Mąż odszedł..

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

nałóg
Posty: 3374
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż odszedł..

Post autor: nałóg »

Uważność na słowa, bo słowa maja swoją moc .....słowa są pochodną, konsekwencją myśli. Słowa mogą być/są wiążące.......
Te wypowiadane w zburzeniu.....mam cię dość....rozwiodę się z tobą....jesteś taki/ka....bo ty zawsze, bo ty nigdy.....
Paradoks myślenia: grozisz rozwodem bo chcesz być kochana/nym.... mimo że jak pisze
agni_sagram pisze: 19 sty 2024, 9:37 że dwa lata temu to ja się chciałam rozwodzić - miałam wtedy kryzys, nie byłam szczęśliwa
To tylko kolejny przykład z życia i historii tego forum........
agni_sagram pisze: 19 sty 2024, 9:37 A rozwodu nie chciałam NIGDY.
jak to brzmi: nie chcę rozwodu a nim straszę, czyli myślę jednak o takim rozwiązaniu i oznajmiam współmałżonkowi.
Prawdą jest że powtarzane po wielokroć kłamstwo staje się obowiązującą i przyjętą "prawdą". To sofizmat lecz jakże często używany w relacjach.
Słowo może być błogosławieństwem lub przekleństwem.
Warto uważać na słowa....na to co się mówi i jak się mówi.
Znam taką historie gdy żona podejrzewała męża o romanse i zdrady i b.często gdy wrócił później z pracy a i nie tylko pytała z jaka "dziwka się łajdaczył". Po chyba 30 latach w końcu stwierdził że jak i tak jest ciągle pomawiany i podejrzewany to nie w końcu te podejrzenia się zmaterializują. I zdradził.
Bo można drugiemu człowiekowi "wmówić" mu np. że rozwód jest możliwy.
A później gdy to się zaczyna materializować to żal jak to on/na mogli to zrobić.....

To co napisałem nie ma na celu wbijania w poczcie winy, ma na celu zwrócenie uwagi na swój udział w kryzysie ( bo on nie jest 50/50) oraz aby zwracać uwagę na słowa. Nawet w trakcie ostrej fazy kryzysu

PD
Lajla
Posty: 99
Rejestracja: 11 lis 2023, 18:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Lajla »

nałóg pisze: 19 sty 2024, 10:13 Uważność na słowa, bo słowa maja swoją moc .....słowa są pochodną, konsekwencją myśli. Słowa mogą być/są wiążące.......
Te wypowiadane w zburzeniu.....mam cię dość....rozwiodę się z tobą....jesteś taki/ka....bo ty zawsze, bo ty nigdy.....
Paradoks myślenia: grozisz rozwodem bo chcesz być kochana/nym.... mimo że jak pisze
agni_sagram pisze: 19 sty 2024, 9:37 że dwa lata temu to ja się chciałam rozwodzić - miałam wtedy kryzys, nie byłam szczęśliwa
To tylko kolejny przykład z życia i historii tego forum........
agni_sagram pisze: 19 sty 2024, 9:37 A rozwodu nie chciałam NIGDY.
jak to brzmi: nie chcę rozwodu a nim straszę, czyli myślę jednak o takim rozwiązaniu i oznajmiam współmałżonkowi.
Prawdą jest że powtarzane po wielokroć kłamstwo staje się obowiązującą i przyjętą "prawdą". To sofizmat lecz jakże często używany w relacjach.
Słowo może być błogosławieństwem lub przekleństwem.
Warto uważać na słowa....na to co się mówi i jak się mówi.
Znam taką historie gdy żona podejrzewała męża o romanse i zdrady i b.często gdy wrócił później z pracy a i nie tylko pytała z jaka "dziwka się łajdaczył". Po chyba 30 latach w końcu stwierdził że jak i tak jest ciągle pomawiany i podejrzewany to nie w końcu te podejrzenia się zmaterializują. I zdradził.
Bo można drugiemu człowiekowi "wmówić" mu np. że rozwód jest możliwy.
A później gdy to się zaczyna materializować to żal jak to on/na mogli to zrobić.....

To co napisałem nie ma na celu wbijania w poczcie winy, ma na celu zwrócenie uwagi na swój udział w kryzysie ( bo on nie jest 50/50) oraz aby zwracać uwagę na słowa. Nawet w trakcie ostrej fazy kryzysu

PD
No niestety ja sobie wykrakałam trochę..bo o rozwodzie mówiłam wiele razy. Zawsze w nerwach, złości, czasem żartach, ale miał być to tzw straszak na „ogarniecie”męża, czasem po prostu miałam już tak dość jego zachowań, że myślałam, że rozwód mnie uwolni..nic bardziej głupiego. Byłam niedojrzała, zraniona, kierowała mną własna duma i złość. Ale mąż przynajmniej oficjalnie rozwodu nigdy nie chciał. Zawsze to on mówił „uspokój się idź na terapie” „mamy dwójkę dzieci” „żyj normalnie”. To były jednak tylko słowa. Bo jak widać ja chciałam się rozwodzić, a to on składa pozew. Z drugiej strony poza tymi słowami nie robił nic abym ja przestała go straszyć tym rozwodem. Dalej przyczyniał się do mojej frustracji. Dalej kłamał, zostawiał dla pracy, kolegów, swoich krewnych itp

I jest jeszcze jedna sprawa. A mianowicie nie pisałam o tym tutaj, ale przez jakieś ostatnie pół roku życia z mężem cyklicznie w nocy pojawiały się sny, że mąż odchodzi z inną z dnia na dzień, ja patrzę na to, a on jakby mnie nigdy nie było, bez słowa po prostu odchodzi. Po tych snach budziłam się z takim dziwnym bolem w srodku, sny były tak realne, ze musiałam dojść do siebie po przebudzeniu. I cieszyłam się, że to tylko sen..
Nie dawały mi jednak spokoju i zaczęłam podpytywać męża czy ma kochankę (znów ja naiwna) na co on wybuchał śmiechem, albo odpowiadał ze tak ma 5.

Wiem, że słowa mają moc, że podświadomość też daje nam sygnały. Dziś nie mogę z tym już zrobić nic. Stało się.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Ruta »

Lajla pisze: 14 lis 2023, 19:17 I też były u niego nałogi, są dalej, obawiam się, że przy życiu jakie wybrał będą się tylko nasilać.
Lajla, wiem, że sprawa w sądzie i rozwód wydają się końcem świata. Myślałam nad tym, czemu się wydają. I doszłam do wniosku, że takie obrazy mamy w filmach, w rozmowach, dookoła. Jak był ślub - żyli długo i szczęśliwie. A jak rozwód - to koniec świata. Ani długo i szczęśliwie, ani świata koniec.

Są też schematy dla żon. Po ślubie ma być szczęśliwa i tworzyć szczęśliwą rodzinę. No to tworzyłam. Po rozwodzie ma siedzieć w worze pokutnym, przytłoczona ciężarem winy, daniem mężowi biletu do szczęścia, swoją krzykliwością. Dobrze jakby się jeszcze o męża nałogowca troszczyła. A najlepiej jakby się zamartwiała, aż się zamartwi. To jest od słowa martwy. Ja się z tego wypisuję. A ty?

Mamy na szczęście Boga, który jest Bogiem żywych, a nie martwych. Juz teraz oddaj Mu jak najwięcej z tego. Tyle ile umiesz.

Dałaś z siebie co mogłaś, by wypełnić jak najlepiej program: szczęśliwa rodzina. Frustracja doszła zenitu. Może czas na prosty wniosek: z czynnym nałogowcem tego programu się wykonać nie da.

Teraz czeka was sprawa sądowa. Nie ty ją zaczynasz. Weź głęboki oddech. Daj sobie parę dni odpocząć. A potem znajdź adwokata.
Dowiedz się jak zabezpieczyć finanse rodziny. Jak wygląda i jak może się zmienić sytuacja mieszkaniowa. Jak wnieść wniosek o zabezpieczenie alimentów i na jakie najwyższe alimenty możesz liczyć. Umów się też na pomoc w odpowiedzi na pozew. Dowiedz ile kosztuje sprawa. Zabezpiecz środki na pomoc prawną.

Znajdź też dobrego stałego spowiednika. Takiego, który będzie miał też czas na rozmowę z tobą. To nieoceniona pomoc podczas wielu trudnych chwil, podejmowania decyzji. Wiele z nich ma konsekwencje nie tylko tu na ziemi, ale i w życiu duchowym.

To właśnie robią mądre niewspółuzależnione żony, gdy są pozwane o rozwód. Nie byłam ani mądra, ani niewspółuzależniona. Nie zabezpieczyłam finansów i zrobiłam masę innych glupot i dawałam się mężowi wodzic za nos i terroryzować. W imię moich uczuć do niego. Uczucia były szczere. Brakowało mi za to uczucia do siebie. Zamiast chronić siebie i dzieci, to martwiłam się, że jak złożę pozew o separację, to będę potem moralnie odpowiadać za rozwód. A jak o alimentyz to wyjdzie, że nie zalezy mi na mężu, tylko nie pieniądzach i dla kasy będę niszczyć relację. Słuchałam nie tych nauk co trzeba. Ale tych, które wspieraly moje wspóluzależnienie. Jest sporo falszywej nauki. Ale to zawsze moja decyzja, kogo słucham i za czym idę.

Czy ty masz uczucia do siebie?
Czy zamierzasz się chronić? A umiesz?

Kiedy mąż jest nalogowcem i opuszcza rodzinę, dobrym potrafiącym dwać mądre wskazówki duszpasterzem jest na przyklad ksiądz Marek Dziewiecki. Posłuchaj.

Czy jesteś w terapii współuzaleznienia? Na grupie wsparcia? Na czas rozwodu grupa to jest dobry pomysł. Będzie gdzie zrzucać emocje. No i posłuchać doświadczeń innych.
agni_sagram
Posty: 41
Rejestracja: 10 sty 2024, 11:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: agni_sagram »

nałóg pisze: 19 sty 2024, 10:13 Uważność na słowa, bo słowa maja swoją moc .....słowa są pochodną, konsekwencją myśli. Słowa mogą być/są wiążące.......
Te wypowiadane w zburzeniu.....mam cię dość....rozwiodę się z tobą....jesteś taki/ka....bo ty zawsze, bo ty nigdy.....
Paradoks myślenia: grozisz rozwodem bo chcesz być kochana/nym.... mimo że jak pisze
agni_sagram pisze: 19 sty 2024, 9:37 że dwa lata temu to ja się chciałam rozwodzić - miałam wtedy kryzys, nie byłam szczęśliwa
To tylko kolejny przykład z życia i historii tego forum........
agni_sagram pisze: 19 sty 2024, 9:37 A rozwodu nie chciałam NIGDY.
jak to brzmi: nie chcę rozwodu a nim straszę, czyli myślę jednak o takim rozwiązaniu i oznajmiam współmałżonkowi.
Prawdą jest że powtarzane po wielokroć kłamstwo staje się obowiązującą i przyjętą "prawdą". To sofizmat lecz jakże często używany w relacjach.
Słowo może być błogosławieństwem lub przekleństwem.
Warto uważać na słowa....na to co się mówi i jak się mówi.
Znam taką historie gdy żona podejrzewała męża o romanse i zdrady i b.często gdy wrócił później z pracy a i nie tylko pytała z jaka "dziwka się łajdaczył". Po chyba 30 latach w końcu stwierdził że jak i tak jest ciągle pomawiany i podejrzewany to nie w końcu te podejrzenia się zmaterializują. I zdradził.
Bo można drugiemu człowiekowi "wmówić" mu np. że rozwód jest możliwy.
A później gdy to się zaczyna materializować to żal jak to on/na mogli to zrobić.....

To co napisałem nie ma na celu wbijania w poczcie winy, ma na celu zwrócenie uwagi na swój udział w kryzysie ( bo on nie jest 50/50) oraz aby zwracać uwagę na słowa. Nawet w trakcie ostrej fazy kryzysu

PD
Nałóg,
Masz mnie - raz napisałam tak, drugi raz inaczej, nie wiem czemu. Kiedy to ja miałam kryzys, myślałam o tym, czy dałabym radę, czy dźwignęłabym rozwód. Ale nigdy sama przed sobą nie powiedziałam "tak, to jest to, czego chcę. innej opcji nie uznaję". Moim zdaniem tu jest klucz.

Druga rzecz - znów masz rację - byłam zawsze zazdrosna o męża. Wielokrotnie śniło mi się, że odchodzi do innej (dziś myślę, że to były ostrzeżenia), byłam zazdrosna o jego koleżanki. Wiem, że na tamten moment to był błąd, ale dla mnie utrata go na rzecz kogoś innego wydawała się największą tragedią. Która - jak w twojej opowieści - w końcu się zmaterializowała.

Co do mojego udziału w kryzysie - nie wypieram się go absolutnie. Mam tego świadomość, chodzę na terapię po to by nie tylko poradzić sobie z emocjami w tym kryzysie, ale również po to by zrozumieć skąd u mnie takie zachowania nie inne, skąd mechanizmy. Mój mąż mówi, że ja go nie kochałam tak, jak on chciał być kochany - rozumiem to i wiem, że w znacznym stopniu tak było. Ale czy to oznacza, że nie kochałam w ogóle? Że nie dawałam z siebie 100% - własnych 100, nie takich jakich on oczekiwał - ale jednak? I tak, udział w tym kryzysie jest pewnie 60/40, moze i 70/30 na moją niekorzyść - przyjmuję to. Boli mnie tylko, że mój mąż jak mówi, przez te lata walczył ze mną, próbował mnie naprawiać i zmienić.... A chyba nie na tym polega małżeństwo.
Lajla
Posty: 99
Rejestracja: 11 lis 2023, 18:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Lajla »

Ruta pisze: 19 sty 2024, 11:45
Lajla pisze: 14 lis 2023, 19:17 I też były u niego nałogi, są dalej, obawiam się, że przy życiu jakie wybrał będą się tylko nasilać.
Lajla, wiem, że sprawa w sądzie i rozwód wydają się końcem świata. Myślałam nad tym, czemu się wydają. I doszłam do wniosku, że takie obrazy mamy w filmach, w rozmowach, dookoła. Jak był ślub - żyli długo i szczęśliwie. A jak rozwód - to koniec świata. Ani długo i szczęśliwie, ani świata koniec.



Czy jesteś w terapii współuzaleznienia? Na grupie wsparcia? Na czas rozwodu grupa to jest dobry pomysł. Będzie gdzie zrzucać emocje. No i posłuchać doświadczeń innych.
Nie umiem wciąż cytować więc zostawiam jak jest..

Nie jestem na żadnej terapii, ani w grupie wsparcia. Jestem wrakiem człowieka. Kobietą, która ma 34 lata i kiedyś ponoć była ładna, miła i wesoła. Dziś nie ma mnie. Czuję się jakbym była przy końcu życia..Smutna, zmęczona, z czerwonymi, smutnymi oczami, szarą twarzą i bólem każdej części ciała. Ludzie pytają gdzie ten piekny uśmiech? Nie ma. Kobieta dno stojąca u progu zwolnienia z pracy, bo nie daję z siebie tyle co powinnam. Właściwe tylko minimum. Kobietą, którą boli widok i głos męża. Zastanawiająca się wciąż jak mógł..
Kobietą zdesperowaną, która co rusz zarzuca męża wiadomościami, których on nawet nie czyta.
Kiedyś napiszę książkę, co by się mój potencjał do pisania nie zmarnował.
Jak za mgłą pamiętam tą dziewczynę, która w pięknej białej sukni głośno i wyraźnie przysięgała „tak mi dopomóż Bóg”.
Wtedy wydawało mi się jak piszesz Ruto, marzenia sie spełniają będziemy piękną i szczęśliwą rodziną. I byliśmy. Mieliśmy wszystko, tylko zepsuci od środka.
Pamiętam pewną siebie kobietę, która przez lata krzyczała „zostaniesz sam jak palec i będziesz płakał”. Słowa mają moc, tyle ze zadziałały na odwrót.

Nie wiem kiedy się tak pogubiłam, kiedy na Boga obraziłam, wiem, że on był ze mną przez cały czas, tylko mnie nie było. No bo jak to? Miało być pięknie, a ja tylko płaczę i krzyczę, później już tylko to drugie, bo duma nie pozwoliła na więcej.
Tak nie może być..Muszę uciekać! „Mam dość”, „rozwód”..
A jednak gdzieś między wierszami, w myślach tylko „rodzina”, „jestem wdzięczna”, „Boże daj mi siłę”, „przetrwamy”…
Nie przebiły się..

Dziś zwracam się do Boga jak dawniej, bo nie umiem się modlić.

A wracając na ziemię. Mam namiary na dobrą adwokat. Zbieram faktury i rachunki do zabezpieczenia. Mąż płaci na dzieci godnie, ale zawsze mógłby więcej biorąc pod uwagę jego zarobki. Ale bardziej zależy mi na tym abym miała to na „papierze” słowom jego nie ufam, już raz przysięgał. Co do mieszkania, mieszkamy w domu, który jak mąż twierdzi jest jego..bo to on płacił i płaci kredyt. Ja jestem współwłaścicielem i kredyt jest też w połowie na mnie przynajmniej na papierze, bo nie spłacam. Nie miałabym z czego. Opłacam za to rachunki za dom, od 2 miesięcy. Nie stać mnie na wynajem mieszkania. Mąż po groźbach, ze mamy się wynosić. A ja zarobić na mieszkanie zmieniając pracę..Łaskawie pozwolił mi mieszkać z dziećmi jak długo chcemy..ale dom ma być przepisany na niego lub sprzedajemy. Nie mam na to siły. Niech sąd decyduje. Nie mam gdzie iść. Przyjechałam tu 300 km od domu rodzinnego z nim i dla niego. Zostanę sama, już zostałam. Więc nie wiem czy nie trzeba będzie wrócić na stare śmieci po 12 latach. Jako porzucona zona, z dwójką dzieci. Z duzego miasta do małej mieściny.
Dziś kiedy mój mąż dzięki mnie stał się karierowiczem i wielkim panem, ozdoba przy boku już niepotrzebna. Można szukać nowej.
Fasolka
Posty: 21
Rejestracja: 14 paź 2023, 22:02
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Fasolka »

Lajla
Przestaw prosze swoje myślenie, wstań z kolan do męża i roki ofiary. Jestem w takiej samej sytuacji.
To nie jest łaska męża że możecie mieszkać w domu . Macie współwłasność i połowa domu jest Twoja.
Rozpad jest z winy męża wiec możesz walczyć o to w sądzie co może znowu wpłynąć na podział majątku. A jeśli nie to dom sprzedajecie i bierzesz swoją polowe która pozwoli Ci na wynajem lub zakup czegoś tam gdzie będziesz chciała.
Miłość miłością ale zadbanie o siebie i dzieci powinno stanowić nasz priorytet.
Damy radę Lajla!
Bławatek
Posty: 1685
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Bławatek »

Lajla a lubisz swoją pracę? Bo jak tak, to może warto na początek zawalczyć o nią? Jeśli nie, to poszukasz nowej, ale gdy się wali życie to trudno zaczynać od nowa.

Ja też byłam kiedyś na dnie rozpaczy i na forum dostawałam rady by zawalczyć o siebie, by stanąć na nogi I zacząć cieszyć się życiem. Trudne to było, ale powolutku się udawało. A największym dla mnie bodźcem by stanąć na nogi był moment gdy mój syn zabawiał mnie, wyciągał na spacery, urządzał teatrzyki, wymyślał skecze by tylko mnie rozweselić. Fakt, że wtedy była wiosna i uznałam, że tak pięknie na dworze, przyroda się po raz kolejny budzi do życia, więc może ja też się obudzę. I tak, krok po kroku, stawałam się radośniejsza, zaczęłam jeść (bo wcześniej wszystko stawało mi w gardle), zaczęłam się cieszyć z drobiazgów. A potem mi się przypominało, że mąż nie był aż taki cudowny i to on powinien płakać że odszedł a nie ja za nim.

Lajla dla dzieci warto zawalczyć a i dla siebie też.

Dobrze, że masz prawnika na oku. Jeśli mąż dobrze zarabia to możesz nawet zawalczyć o alimenty na siebie bo po odejściu męża obniżył Ci się poziom życia, a do tego mąż żąda abyś wynajęła mieszkanie, a wspomniałaś, że będzie Ci trudno bo mniej zarabiasz. A z racji, że zapewne dzieci zostaną przy tobie I to ty będziesz na codzień wszystko ogarniać to trudniej będzie Ci zmienić pracę na lepszą czy znaleźć dodatkową by mieć np. Na wynajem. Moja prawnik mi takie rozwiązanie proponowała. Na razie czujesz bezsilnosc bo mąż z poziomu wyższego tak cię traktuje - a ty pozwalasz na to. Może warto nabrać pewności siebie. Mój mąż uciekał od spotkań z synem (bo chciał mieć jak najwięcej czasu na spotkania z kowalską), a ja non stop dążyłam do tego by mój mąż spotykał sie z synem.
Lajla
Posty: 99
Rejestracja: 11 lis 2023, 18:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Lajla »

Bławatek pisze: 19 sty 2024, 17:59 Lajla a lubisz swoją pracę? Bo jak tak, to może warto na początek zawalczyć o nią? Jeśli nie, to poszukasz nowej, ale gdy się wali życie to trudno zaczynać od nowa.

Ja też byłam kiedyś na dnie rozpaczy i na forum dostawałam rady by zawalczyć o siebie, by stanąć na nogi I zacząć cieszyć się życiem. Trudne to było, ale powolutku się udawało. A największym dla mnie bodźcem by stanąć na nogi był moment gdy mój syn zabawiał mnie, wyciągał na spacery, urządzał teatrzyki, wymyślał skecze by tylko mnie rozweselić. Fakt, że wtedy była wiosna i uznałam, że tak pięknie na dworze, przyroda się po raz kolejny budzi do życia, więc może ja też się obudzę. I tak, krok po kroku, stawałam się radośniejsza, zaczęłam jeść (bo wcześniej wszystko stawało mi w gardle), zaczęłam się cieszyć z drobiazgów. A potem mi się przypominało, że mąż nie był aż taki cudowny i to on powinien płakać że odszedł a nie ja za nim.

Lajla dla dzieci warto zawalczyć a i dla siebie też.

Dobrze, że masz prawnika na oku. Jeśli mąż dobrze zarabia to możesz nawet zawalczyć o alimenty na siebie bo po odejściu męża obniżył Ci się poziom życia, a do tego mąż żąda abyś wynajęła mieszkanie, a wspomniałaś, że będzie Ci trudno bo mniej zarabiasz. A z racji, że zapewne dzieci zostaną przy tobie I to ty będziesz na codzień wszystko ogarniać to trudniej będzie Ci zmienić pracę na lepszą czy znaleźć dodatkową by mieć np. Na wynajem. Moja prawnik mi takie rozwiązanie proponowała. Na razie czujesz bezsilnosc bo mąż z poziomu wyższego tak cię traktuje - a ty pozwalasz na to. Może warto nabrać pewności siebie. Mój mąż uciekał od spotkań z synem (bo chciał mieć jak najwięcej czasu na spotkania z kowalską), a ja non stop dążyłam do tego by mój mąż spotykał sie z synem.
Bławatku to co robi mój mąż jest dla mnie wciąż niezrozumiałe. Wszystko jest dziwne i owiane wielką tajemnicą. A każda rozmowa, choć ciężko to nazwać rozmową w ogóle, kończy się tym, że słyszę tylko, że to wszystko jest moja wina. Bo to ja go wyrzuciłam, to ja chciałam rozwodu, ja, ja, ja..
To nic, że chciałam rozmawiać, ratować, iść na terapię. To nic, ze od września proszę by poświecił dzieciom więcej czasu niż kilka godzin jeden dzień w tygodniu. Ani razu nie przyjechał do domu do dzieci, tylko zawsze zabierał je poza dom. Nie wchodzi do domu, tylko do przedpokoju, chyba, że chce zabrać coś swojego to przemyka szybko jak szczur. Ucieka przed rozmową ze mną, rzucając jakiś niemiły obwiniający mnie tekst. Nie rozmawia ze swoją rodziną, z tego co mi wiadomo nie mówi nic o tej sytuacji. Raz tylko na początku rzucił, że będzie szukał adwokata i się rozwodzi. Później już nie wracał do tematu, a wiem, że teściowa próbowała z nim rozmawiać.
Nie widział dzieci ostatnio miesiąc. Nie zadzwonił, nie napisał do dziecka choćby zapytać co w szkole, nie odbierał też telefonów od dziecka. Nawet w swieta dzieci olał. Tak się stało odkąd wynajął mieszkanie 10 min od nas. Od tamtej pory choć twierdził, ze to po to by być blisko i nam pomagać było go tylko mniej.
Po miesiącu odezwał się jak gdyby nigdy nic kiedy może przyjechać po dzieci, a właściwie po jedno. Nie zgodziłam się, bo albo bierze obie albo żadną.
Nie odpisuje na moje wiadomości. Dziś odpisał jedynie, że moje starania o normalną rozmowę o tej sytuacji o naszym małżeństwie, moja chęć jego powrotu, prośby dzieci by został, by wrócił do domu to wg niego moje „chore akcje”. No cóż..on podjął dla mnie chorą decyzję i nie rozumie chyba, że dla mnie nie jest to normalne. Nie rozumiem tego i nie potrafię się z tym pogodzić. Liczył chyba na to, że ja powiem aaa porzucasz nas? Ok fajnie, do zobaczenia za tydzień.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Ruta »

Lajla pisze: 19 sty 2024, 14:07 Co do mieszkania, mieszkamy w domu, który jak mąż twierdzi jest jego..bo to on płacił i płaci kredyt. Ja jestem współwłaścicielem i kredyt jest też w połowie na mnie przynajmniej na papierze, bo nie spłacam. Nie miałabym z czego. Opłacam za to rachunki za dom, od 2 miesięcy. Nie stać mnie na wynajem mieszkania. Mąż po groźbach, ze mamy się wynosić. A ja zarobić na mieszkanie zmieniając pracę..Łaskawie pozwolił mi mieszkać z dziećmi jak długo chcemy..ale dom ma być przepisany na niego lub sprzedajemy. Nie mam na to siły. Niech sąd decyduje. Nie mam gdzie iść. Przyjechałam tu 300 km od domu rodzinnego z nim i dla niego. Zostanę sama, już zostałam. Więc nie wiem czy nie trzeba będzie wrócić na stare śmieci po 12 latach. Jako porzucona zona, z dwójką dzieci. Z duzego miasta do małej mieściny.
Dziś kiedy mój mąż dzięki mnie stał się karierowiczem i wielkim panem, ozdoba przy boku już niepotrzebna. Można szukać nowej.
Lajla, spokojnie. Ta piękna dziewczyna jest cały czas. Taką śliczną widzi cię Bóg, taka jesteś w Jego sercu. Pomoże ci w powrocie, w zdrowieniu, we wszystkim.

Byłam na tym samym etapie. Totalnej podłogi. Wrak. Potem się podniosłam. Dziś - az samej mi trudno uwierzyć - po 6 latach, w przeddzień wyroku rozwodowego znów jestem przy podłodze. Ale dziś daję sobie zgodę na to, by mieć takie emocje jakie mam. By się rozsypać. Rozpłakać. I choć rozsypana, to jestem w lepszym stanie niż byłam wtedy, zacięcie się przed rozsypaniem broniąc.

Jak się calkiem wtedy sypnęłam, trafiłam do fajnej pani psychiatry. Powiedziała mi, że wypieram (wtedy już od roku) żalobę i to ona mnie zjada i spycha na skraj depresji. Było ze mną słabo, bo przestałam jeść i spać. I ta moja psychiatra mnie tak powoli za uszy wyciągnęła. Z leków dostałam tylko łagodne nasenne, na krótki czas, by uregulować sen.

W ramach szukania swojej ślicznej dziewczyny, zadbaj o:
- 5 minut ruchu dziennie w formie dowolnej gimnastyki, takiej jaką lubisz,
- 10 minut ekspozycji dziennie na światło słoneczne,
- 5 minut tego co lubisz i co jest jakoś związane ze sztuką - słuchania muzyki, rysowania, śpiewania, ogladania albumu z obrazami, albo czytania wierszy. Podobno świetnie łagodzi to kobiecy mózg poddany stresowi. Mi łagodziło. Śpiewam. Albo czytam wiersze. Kolorowanie też jest fajne.

Właśnie się na nowo zbieram z podłogi i wdrażam ten program...20 minut dziennie dla mnie. Wiem już, że pomógł.

Druga sprawa to dieta. Pani doktor widziała w jakim jestem stanie, wiedziała, że zalecenie mi zdrowej diety, iluś tam posiłków dziennie nic nie da. Nie byłam w stanie tego ogarnąć. Nie byłam w stanie nawet połykać jedzenia.

Dostałam zalecenie kupienia sobie w aptece:
magnezu z potasem, drożdży w tabletkach,
multiwitaminy. Supelementację warto obgadać z lekarzem rodzinnym, internistą, albo i farmaceutką z apteki. Lepiej nie na własną rękę. To też mi pomogło.
***

Co do domu. Ja wiem, że latwo się poddać, powiedzieć: niech już sąd decyduje, niech już będzie jak mąż chce. Że nie ma siły.
Ja się poddałam. I żałuję. Finanse są ważne. Odrabiam zaległości teraz.

Wstępny pakiet informacji:

1. Podczas rozwodu lub sprawy o separację sąd nie orzeka o majątku małżonków.
2. Istnieje możliwość ustalenia sposobu korzystania ze wspólnego mieszkania, ustalenia miejsca zamieszkania dzieci sądownie oraz eksmisji małżonka, jesli stosuje przemoc, także psychiczną.O tym pogadaj z prawnikiem.
3. Często zdarza się, że żona jest szantażowana przez męża tym, że ma podpisać dokumenty u notariusza, pozrzekać się domu i innych rzeczy. W zamian są obietnice: będziesz mogła mieszkać dalej w domu, mąż się zgodzi na separację. Zrzeczenie się majątku następuje na papierze, reszta jest na wiatr. Potem jest normalnie sprawa o rozwód i nakaz wyprowadzki. Znam przypadki z naszej wspólnoty, gdy panowie w amoku wyprowadzali z domów żony z dziećmi.
O dom i swoje i dzieci prawa do niego zadbaj. Omów to z dobrym prawnikiem.
Jak poczytasz wątki na forum to znajdziesz i takie, w których żony podlegały szantażom i presji w sprawach majątku, podpisania dokumentów u notariusza.
Już teraz ucz się stawiać granice wobec męża w sprawach małych, by umieć potem postawic je w sprawach dużych.

4. Mąż nie ma racji mówiąc, że skoro on płaci raty, to dom jest jego. Jesli macie wspólnosc majatkową, to wasze dochody są wasze, nie osobno męża i twoje. I to co idzie z dochodów, jest waszą wspólną spłatą, nie męża.

Mądrze napisałaś - raz złamał słowo, więc nie ufam. Ja we wspóluzależnieniu cały czas dawałam kredyt zaufania mężowi, który złamał swoje słowo i mnie krzywdził. Kompletnie nie widząc bezsensu mojego zachowania.
***

Przed rozmową z prawnikiem zbierz informacje o domu, kto kupił, za ile, jak masz, weź umowę kredytu, ile kto wykładał z osobistych pieniędzy na wkład własny, jakie macie dochody, czy były jakieś darowizny od rodziców i dla kogo. Każda informacja jest ważna.

Niczego nie podpisuj bez konsultacji z prawnikiem i jeszcze co najmniej dwiema doświadczonymi osobami. I bez przemodlenia.

Lajla, wspieram cię modlitwą.

Jest taki "mój" święty, którego lubię. Tomasz Morus. Święty prawnik i to z prawników pierwszej ligi - perełka. Zginął w obronie wiary, w tym katolickiej nauki o małżeństwie. Sporo tych spraw prawnych u ciebie, więc poproszę go o pomoc dla ciebie. To dobry wstawiennik. I ma poczucie humoru.
Lajla
Posty: 99
Rejestracja: 11 lis 2023, 18:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Lajla »

Ruta pisze: 19 sty 2024, 19:51
Lajla pisze: 19 sty 2024, 14:07 Co do mieszkania, mieszkamy w domu, który jak mąż twierdzi jest jego..bo to on płacił i płaci kredyt. Ja jestem współwłaścicielem i kredyt jest też w połowie na mnie przynajmniej na papierze, bo nie spłacam. Nie miałabym z czego. Opłacam za to rachunki za dom, od 2 miesięcy. Nie stać mnie na wynajem mieszkania. Mąż po groźbach, ze mamy się wynosić. A ja zarobić na mieszkanie zmieniając pracę..Łaskawie pozwolił mi mieszkać z dziećmi jak długo chcemy..ale dom ma być przepisany na niego lub sprzedajemy. Nie mam na to siły. Niech sąd decyduje. Nie mam gdzie iść. Przyjechałam tu 300 km od domu rodzinnego z nim i dla niego. Zostanę sama, już zostałam. Więc nie wiem czy nie trzeba będzie wrócić na stare śmieci po 12 latach. Jako porzucona zona, z dwójką dzieci. Z duzego miasta do małej mieściny.
Dziś kiedy mój mąż dzięki mnie stał się karierowiczem i wielkim panem, ozdoba przy boku już niepotrzebna. Można szukać nowej.
Lajla, spokojnie. Ta piękna dziewczyna jest cały czas. Taką śliczną widzi cię Bóg, taka jesteś w Jego sercu. Pomoże ci w powrocie, w zdrowieniu, we wszystkim.

Byłam na tym samym etapie. Totalnej podłogi. Wrak. Potem się podniosłam. Dziś - az samej mi trudno uwierzyć - po 6 latach, w przeddzień wyroku rozwodowego znów jestem przy podłodze. Ale dziś daję sobie zgodę na to, by mieć takie emocje jakie mam. By się rozsypać. Rozpłakać. I choć rozsypana, to jestem w lepszym stanie niż byłam wtedy, zacięcie się przed rozsypaniem broniąc.

Jak się calkiem wtedy sypnęłam, trafiłam do fajnej pani psychiatry. Powiedziała mi, że wypieram (wtedy już od roku) żalobę i to ona mnie zjada i spycha na skraj depresji. Było ze mną słabo, bo przestałam jeść i spać. I ta moja psychiatra mnie tak powoli za uszy wyciągnęła. Z leków dostałam tylko łagodne nasenne, na krótki czas, by uregulować sen.

W ramach szukania swojej ślicznej dziewczyny, zadbaj o:
- 5 minut ruchu dziennie w formie dowolnej gimnastyki, takiej jaką lubisz,
- 10 minut ekspozycji dziennie na światło słoneczne,
- 5 minut tego co lubisz i co jest jakoś związane ze sztuką - słuchania muzyki, rysowania, śpiewania, ogladania albumu z obrazami, albo czytania wierszy. Podobno świetnie łagodzi to kobiecy mózg poddany stresowi. Mi łagodziło. Śpiewam. Albo czytam wiersze. Kolorowanie też jest fajne.

Właśnie się na nowo zbieram z podłogi i wdrażam ten program...20 minut dziennie dla mnie. Wiem już, że pomógł.

Druga sprawa to dieta. Pani doktor widziała w jakim jestem stanie, wiedziała, że zalecenie mi zdrowej diety, iluś tam posiłków dziennie nic nie da. Nie byłam w stanie tego ogarnąć. Nie byłam w stanie nawet połykać jedzenia.

Dostałam zalecenie kupienia sobie w aptece:
magnezu z potasem, drożdży w tabletkach,
multiwitaminy. Supelementację warto obgadać z lekarzem rodzinnym, internistą, albo i farmaceutką z apteki. Lepiej nie na własną rękę. To też mi pomogło.
***

Co do domu. Ja wiem, że latwo się poddać, powiedzieć: niech już sąd decyduje, niech już będzie jak mąż chce. Że nie ma siły.
Ja się poddałam. I żałuję. Finanse są ważne. Odrabiam zaległości teraz.

Wstępny pakiet informacji:

1. Podczas rozwodu lub sprawy o separację sąd nie orzeka o majątku małżonków.
2. Istnieje możliwość ustalenia sposobu korzystania ze wspólnego mieszkania, ustalenia miejsca zamieszkania dzieci sądownie oraz eksmisji małżonka, jesli stosuje przemoc, także psychiczną.O tym pogadaj z prawnikiem.
3. Często zdarza się, że żona jest szantażowana przez męża tym, że ma podpisać dokumenty u notariusza, pozrzekać się domu i innych rzeczy. W zamian są obietnice: będziesz mogła mieszkać dalej w domu, mąż się zgodzi na separację. Zrzeczenie się majątku następuje na papierze, reszta jest na wiatr. Potem jest normalnie sprawa o rozwód i nakaz wyprowadzki. Znam przypadki z naszej wspólnoty, gdy panowie w amoku wyprowadzali z domów żony z dziećmi.
O dom i swoje i dzieci prawa do niego zadbaj. Omów to z dobrym prawnikiem.
Jak poczytasz wątki na forum to znajdziesz i takie, w których żony podlegały szantażom i presji w sprawach majątku, podpisania dokumentów u notariusza.
Już teraz ucz się stawiać granice wobec męża w sprawach małych, by umieć potem postawic je w sprawach dużych.

4. Mąż nie ma racji mówiąc, że skoro on płaci raty, to dom jest jego. Jesli macie wspólnosc majatkową, to wasze dochody są wasze, nie osobno męża i twoje. I to co idzie z dochodów, jest waszą wspólną spłatą, nie męża.

Mądrze napisałaś - raz złamał słowo, więc nie ufam. Ja we wspóluzależnieniu cały czas dawałam kredyt zaufania mężowi, który złamał swoje słowo i mnie krzywdził. Kompletnie nie widząc bezsensu mojego zachowania.
***

Przed rozmową z prawnikiem zbierz informacje o domu, kto kupił, za ile, jak masz, weź umowę kredytu, ile kto wykładał z osobistych pieniędzy na wkład własny, jakie macie dochody, czy były jakieś darowizny od rodziców i dla kogo. Każda informacja jest ważna.

Niczego nie podpisuj bez konsultacji z prawnikiem i jeszcze co najmniej dwiema doświadczonymi osobami. I bez przemodlenia.

Lajla, wspieram cię modlitwą.

Jest taki "mój" święty, którego lubię. Tomasz Morus. Święty prawnik i to z prawników pierwszej ligi - perełka. Zginął w obronie wiary, w tym katolickiej nauki o małżeństwie. Sporo tych spraw prawnych u ciebie, więc poproszę go o pomoc dla ciebie. To dobry wstawiennik. I ma poczucie humoru.
Ruto mąż właśnie przyjechał do dzieci..ja uciekam usuwam się w cień..czytam Ciebie na szybko. Bo w głowie tylko jedna myśl..mąż wygląda dobrze. Ma się świetnie, jest wesoły. A ja wrak człowieka. Schudłam 8 kg..maluje się codziennie, dbam o włosy itp ale z dawnej mnie nie ma wiele..
Robię dobrą minę do złej gry. I uśmiecham się na widok dzieci bawiących się z tatą. Niecodzienny to widok wszak, on w domu z dziećmi, bawią się nowymi klockami na podłodze…

Co do domu. Szanse marne. Najprawdopodniej darowizna od matki. Zero wkładu mojego. Zero moich wpłat za raty. Tyle w temacie. Na resztę nie mam siły. Nie chce mi się żyć.
Bławatek
Posty: 1685
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Bławatek »

Lajla pisze: 19 sty 2024, 19:12
Bławatku to co robi mój mąż jest dla mnie wciąż niezrozumiałe. Wszystko jest dziwne i owiane wielką tajemnicą. A każda rozmowa, choć ciężko to nazwać rozmową w ogóle, kończy się tym, że słyszę tylko, że to wszystko jest moja wina. Bo to ja go wyrzuciłam, to ja chciałam rozwodu, ja, ja, ja..
To nic, że chciałam rozmawiać, ratować, iść na terapię. To nic, ze od września proszę by poświecił dzieciom więcej czasu niż kilka godzin jeden dzień w tygodniu. Ani razu nie przyjechał do domu do dzieci, tylko zawsze zabierał je poza dom. Nie wchodzi do domu, tylko do przedpokoju, chyba, że chce zabrać coś swojego to przemyka szybko jak szczur. Ucieka przed rozmową ze mną, rzucając jakiś niemiły obwiniający mnie tekst. Nie rozmawia ze swoją rodziną, z tego co mi wiadomo nie mówi nic o tej sytuacji. Raz tylko na początku rzucił, że będzie szukał adwokata i się rozwodzi. Później już nie wracał do tematu, a wiem, że teściowa próbowała z nim rozmawiać.
Nie widział dzieci ostatnio miesiąc. Nie zadzwonił, nie napisał do dziecka choćby zapytać co w szkole, nie odbierał też telefonów od dziecka. Nawet w swieta dzieci olał. Tak się stało odkąd wynajął mieszkanie 10 min od nas. Od tamtej pory choć twierdził, ze to po to by być blisko i nam pomagać było go tylko mniej.
Po miesiącu odezwał się jak gdyby nigdy nic kiedy może przyjechać po dzieci, a właściwie po jedno. Nie zgodziłam się, bo albo bierze obie albo żadną.
Nie odpisuje na moje wiadomości. Dziś odpisał jedynie, że moje starania o normalną rozmowę o tej sytuacji o naszym małżeństwie, moja chęć jego powrotu, prośby dzieci by został, by wrócił do domu to wg niego moje „chore akcje”. No cóż..on podjął dla mnie chorą decyzję i nie rozumie chyba, że dla mnie nie jest to normalne. Nie rozumiem tego i nie potrafię się z tym pogodzić. Liczył chyba na to, że ja powiem aaa porzucasz nas? Ok fajnie, do zobaczenia za tydzień.
Lajlo może nie uwierzysz ale u nas było tak samo - opisakas mojąhistorię - ja prosiłam męża by do syna zadzwonił bo syn tęskni a on nie miał czasu. Mój mąż nie chciał z nikim rozmawiać, żadne argumenty do niego nie trafiały. A pozwem mnie prawie zabił - nie dość, że szybko go dostałam, to też się wkurzyłam gdy przeczytałam, że mąż nie chce by sąd regulował jego kontakty z synem - dla mnie to było ewidentne olanie potrzeb dziecka. Nawet nie wiesz jaką lwicą broniącą dobra dziecka się wtedy stałam. Dużo przesyłam, dużo czytałam tu na forum, a i w realu mam kontakt z dziewczynami od których mąż odszedł - to jest zawsze olbrzymi cios.

Masz prawo do bólu i smutku, masz prawo do złości i żalu. Ale masz też prawo do życia w radości. Wiadomo, że teraz się nie da, ale daj sobie szansę, nie trać nadziei. Nie jesteś sama - masz dzieci, rodzinę, znajomych pewnie też. Na forum możesz się wygadać. A przede wszystkim masz Boga, który chce Twojego dobra.

Mi w takiej beznadziei pomagała piosenka "Nikt cie nie kocha tak jak Ja" - miłość Jezusa daję siłę, osusza każdą łzę i mobilizuje do działania.

A mąż? - możliwe że nigdy nie będzie szczęśliwy, zawsze będzie czegoś szukał i nieraz się zawiedzie. Bo szuka nie tam gdzie trzeba.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Ruta »

Lajla, czy ty korzystasz z pomocy psychiatry? Mi to bardzo pomogło. Bez leków, które mi pomogly uregulowac sen, doszłabym do jezcze cięższego stanu.

Jesli nie masz takiej pomocy, to uznaj to za priorytet.
Lajla
Posty: 99
Rejestracja: 11 lis 2023, 18:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Lajla »

Fasolka pisze: 19 sty 2024, 17:04 Lajla
Przestaw prosze swoje myślenie, wstań z kolan do męża i roki ofiary. Jestem w takiej samej sytuacji.
To nie jest łaska męża że możecie mieszkać w domu . Macie współwłasność i połowa domu jest Twoja.
Rozpad jest z winy męża wiec możesz walczyć o to w sądzie co może znowu wpłynąć na podział majątku. A jeśli nie to dom sprzedajecie i bierzesz swoją polowe która pozwoli Ci na wynajem lub zakup czegoś tam gdzie będziesz chciała.
Miłość miłością ale zadbanie o siebie i dzieci powinno stanowić nasz priorytet.
Damy radę Lajla!
Bardzo bym chciała podnieść się z kolan i być znów tą silną i pewną siebie kobietą, za którą to on powinien dziś płakać i żałować, że zostawił, bo przecież na jego miejsce jak to powiedział jego szwagier, legiony ustawiać się będą..Sęk w tym, że mdli mnie na samą myśl. Nigdy w życiu!

Kocham męża. Może to jakaś miłość patologiczna, ślepa, bo przecież jak był w domu bywało, że nie mogłam na niego patrzeć, nie spędzaliśmy razem wieczorów itp
Ranił mnie każdego dnia swoim chłodem, obojętnością, swoim beztroskim podejściem do życia, nałogami, uzależnieniami, wręcz drażniła mnie jego osoba..
Ale byly tez te dobre momenty, kiedy patrzyłam z miłością, choć tych było zdecydowanie mniej.

Ja nie wiedziałam, że tak będę to przezywać..że tak bardzo będę tęsknić..
Ja głupia myślałam, że będę mieć święty spokój, poczuję ulgę, nikt nie będzie mnie denerwował, będę wiedziała, że mogę liczyć tylko na siebie, nie bede zastanawiać się gdzie jest, co robi, kłamie czy mówi prawdę, wróci na czas czy znowu nie, nikt nie będzie mnie krytykował za to co zrobiłam i czego nie zrobiłam.

No cóż, głupota ludzka nie zna granic..
Dziś gdy patrzę na cierpienie dzieci i ich tęsknotę za ojcem, serce rozpada się na milion kawałków. One widzą mamę (a raczej cień dawnej mamy) smutną, zapłakaną, sfrustrowaną jeszcze bardziej, przemęczoną, widzą pewnie też strach w moich oczach, lęk o naszą przyszłość, o nie..czy poradzę sobie sama z ich wychowaniem? Czy dam radę być i matką i ojcem? Co kiedyś usłyszę od nich? Dziękuję Ci mamo czy zawiodlas na całej linii?
Lajla
Posty: 99
Rejestracja: 11 lis 2023, 18:05
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Lajla »

Ruta pisze: 19 sty 2024, 22:09 Lajla, czy ty korzystasz z pomocy psychiatry? Mi to bardzo pomogło. Bez leków, które mi pomogly uregulowac sen, doszłabym do jezcze cięższego stanu.

Jesli nie masz takiej pomocy, to uznaj to za priorytet.
Nie..i od każdego to słyszę, ale dziewczyny..ja jestem tu sama, z dwójką dzieci. Każdy dzień wypełniony po brzegi. Na tyle, że muszę kombinować kiedy umyć włosy, a kiedy zdołam zdążyć zrobić zakupy..poważnie. Teraz córka chora to ja na zwolnieniu. Nie powinna wychodzić z domu, ale musiałam dziś zrobić zakupy i załatwić kilka spraw, które czekały od tygodni, bo miałam wreszcie czas, ale za to chore dziecko po sklepach ciągam..😫 nie do pomyślenia..ale nie mam wyboru. Nie mam komu powierzyć opieki nad dziećmi, bo tatuś preferuje weekendy najlepiej 1 dzień w tygodniu. Albo wcale. Bo on pracuje, ja za to leżę i pachnę..chciałabym. Padam razem z dziećmi najczęściej, a obowiązki się piętrzą. Do pracy chodzę nieprzygotowana, wciąż niczyms zapominam, dom ogarnęłam dopiero niedawno, bo wcześniej tylko niezbędne minimum. Wszystko zawalam, jestem niewyspana, przemęczona. Ale postanowiłam nie prosić o nic męża. Gdyby chciał pomoc zapytałby czy czegoś nie potrzebujemy. Wiem, ze psychiatra, psycholog wskazany. Powinnam tez odwiedzić innych lekarzy, dzieci zabrać do dentysty, tysiace spraw..ale nie mam czasu, głowy..
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż odszedł..

Post autor: Ruta »

Lajla, priorytetem jesteś teraz ty.
Jeśli opadniesz z sił i się rozsypiesz, nie pomożesz nikomu. Zajrzyj na początek do psychiatry. Tak na wszelki wypadek.

Proszenie o pomoc to w sytuacji samotnej mamy podstawa. Tak jak i reorganizacja.

Podpowiedzi jakie dostałam i wyczytałam na forum bardzo mi w tym pomogły, m.in.

Zmiana syatemu pracy. W czasie gdy zostałam sama, nie było jeszcze pracy zdalnej, ale udało mi się wynegocjować, że więcej pracy wykonywałam w domu. Wtedy to była dobra wola pracodawcy. Dziś możliwości jest więcej. Rodzice mają w tym zakresie więcej praw.

Korzystałam też z pomocy innych mam, szczególnie gdy syn stracił prawo do świetlicy. U nas w szkole tylko dzieci z najmłodszych klas mogły z niej korzystać. Ja w zamian z odbieranie syna i zajmowanie się nim do mojego powrotu odprowadzałam dzieci rano i przejmowałam na popołudnia.

Z innymi mamami wymieniałam się także opieką w weekendy, dowożeniem dzieci na zajęcia. Dzięki temu miałam trochę oddechu dla siebie.

Gdy się sypnęłam psychicznie, skorzystałam też ze zwolnienia lekarskiego. Bardzo się tego bałam i późniejszego powrotu do pracy także. Nie miałam z tego powodu trudności. No ale nie wszędzie tak jest. Za to miałam potem trudności w związku ze zwolnieniami "na dzieci" w czasie pandemii, jak pozamykano szkoły. No i zostałam zwolniona.

"Odkryłam" dla siebie zakupy internetowe. Najpierw wydawało mi się, że zakupy spożywcze muszę robić sama, sama wybrać jabłuszka i mięso. Nie muszę. Przy dużych zakupach dostawy są bezpłatne. Oszczędność czasu i pieniędzy.

Obnizyłam tez swoje standardy utrzymania domu i czystości.

Każda czynność mniej, to był sukces.
ODPOWIEDZ