Czy jest o co walczyć...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

MarryJane
Posty: 15
Rejestracja: 18 mar 2024, 11:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Czy jest o co walczyć...

Post autor: MarryJane »

Witam wszystkich,
Od kilku miesięcy zaglądam na forum i zdecydowałam się opisać swoją sytuację. Jestem w małżeństwie sakramentalnym od 2018 roku. Mój mąż jest ode mnie sporo młodszy. Miałam wątpliwości czy takie małżeństwo się uda, ale skutecznie mnie do tego przekonał. Mamy dwójkę małych dzieci (młodsze jeszcze nie ma roku).
W styczniu tego roku mąż się wyprowadzil. Zostałam z dwojak małych dzieci. Powiedział, że się odkochal, że nigdy nie kochał, że go w jakiś sposób zmusilam do małżeństwa, że go niszczę psychicznie, że jak ze mną zostanie to popełni samobójstwo. Mąż ma depresje, powiedział mi o niej pół roku po ślubie. Mocno się tym przejęłam, ale był to też czas kiedy poroniłam, więc trudny i dla mnie, zwłaszcza że o kolejną ciążę nie bylo latwo. Teraz usłyszałam, że to ja jestem winna jego depresji. Już w małżeństwie zarzucał mi że go nie wspierałam i chciałem żeby wyzdrowiał, żeby mi było lepiej. Że się nie przejęłam jego myślami sambojczymj. Wspierałam jak potrafiłam i bardzo się przejmowałam i próbowałam pomoc. Ale to nie było dla niego odpowiednie wsparcie, a jakie by było odpowiednie to on sam nie wie.
Druga sprawa, to bliskość. Mąż nie chciał ze mną sypiać. Z racji moich przekonań (i wydawało mi się że męża też) zachowaliśmy czystość przed ślubem. Niestety po ślubie maz już w podróży poślubnej odmówił mi bliskości. Strasznie mnie to zabolało, później już całe nasze małżeństwo tak wyglądalo. Mąż nie chciał o tym rozmawiać bo miał depresje.
W domu i przy dzieciach pomagał dużo, nawet czułam się trochę odsunięta od starszego dziecka bo on chciał wszystko. Problem polegał na tym że czułam się dla niego kompletnie niewidzialna, a każda rozmowę na ten temat zamykało słowo depresja. Nie chciał ze mną spędzać czasu, rozmawiac, okazywać bliskość. A on czuł się obciążony ilością obowiązków. Druga ciąże w większości przeleżałam bo czułam się fatalnie i chyba wtedy ogarnianie domu i starszego dziecka okazało się być dla niego za trudne.
Ostatecznie mąż się wyprowadzil w styczniu, po tym jak na imprezę firmowej zacieśnił znajomość z koleżanką z pracy. Błagałam go o terapię małżeńska, ale po pierwszym spotkaniu zrezygnował bo usłyszał od pani psycholog że jeśli mamy pracować nad naszym związkiemnto to musi zrezygnować z relacji z koleżanką z pracy (utrzymywał, że to tylko przyjaciółka) a on nie chciał. Błagałam żeby nie krzywdził mnie i dzieci,ale on uważa że przy mnie się zabije.
Ciągle żyje nadzieja że jakiś się to poskleja, chociaż chyba oszukuje sama siebie. Wiem, że mąż spotyka się z tą "koleżanka", że razem wyjechali. On wciąż mi wmawia że sobie cos uroilam i nic ich nie łączy.
Odkąd odszedł mało widzi się z dziećmi. Umawia się że odprowadzi dziecko do przedszkola i się nie pojawia..zdarzyło mu się wyjść z widzenia z dziećmi po 15 minutach bo źle się czuł psychicznie. Z drugiej strony wiem że na wyjazdy i wyjścia ma siłę i energię. Sama nie wiem czy ta depresja to manipulacja jakaś. Pisze chaotycznie bo jestem w tym wszystkim strasznie pogubiona. Staram się modlić i odbudowywać swoją relację z Bogiem, ale aktualnie mam jakiś ciężki czas. Zwłaszcza jak widzę cierpienie starszej córki. Ona kocha tatę i nie rozumie czemu odszedł. Zwłaszcza że odchodząc powiedział że nie wie czy to tak na stałe czy wróci. Nie mam siły jeszcze uregulować alimentów i widzeń z dziećmi prawnie. W małżeństwie starałam się dużo rozmawiać z mężem o tym co jest dla mnie trudne, o swoich potrzebach. Mąż milczał i nic z tym nie robił. On tym jak on się czuje nic nie mówił. Takze nasz kryzys chyba tak na prawdę trwa już długo. A ja czekałam aż mu się uda wyleczyć depresje i naiwnie liczyłam, że razem odbudujemy (a może zbudujemy od nowa) relacje., ale wtedy była już ta "koleżanka" i wg niego już za późno żeby coś ratowac. Wydaje mi się że ta depresja męża jest skutkiem jakiś zaburzeń osobowości, ale mąż nie chce psychoterapii, chodził dwa lata i mówi, że to nic nie daje. Brał antydepresanty, ale z przerwami.
Al la
Posty: 2761
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: Al la »

Witaj MarryJane.

Dziękuję, że podzieliłaś się swoją historią i przykro mi, że jesteś kolejną osobą na tym forum przeżywającą kryzys małżeński.

Zajrzyj, proszę, na naszą stronę https://sychar.org/, Jest tam wiele materiałów i informacji nt kryzysu w małżeństwie. A tu jest lista polecanych książek viewtopic.php?f=10&t=383
Nie mam siły jeszcze uregulować alimentów i widzeń z dziećmi prawnie.
Ważne, żeby to uregulować, to jest obowiązek ojca i męża i prawo dzieci, żeby im zapewnić godne warunki do życia.
Nie ubiegając się o alimenty zdejmujesz z męża odpowiedzialność za rodzinę i nie pozwalasz mu ponieść konsekwencji jego decyzji. Tak samo z widzeniami męża z dziećmi i jego odpowiedzialnością za ich wychowanie. Może warto poszukać prawnika, który wyjaśni Ci Twoje prawa.

Pozdrawiam, na pewno odezwą się w Twoim wątku nasi forumowicze.

Pamiętaj, aby nie podawać szczegółowych informacji, internet nie jest anonimowy.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Bławatek
Posty: 1685
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: Bławatek »

Witaj MarryJane,

Przykro, że trafiasz na forum, z problemami w momencie gdy macie małe dzieci.

Pytasz "czy jest o co walczyć..." choć to trudne, to tak. Zarówno o małżeństwo - bo zawsze jest szansa na nawrócenie męża, jak i o siebie - bo bycie razem z mężem nie warunkuje czy jesteśmy szczęśliwe, więc warto myśleć też o sobie, zadbać o siebie. A to przecież powinno być dla nas ważne. A najważniejszym zadaniem każdego chrześcijanina jest wzrastać w wierze i dążyć do zbawienia - więc jest o co walczyć.

Zapewne jest Ci bardzo trudno po odejściu męża tym bardziej, że macie malutkie dzieci. Mój mąż po raz pierwszy wyprowadził się gdy nasz syn miał ponad pół roku. Szok to dla mnie był wielki (wtedy niestety Sycharu jeszcze nie znałam). I strach jak ja sobie sama z maluszkiem poradzę. Mąż wrócił po paru dniach (jego ojciec go do tego zmusił), ale i tak w większości lat był nieobecny duchem. Mój mąż miał zawsze skomplikowany charakter, łatwo się gniewał i obrażał, urządzał ciche dni, a do tego miewał stany przygnębienia (depresyjne) - zawsze mówił, że ja go denerwuje, że przeze mnie się źle czuje. Lubił wpędzać innych w poczucie winy. Ale to jego obszar działania i pole do naprawy. Mój mąż ma dużo cech niedojrzałości, narcyza. Piszesz, że Twój mąż miewa dużo stanów depresyjnych, pewnie lubi gdy jest w centrum uwagi, a jak nie, to się źle czuje. Ciężko się z takimi osobami funkcjonuje. Najgorzej jak nie patrzą na dobro drugiego człowieka.

MarryJane podobnie jak inni odchodzący, twój mąż jest teraz w takim stanie, że nic nie będzie do niego docierać - żadne prośby ani groźby. Dlatego, choć to trudne, zadbaj o siebie. Jeśli mąż nie chce uczestniczyć w terapi małżeńskiej to ty miej swoją - to dobrze robi, pomaga stanąć na nogi, a tego ci w tej chwili najbardziej potrzeba. Dla ciebie i dla dzieci. Modlitwa też pomaga stanąć na nogi. Bóg chce naszego dobra i otoczy cię swoją opieką.

Mój mąż od razu po wyprowadzce zaczął płacić alimenty, więc z tym nie miałam problemów, ale do dzisiaj nie potrafię z nim ustalić dobrych kontaktów z synem - zawsze się miga od tego obowiązku i powinnosci. Próbowałam wielu rzeczy, ale on zawsze działa po swojemu. Zawsze na początek warto porozmawiać o alimentach z mężem, a jak się nie uda to szybko poszukaj prawnika, który Ci pomoże wszystko ogarnąć, bo stan po odejściu męża potrafi mocno nami wstrząsnąć i często czujemy niemoc i strach by coś robić.

A czy twój mąż nie miał problemów z pornografią? Jeśli unikał z tobą współżycia od początku małżeństwa to coś musi być na rzeczy.

Jestem z modlitwą. Bożej opieki i prowadzenia życzę.
MarryJane
Posty: 15
Rejestracja: 18 mar 2024, 11:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: MarryJane »

Dziękuję za odpowiedź.
Rzeczywiście mąż lubi być w centrum uwagi, lubi być tym fajnym. U nas podobnie, przez większość małżeństwa miałam wrażenie że mąż jest obok a nie z nami, nie ze mną. Ale wszystko dało się wytłumaczyć depresja. A ja trwałam i czekałam, aż się ta depresja uda wyleczyć i naiwnie marzyłam że wszystko będzie wtedy dobrze. 40lat na karku a taka naiwność u mnie 🤦
Mąż płaci na dzieci, ale wydaje mi się, że poczułabym się pewniej jakby to było jednak uregulowane prawnie. Na razie zbieram w sobie siłę.
Z pornografia mąż nie miał problemu. Mamy dość małe mieszkanie więc raczej bym zauważyła. Zresztą do momentu pojawienie się "koleżanki z pracy" mąż nigdy nie ukrywał przede mna telefonu i miałam dostęp do jego telefonu czy komputera. Może to jakiś problem z dzieciństwa który jest w nim głęboko zakopany. Nie wiem, na pewno on nie chce na razie się do niczego dokopać. Psychoterapia to wg niego bezsensowne grzebanie się w przeszłości. Jakim poruszylam.temat sexuologa to uznał że jemu nie jest potrzebny. Z tego co się orientuję to ta "koleżanka z pracy" stała się jego terapia. Myślę że do naszego kryzysu i oddalenia emocjonalnego mocno przyczynił się właśnie brak bliskości fizycznej. To jednak ważna część w małżeństwie.
Odkąd dowiedziała sie o jego wyjeździe w góry z kimś (na 90% z tą koleżanka) to coś we mnie pękło. Czuję do męża głównie obrzydzenie, a nie chce żeby tak było. Odwracam głowę jak się widzi z dziećmi i córka się do niego przytula.
Wiem, że w małżeństwie ja też robiłam błędy i za kryzys jesteśmy oboje odpowiedzialni. Chodzę na spotkania do psychologa, które bardzo mi pomagają i otwierają oczy. W małżeństwie też chodziłam przez pewien czas do psychologa.
Od lat mówiłam mężowi że nasza relacja leży i powinniśmy iść na terapię, że zyjemy obok siebie. Mój błąd polegał na tym, że czekałam aż mąż ogarnie ta terapię, albo chociaż zadzwoni do psychologa jak mu nr podeslalam. Pewnie powinnam się tym sama zająć, ale wtedy myślałam, że jak on to zrobił to będzie znak, że jemu też zależy. Głupie myślenie.
Mąż w ogóle był mało sprawczy i prawie nie decyzyjny, za to ja lubilam mieć kontrolę, co z drugiej strony bardzo mnie drażniło, że wszystko na mojej głowie. Czułam się jak jego matka a nie żona.
Mąż dużo robił w domu, ale głównie na moje polecenie.
Mąż na swój sposób starał się o mnie dbać, ale nie dopuszczal do siebie że moje potrzeby są zupełnie inne. Że ja nie potrzebuje żeby mi zrobił kanapki na kolację i postwila na stole, ja zamiast tych kanapek chciałam żeby ze mną spędzi czas, porozmawiał. I nie było tak że miał się domyślić. Mówiłam to wprost... Ale on nie był w stanie być ze mną. On mnie zasypywał tymi kanapkami i siadał.z telefonem, ja się frustowalam, że jest obok a nie ze mną, a on się frustrował, że tyle z siebie daje a mi jest mało. Może przykład kanapek trochę głupi, ale mniej więcej tak to działało.
Od wczoraj zachowanie męża się trochę zmieniło, zaproponował że pojedzie z dzieckiem do lekarza, a odkąd odszedł ani razu tego nie zrobił, w młodsza córka choruje prawie nim stop od grudnia. Zaproponował też że zrobi córce remont w pokoju i żebym nie brała ekipy. Obawiam się, że robi sobie podkład pod rozprawę w sądzie. Może "koleżanka z pracy" tak mu podpowiada.
Wcześniej pisał głównie jaki to jego stan psychiczny jest fatalny i nie może wstać z łóżka. Szczerze mówiąc mam obawy czy bezpiecznie jest zostawiać z nim dzieci sam na sam j na razie staram się być obecna przy każdym ich spotkaniu (nie jest tego dużo więc to nie problem).
Dużo myśli lata mi po głowie i duzo emocji mną targa. Nie mogę jakoś sobie tego poukładać.
MarryJane
Posty: 15
Rejestracja: 18 mar 2024, 11:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: MarryJane »

Jeszcze ważna informacja o mnie. Jestem DDA. Mąż pewnie DDA i DDD. Nie zna ojca, wychowany przez depresyjna matke, w domu z dziadkiem alkoholikiem. Także grunt pod kryzys mocny 🤦
Dojrzewam powoli do terapii DDA, ale z dwójką dzieci na pokładzie to po prostu trudne organizacyjne. Młodsza córka to typowy high need baby* [dziecko o wysokich potrzebach] przyklejony do mnie i nieodkladalna. Starsza czeka na diagnozę w kierunku spektrum. Jest trudno.
Ostatnio zmieniony 20 mar 2024, 15:08 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: *edit - dodano tłumaczenie obcojęzycznego zwrota. Moderacja prosi o nieużywanie zwrotów obcojęzycznych, patrz Regulamin forum.
Al la
Posty: 2761
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: Al la »

MarryJane pisze: 20 mar 2024, 13:33
Mąż na swój sposób starał się o mnie dbać, ale nie dopuszczal do siebie że moje potrzeby są zupełnie inne. Że ja nie potrzebuje żeby mi zrobił kanapki na kolację i postwila na stole, ja zamiast tych kanapek chciałam żeby ze mną spędzi czas, porozmawiał. I nie było tak że miał się domyślić. Mówiłam to wprost... Ale on nie był w stanie być ze mną. On mnie zasypywał tymi kanapkami i siadał.z telefonem, ja się frustowalam, że jest obok a nie ze mną, a on się frustrował, że tyle z siebie daje a mi jest mało. Może przykład kanapek trochę głupi, ale mniej więcej tak to działało.
MarryJane, to polecam do przeczytania "5 języków miłości" Gary Chapmana, albo chociaż poszukaj w internecie.
Jest ich 5: kontakt fizyczny, słowa, czas, przysługi, podarunki.
Najwyraźniej u Twojego męża to przysługi. I na pewno coś jeszcze.
A u Ciebie?
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
MarryJane
Posty: 15
Rejestracja: 18 mar 2024, 11:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: MarryJane »

Znam. Mój to wspólny czas zdecydowanie na pierwszym miejscu oraz kontakt fizyczny. Chociaż w tej kwestii, przy dwójce małych dzieci na pierwszy plan wysuwa się przebodzcowanie więc potrzeba dotyku staje się mniejsza.
MarryJane
Posty: 15
Rejestracja: 18 mar 2024, 11:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: MarryJane »

U męża jeszcze były chyba słowa, w sensie potrzeba doceniania, a ja przyznaję że z chwaleniem siebie czy kogoś mam problem. Teraz to już wiem.
MarryJane
Posty: 15
Rejestracja: 18 mar 2024, 11:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: MarryJane »

Dziś dostałam smsa od męża, który nie był kierowany do mnie. Dziękował w nim kowalskiej za wspaniały jak zwykle dzień. Teraz już mam pewności, że ta koleżanka z pracy to coś więcej. Mimo wszystko to boli.
Bławatek
Posty: 1685
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: Bławatek »

MarryJane pisze: 08 kwie 2024, 0:01 Dziś dostałam smsa od męża, który nie był kierowany do mnie. Dziękował w nim kowalskiej za wspaniały jak zwykle dzień. Teraz już mam pewności, że ta koleżanka z pracy to coś więcej. Mimo wszystko to boli.
MarryJane przytulam Cię mocno. Takie wiadomości zawsze bolą. Nawet gdy na 99% jesteśmy pewni zdrady małżonka, to zawsze mamy 1% nadziei, że tak nie jest. Boli też świadomość, że my urobione po łokcie bo trzeba ogarnąć dzieci, dom, pracę, a mąż w tym czasie się doskonale bawi. Taka niesprawiedliwość.

Niech Cię Bóg utuli w twoim bólu i żalu. Niech Ci pomoże przez to wszystko przejść.
MarryJane
Posty: 15
Rejestracja: 18 mar 2024, 11:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: MarryJane »

Tak bardzo bym chciała się od tego wszystkiego odciąć, ale nie mogę bo mamy dzieci. Jeszcze w sobotę do mnie mąż pisał, że nie będzie się widział z dziećmi w niedzielę bo starsza córka źle znosi rozstania z nim, że niby dla jej dobra, a tak na prawdę miał po prostu plany z kowalska na niedzielę
MarryJane
Posty: 15
Rejestracja: 18 mar 2024, 11:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: MarryJane »

Zupełnie nie wiem jak się w tym odnaleźć. Z jednej strony chce bardzo żeby dzieci miały pełną rodzinę, z drugiej nie wyobrażam sobie życia z kimś kim stał się mój mąż. Z trzeciej... Ja sama z dwójką małych dziewczynek. Jak ja je obronie przed złem tego świata z skoro nawet ich własny ojciec pokazuje jak postępować źle. Czy starczy mi siły fizycznej i psychicznej. Przez 5lat małżeństwa mąż zniszczył mnie swoją depresja. Stałam się współuzależniona od jego depresji.
Bławatek
Posty: 1685
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: Bławatek »

MarryJane my kobiety wbrew pozorom jesteśmy silne. A z Bożą pomocą tym bardziej damy radę. Wiadomo, że lepiej gdy dzieci mają możliwość żyć w pełnej rodzinie, ale jak sama widzisz niekiedy się nie da. Bo nie da się zmusić nikogo do miłości, do bycia razem. Ja już 4 lata bez męża- nawet nie wiem kiedy to przeleciało. Początki byly trudne, teraz dzięki zorganizowaniu i planowaniu daję radę. Dobrze mieć wsparcie rodziny, sąsiadów (my mamy to szczęście, że niedaleko nas mieszkają koledzy syna I czasami syn nocuje u nich, potem oni u nas - jakieś parę godzin mam wówczas luzu). Gdy się ma dobre kontakty z innymi to gdy mąż nawala (a mój nawala cały czas) to jest kogo poprosić o pomoc, zajęcie się dziećmi na chwilę by wyskoczyć gdzieś bez nich.

I doskonale rozumiem twój ból - mój mąż też znajduje przeróżne wymówki by u syna się nie pojawić, a teraz to już nawet wogole. Zresztą całe 4 lata kłamał. Teraz w nic mu nie wierzę. Syn tez nie. Na ile mogę daję swój czas synowi i dobrze spędzamy ten czas.

Niech Cię Bóg wspiera.
MarryJane
Posty: 15
Rejestracja: 18 mar 2024, 11:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: MarryJane »

Bławatek, bardzo dziękuję za odpowiedź.
Próbuje uwierzyć, że to co się dzieje ma jakiś sens czy cel, ale jest ciężko. Dziewczynki są jeszcze takie małe.
rose
Posty: 137
Rejestracja: 14 mar 2020, 11:39
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy jest o co walczyć...

Post autor: rose »

MarryJane pisze: 08 kwie 2024, 21:52 Ja sama z dwójką małych dziewczynek. Jak ja je obronie przed złem tego świata z skoro nawet ich własny ojciec pokazuje jak postępować źle. Czy starczy mi siły fizycznej i psychicznej.
MarryJane starczy Ci sił, bądź tego pewna. Nie wybiegaj zbytnio w przyszłość, zajmij się dniem bieżącym - tak jest łatwiej...
Początki są ciężkie, wiem przez co przechodzisz. Jestem w podobnej sytuacji, trzy córki. Wprawdzie starsze od Twoich ale najmlodsza to wciąż dziecko żłobkowe. Ja po trzech miesiącach od wyprowadzki łapie dystans. Zaczynam dostrzegać plusy, zaczynam powoli otwierać się na świat. Skupiam się na dzieciach, cieszę się z ich spokoju. Jest nam dobrze, chociaż bywa ciężko.
Chwilę po wyprowadzce męża poszłam do spowiedzi i w konfesjonale usłyszałam: zajmij się dziećmi, one tego potrzebują. To taka mądra rada, im też jest ciężko.
Dużo siły dla Ciebie, dasz radę!
ODPOWIEDZ