 19:16 Nauczyłam się z mężem o tym rozmawiać. Dużą ulgę przynosi mi, kiedy zwyczajnie idę do niego i mówię mu, że czuję lęk, że za plecami flirtuje z jakąś kobietą. Potrafi mnie zapewnić, że nie i jest ok. Rozmowa dużo mi daje. Telefon ma odblokowany. Mogłabym bez problemu go sprawdzić.
fajnie, że Cię zapewnia, bo w analogicznej sytuacji moja żona reaguje wciąż agresją, każe mi się odczepić. Mówi, że "to jej sprawa". "Może pisze, może nie pisze". "A co Cię to interesuje". "Pisze i nigdy nie przestane".
I podobne teksty. Czasami wulgarne.
Nie umiem ocenić czy ją denerwuje samo pytanie czy może po prostu nie chce sie tłumaczyć - ale nie znajduje wytłumaczenia czemu nie potrafi normalnie odpowiedzieć. I tu wracamy do pierwszego zdania z tego posta. Bezgraniczne zaufanie. Jak je mieć w stosunku do osoby, która tak reaguje?
ODPOWIEDZ