agni_sagram pisze: ↑12 lut 2024, 13:13
Oj Lajla, doskonale Cię rozumiem, mam podobne przemyślenia. Bardzo się boję tej samotności do końca życia, jeśli mój mąż dostanie rozwód i odejdzie. Wiem, że przy Bogu będę się czuła spokojna, może radosna, jednak - nie oszukujmy się - nie zostaliśmy tu na ziemi stworzeni do życia w pojedynkę. I ta myśl przytłacza, nawet jeśli się znajdzie wspolnotę, przyjaciół, nowe hobby..
Trzeba się modlić o siłę, wytrwałość i o cud nawrócenia i uratowania małżeństwa - ja tak robię i wierzę, że moja modlitwa nie pozostanie bez odpowiedzi.
Agni, nie ma tu takiego przełożenia, że jak mąż nie dostanie rozwodu to nie odejdzie.
Decyzje sądów mają wpływ na wiele rzeczy. Ale nie naprawiają relacji.
Nie ma też takiego przełożenia, że jak sąd orzeknie rozwód, to już będzie koniec relacji małżeńskiej. Wiele małżeństw naprawia się po rozwodzie. Nic z tego nie zależy od sądu.
Wiele natomiast zależy od nas samych. Modlitwa jest ważna. Ale sama modlitwa nie rozwiązuje wszystkiego. To punkt wyjścia.
W modlitwie uczę się relacji z Bogiem. To czas jaki spędzamy wspólnie. Czas dla Boga. Powoli w modlitwie otwieram się na Boże prowadzenie. Na pracę nad sobą. Na nawrócenie. Modlitwa to także nauka współpracy z Bożą Łaską. W mojej historii tej współpracy są i sprawy rozwiązane od ręki, bez mojego udziału. Mocą Bożą. I takie, które czekały na rozwiązanie. I takie, które sama potrzebowałam solidnie przepracować.
Mój mąż odszedł ponad sześć lat temu. Potrzebowałam swoje odpłakać, przejść proces żałoby. Przepracować lęk przed życiem w pojedynkę. Kwestie związane z czystością. Ból związany ze stratą nie tylko ważnej dla mnie relacji, ale też moich wyobrażeń o tym, jakie ma być moje życie.
Trudno było mi pożegnać marzenia o pełnej szczęśliwej rodzinie, o większej liczbie dzieci, o spokojnym radosnym życiu, ładnym ogrodzie, miłych wakacjach, dorastających dzieciach, piesku, kotku i strumyczku. To są ładne marzenia i myślę, że Bóg je lubi. Tak jak lubi się budowle dzieci. Domki z piasku, z patyczków, szyszek. Śliczne. I kruche. Myślę, że Bóg ma dla nas znacznie więcej.
Mój terapeuta współuzależnień, od którego dużo się nauczyłam mówił: macie piękny dom, przepiękny ogród i cudowny świat, a siedzicie w piwnicy i myślicie, że to już wszystko. Zajrzyjcie chociaż do salonu
Natomiast nawet nie wiem kiedy upłynęło mi te sześć lat. Bo to było intensywne sześć lat: pracy nad sobą, terapii, zdrowienia. Stawania w prawdzie o sobie. Fajnie oddaje to post "W złote ramki oprawić słowa Kasi"
viewtopic.php?t=233
To nie zawsze był spokojny i radosny czas. Przeszłam dużo zmagań wewnętrznych ze sobą, bólu, tęsknoty, niepokojów. Ale też słodyczy, radości, pociech. Co już myślałam, że wykonałam dobrą robotę, pokazywała mi się nowa góra. Albo sterta gruzu. Nieraz miałam wrażenie, że za szybko, za dużo.
Co dalej? Nie wiem. Ale to moje: nie wiem, teraz jest pełne radości i ufności. Jest mi na tej mojej drodze z Bogiem dobrze.
Agni, wszystko powoli się na Bożej drodze układa. Na właściwych miejscach. Będzie dobrze. Dla mnie taką szkołą ufności i otwierania się na Boże dzialanie była Modlitwa Ojca Dolindo - Jezu, Ty się tym zajmij. Znajdziesz jej nagrania na You Tubie.