Nasz kontakt nawiązał się znacząco później niż zaraz po odejściu Męża. Na początku było dokładnie tak samo jak u Ciebie. Wspólny dom - jak obce miejsce. Przyjazdy na kilka minut, szybkie ubranie dzieci, wyjście. Nawet sytuacja z autem analogiczna - sama targałam ciężkie terenowe opony do wulkanizacji, ze łzami w oczach. Gdy dzieci się pochorowały, a ja chciałam zawieść je do lekarza - auto rozsypało się kompletnie. Byliśmy uziemieni - również zero wsparcia.Lajla pisze: ↑24 sty 2024, 22:48Cudzie,
Czytałam Twój wątek jakiś czas temu i o ile dobrze pamiętam Twój mąż utrzymywał jakieś relacje, kontakt z Tobą. Zdaje się, że do końca nie umiał wybrać pomiędzy Tobą a kochanką..
U nas zanikło wszystko. Nie ma żadnego kontaktu, żadnej relacji, rozmów, nic..
Jedyne co to mąż napisze „kiedy mogę przyjechać po dzieci”. Nie ma żadnych w nim choćby chęci, by cokolwiek pomóc w domu, jak choćby zobaczyć na odkurzacz, który się zepsuł, nawet opon zimowych w aucie mi nie wymienił, choć obiecał to zrobić.
Odciął się totalnie z dnia na dzień, tak jakby nas nigdy nie było. Dzieci zabiera zawsze poza dom. Może ze 2 razy pojawił się w domu u dzieci przez pół roku i zawsze tylko na chwilę. Bywały sytuacje kiedy prosiłam by został na noc przez wzgląd na chorobę dziecka lub moje poranne wyjście następnego dnia. Nigdy nie chciał. Wolał przyjechać z samego rana. Tak jakby zabezpieczał się od samego początku by nie było żadnych oznak więzi między nami.
On nawet do domu niespecjalnie chce wchodzić, ogranicza się do przedpokoju trzymając się klamki by uciec szybko jak tylko ja się pojawię..a przecież to jego dom..
Wysyła pieniądze z dopiskiem „na dzieci” to tez myśle zabezpieczenie by udowodnić, że płacił i ze są to po prostu alimenty, nie żadna więź ekonomiczna
I takie kroki podjął właściwie od pierwszego dnia kiedy odszedł.
Co dla mnie było dodatkowym szokiem, bo przecież wyrzuciłam go z domu w przypływie złości, myślę, że się tego nie spodziewał..a może się mylę? Może to właśnie była prowokacja z jego strony, planował to i czekał na to od dawna..tylko ja głupia i ślepa, dałam się wciągnąć w jego manipulacje i nieświadomie dałam mu bilet do wolności?
Dlatego czuję, że jakaś moja heroiczna walka w sądzie by nie doszło do rozwodu to byłby obraz rozpaczy i desperacji..z jednej strony chciałabym to zrobić by mieć czyste sumienie, że chciałam, próbowałam, nie poddałam się bez walki…z drugiej myślę sobie, że to czysta naiwność w naszym przypadku…
Kontakt zaczął się wzmacniać w momencie gdy machina rozwodowa nabrała tempa, gdy opadły emocje i zdaliśmy sobie sprawę co tak naprawdę dzieje się wokół nas.
Nie przesądzaj niczego. W kryzysie jedno jest pewne - ciągła zmienność. To, że teraz Mąż jest tak wycofany, chłodno kalkulujący nie oznacza, że taki sam będzie za tydzień, a nawet jutro. Nie namawiam Ciebie do ślepej nadziei, wiary w zmianę. Chcę tylko podzielić się moim doświadczeniem, które mnie nauczyło, że nie warto przywiązywać się do danej sytuacji.